Novae Res, 2013
s. 181
978-83-7722-879-1
Cena: 24 zł
Wyzwania:
+ Przeczytam tyle,
ile mam wzrostu (+ 1,3 cm)
+ 52 książki
Ocena: 5/10
~*~
Główny bohater, mol
książkowy będący u progu dorosłości, przypadkiem natyka się w gazecie na
ogłoszenie pracy, przez które to Wydawnictwo Paraliterackie poszukuje młodych i
bystrych ludzi na sprzedawców literatury. Zaintrygowany maturzysta, niemogący
się zdecydować, czy wybrać drogę kształcenia naukowego czy od razu zacząć pracę
zawodową, odpowiada na ogłoszenie i zostaje, ku swojemu zaskoczeniu, zaproszony
na rozmowę. Przeprowadza ją bardzo „zaangażowany” szew wydawnictwa, który
tłumaczy intrygującą nazwę spółki, opowiada szybko, jak wygląda ta „misja”, o
którą bohater się stara, a następnie z marszu posyła go na dzień próbny, czyli
towarzyszenie Najlepszemu Sprzedawcy przy pracy. Bohater ma niepowtarzalną
szansę skonfrontować swoje młodzieńcze ideały i wyobrażenia o świecie,
odbywając podróż do pewnego anonimowego miasteczka.
~*~
Nie lubię ludzi, którzy zaczepiają
przypadkowych przechodniów lub chodzą po domach i oferują różne dobra
materialne czy usługi. Wciskają niepotrzebne rzeczy, wmawiając przy tym, że bez
tego w dzisiejszych czasach nie można się obejść, lub tego właśnie w życiu było
nam potrzeba. Niektórzy z nas, w tym oczywiście ja, prześmiewczo sobie myśli „o
boże, więc jak mi się udawało do tego czasu bez tej rzeczy obchodzić?”. Jeśli
funkcjonowałam przed pojawieniem się na rynku tego przedmiotu, to i bez niej się
obejdę. Czy wierzycie i nabieracie się na te ich sztuczki marketingowe? Jeśli
tak, to zapraszam do zapoznania się z niniejszą recenzją, a następnie ze Sprzedawcą papieru.
Jak łatwo się domyślić, po tym
rozbudowanym wstępie, Sprzedawca papieru
ukazuje historię dziewiętnastoletniego Tobiasza, który jest nie tylko
tegorocznym maturzystą, ale również… molem książkowym. Chłopak przypadkowo
natrafia na ogłoszenie dotyczące pracy w wydawnictwie. Zaintrygowany ofertą i
pod wpływem impulsu umawia się na spotkanie z prezesem firmy. I tak Tobiasz
poznaje pracę od strony teoretycznej, przy czym nie tylko on zaczyna mieć
mentlik w głowie, ale również i czytelnik. Do tego dyrektor proponuje mu
spędzenie jednego dnia z Najlepszym Sprzedawcą z wydawnictwa paraliterackiego.
Ten zabieg ma pomóc Tobiaszowi w podjęciu decyzji o zatrudnieniu w tej firmie.
Dzięki temu, Tobiasz poznaje nie tylko tajniki sprzedaży, ale również różnych
odbiorców, którzy podobnie jak my, szuka pomocy w otaczającej ich
rzeczywistości. I w tym momencie zjawia się Najlepszy Sprzedawca, podobnie jak
„Superbohater”, który przychodzi do nich z najlepszym lekarstwem na ich
bolączki. I dodatkowo by uzmysłowić „zagubionym w świecie” ludziom, że książka
jest w tym przypadku najlepszym rozwiązaniem. Ale czy naprawdę nim jest?
Muszę przyznać, że dobrze się ta opowieść
zaczęła. Na wstępie pomyślałam, że to historia napisana z potencjałem.
