Witajcie kochani!
Gdyby nie to, że święta, że prezenty, to
prawdopodobnie nie napisałabym tego posta. Po prostu zobaczona przeze mnie
rzecz oferowana przez sieć SMYK
rozwaliła nie tylko mnie, ale również moje przyjaciółki – do tego stopnia, że
postanowiłam się z Wami tą informacją podzielić. Aktualnie jest taki ogrom
wszystkiego, że nie wiadomo co wybrać... Coraz większe „pole do popisu”
zaczynają mieć „zabawki interakcyjne”. O co chodzi i co mnie tak zbulwersowało?
Dzisiaj, razem z moimi przyjaciółkami wybrałam
się na świąteczne zakupy do Manufaktury
w Łodzi. Jedna z nich szukała prezentów dla swoich dwóch chrześnic oraz
bratanka. Więc zaliczałyśmy po kolei sklepy oferujące zabawki. Wstąpiłyśmy do Smyka, Nici a nawet do hipermarketu Real. Gdzie się nie obejrzałyśmy
wszędzie (i to dosłownie) zabawki wszelkiej maści i rodzaju wylewały się z półek
sklepowych oraz każda (szczególnie pluszaki) mówiła swoimi wielkimi oczami weź mnie! My, jako przedstawicielki słabszej
płci (bo nie możemy się oprzeć wielkookiemu tygryskowi, czy słodkiemu misiowi,
który oplata się wokół Twojej szyi i mówi „weź mnie ze sobą, obiecuję Ci, że
zawsze będę Cię kochać i czekać jak wrócisz do domku…”). I… ten sielski na
pozór obrazek zniszczył on – t a b l e t.
![]() |
źródlo |
W pierwszym odruchu pomyślałyśmy, że to atrapa (bo takie są już telefony,
komputery i cała ta technologia). Ale nie. To był rzeczywiście TABLET, a raczej
DWA TABLETY (jeden dla dzieci 4+, drugi
7+). Każdy z nich oprawiony w kolorową
obudowę, a menu „dostosowane” dla dzieci, czyli m.in. DOSTĘP DO INTERNETU, gama gier (w tym słynny Pou) i jeszcze coś tam, co „na pewno”
przyda się siedmiolatkowi w … przedszkolu. Spojrzałyśmy się po sobie i po
prostu nie mogłyśmy w to uwierzyć. Tablet dla 4 latka? Ten świat zaczyna nas
przerastać. Od razu powróciłyśmy do swojego dzieciństwa, gdzie nie miałyśmy
wiele – jakieś tam pluszaki z powyrywanymi uszami i dziurami w brzuchach, gry
planszowe, albo jakieś inne przedmioty, którym nadawałyśmy różne cechy zabawki.
MYŚLAŁYŚMY i KREOWAŁYŚMY swój świat z niczego. Styczność ze sprzętem typu telefon,
czy komputer nastąpiło dopiero po przekroczeniu magicznej liczby 14-16 lat. A
teraz? Tablety dla 4-latków, to jakieś chore – albo ja, rocznikowo 1991, mogę
udawać się za osobę „starej” daty. No po prostu nie mieści mi się to w głowie.
Czterolatki i siedmiolatki powinny bawić się PLUSZAKAMI, LALKAMI,
SAMOCHODZIKAMI, a nie tabletami. Nie dość, że to z pewnością wpłynie na ich
wzrok, to jeszcze w pewnym stopniu zahamuje ich rozwój nie tylko
koordynacyjno-ruchowy (bo ciągle będą siedzieć i ślęczeć nad
monitorkiem/ekranikiem), to jeszcze komórki mózgowe nie będą się odpowiednio
kształtować. Obłęd, normalnie obłęd. A w tym przypadku o książkach nie wspomnę, bo które dziecko oparłoby się tabletowi? No chyba tylko pociecha moli książkowych...
![]() |
źródło |
Zostawiam Was z tym tematem do
przemyślenia. Bo jest to coś, na co powinno się zwrócić uwagę, bo to dopiero początek,
zalążek tego, co szykują dla naszych/waszych/cudzych* dzieci (*niepotrzebne
skreślić). Jak nikt na to nie zwróci uwagi, to za kilka lat pojawią się jakieś
technologie (typu tablet) dla dzieci 1+ oraz
niemowlaków. Istna paranoja!
Zmykam kleić pierogi! Trzymajcie się ciepło!