Niebanalna. Nieprzeciętna. Nie tylko przez wyszukany i zawiły język, ale
również przez poruszane problemy dnia codziennego. Przede wszystkim Sprzedawca papieru ukazuje jak można
człowiekiem manipulować, by odnieść samemu sukces. I to tylko za pomocą słów,
wykorzystując przy tym ich sytuację życiową. A co jest w tym najsmutniejsze, to
fakt, że ludzie są bardzo łatwowierni. Człowiek będący na zakręcie, jeśli ma mu
to pomóc, uwierzy we wszystko, nawet w magiczną moc książek. Choć nie przeczę,
że te przedmioty mogą przynieść pewne rozwiązania, podnieść na duchu, ale pod
warunkiem, że literatura jest dobrana indywidualnie do osoby, borykającej się z
konkretnym problemem. Natomiast książki, które Najlepszy Sprzedawca proponował
upatrzonym „ofiarom” sprawiają wrażenie raczej „podejrzanych”, niż pomocnych. W
niniejszej pozycji została jeszcze poruszona sprawa pieniędzy. Liczy się ilość
sprzedanych egzemplarzy, niż rzeczywista pomoc.
Bohaterowie, pojawiający się w Sprzedawcy papieru są bardzo różnorodni.
Szkoda tylko, że autor większość potraktował stereotypowo i nadał im cechy
naprawdę mało pozytywne. Przez to czytelnikowi niekiedy może się zrobić ich
żal.
Jeśli chodzi o akcję, to momentami niemiłosiernie się dłuży. A w szczególności wtedy, gdy Najlepszy Sprzedawca czarował swoich klientów. Bezlitosny i bezduszny. Czekałam na moment, gdy ktoś z upatrzonych przez Jonasza (bo takie imię nosi ów sprzedawca) nie da się zauroczyć, niestety nie doczekałam się tego momentu. Ale doczekałam się za to innej, równie budującej sytuacji jak ta, którą przed momentem opisałam. O jakiej piszę? Musicie się sami przekonać, sięgając po Sprzedawcę papieru.
Ostatni rozdział jakoś najbardziej do mnie
przemówił. Bo pokazuje on prawdę o młodych ludziach po studiach, przede
wszystkim bez perspektyw na godne życie. Tyle tylko, że my, młodzi możemy
wyjechać i nam się chce kreować naszą przyszłość. A co z ludźmi, którzy dostali
wypowiedzenie, a swoje najlepsze lata mają za sobą i dodatkowo, do emerytury zostało
im kilka lat?
Szczerze powiedziawszy, po przebrnięciu
przez Sprzedawcę papieru miałam taki
sam mentlik w głowie, jak Tobiasz. To, co zdecydowanie przemawia „za” tą
pozycją, to poruszony w niej temat – manipulacji i wpływanie na osoby z równymi
problemami. Jestem przekonana, że po jej lekturze większość nie będzie tak
skłonna wierzyć ludziom pokroju Jonasza. Drugim plusem jest poczucie humoru
głównego bohatera, dzięki któremu tą pozycje daje się przetrawić. Gdyby nie
ono, chyba nie dokończyłabym jej lektury. Minusy? Dłużąca się akcja i ten
irytujący Najlepszy Sprzedawca. Jednakże warto po nią sięgnąć.
~*~
Jedyne,
co mnie właściwie wyróżniało wśród rówieśników, zarówno z kręgu rodzinnego, jak
i później szkolnego, to ponadprzeciętna pasja do druku, która nie mogła nie
przerodzić się w miłość do książek. [1]
[o czytaniu]
Moje wymagania rosły i przestałem zadowalać się również obficie
ilustrowanymi czasopismami mojego ojca, chowanymi przez niego ukradkiem w
kominach dolnych głośników. Czasopisma te, choć poświęcone kobiecej modzie,
prezentowały zadziwiająco mało ubrań. [2]
Kto
wie, którą drogą do kobiecego serca, niech podniesie rękę. [3]
A
czy to nam w smak czy też nie, pieniądze stanowią nieodłączną część naszego
życia. [4]
Kiedy
wypłacam pieniądze po wypłacie, nie mogę nazwać tego inaczej niż iluzją…przykrą
w odbiorze zresztą. [5]
~*~
Za możliwość lektury,
dziękuję ślicznie wydawnictwu Novae Res!
Zapowiada się nieźle:)
OdpowiedzUsuńJa również po zapoznaniu się z Twoją recenzją mam mętlik w głowie. Zastanawiam się czy sięgnąć po tę pozycję... hm... Chyba jednak sobie ją odpuszczę. Nie mam ochoty przedzierać się przez tą dłużącą się akcję. :)
OdpowiedzUsuńTa książka jest przede mną, pomimo twojej oceny, jestem jej ciekawa.
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie :) Bardzo podoba mi się okładka, taki minimalizm :)
OdpowiedzUsuńMimo wad jestem tej książki ciekawa, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń