25 stycznia 2017

Maureen Johnson, John Green, Lauren Myracle - "W śnieżną noc"

Maureen Johnson, John Green, Lauren Myracle
W śnieżną noc
(Let it snow. Three holiday romances)

tł. Magda Białoń-Chalecka

Bukowy Las 2014
s. 335
978-83-64481-40-6
Cena: 34,90 zł

Wyzwania:
+ Przeczytam tyle, ile mam wzrostu (+ 2,4 cm)
+ 52 książki
+ Z półki


Ocena: 7/10
Maureen Johnson – Podróż wigilijna ­8/10 
John Green – Bożonarodzeniowy Cud Pomponowy 8/10 
Lauren Myracle – Święta patronka świnek 1/10

~*~

W Wigilię miasteczko Gracetown kompletnie zasypuje śnieg. Na pocztówkach może i wygląda to malowniczo, ale w rzeczywistości bardzo komplikuje życie. I na pewno nikt nie spodziewa się, że przedzieranie się przez zaspy samochodem rodziców, nieplanowana kąpiel w przeręblu albo nieprzyzwoicie wczesna zmiana w Starbuksie  mogą prowadzić do spotkania z miłością. Jednak w śnieżną noc, kiedy działa magia świąt, zdarzyć się może wszystko.

Podróż wigilijna
Bożonarodzeniowy Cud Pomponowy
Święta patronka świnek

Trzy nastrojowe i dowcipne zarazem, powiązane ze sobą romantyczne opowiadania, napisane przez troje znanych amerykańskich pisarzy to wspaniały świąteczny prezent nie tylko dla miłośników powieści Johna Greena.


~*~

Książka W śnieżną noc wpadła w moje ręce nie przez przypadek, ponieważ okres przedświąteczny (i nawet poświąteczny) jest wprost idealny do tego, aby zagłębić się w właśnie takie około świąteczne historie. Poza tym byłam szalenie ciekawa opowiadania Maureen Johnson, która kiedyś zachwyciła mnie 13 małymi błękitnymi kopertami (Egmont 2007). Z tego, co się orientuję to jedyna jej książka, która ukazała się w Polsce (niestety…), ale jej twórczość można „spotkać” w kilku publikacjach, gdzie występuje jako współautorka (np. w Kronikach Bane’a, obok jej opowiadania pojawia się oczywiście krótka historia napisana przez Cassandrę Clare oraz Sarah Rees Brennan). Intrygowało mnie także opowiadanie Johna Greena, który z tej trójki jest chyba najbardziej znany (i popularny). Ja do tej pory miałam przyjemność przeczytać (oczywiście) Gwiazd naszych wina (moja recenzja) oraz Papierowe miasta (moja recenzja) – reszta jego książek czeka na lepsze czasy…. Natomiast zagadką okazała się trzecia współautorka W śnieżną noc – Lauren Myracle, zupełnie nie wiedziałam czego mogę się po jej twórczości spodziewać. Postanowiłam jednak sprawdzić, co napisała i się okazało, że jej opowiadanie znajduje się w książce Bale maturalne z piekła (Amber 2010), którą czytałam i (!) jej historia najbardziej mi się podobała (dobrze, że jest Lubimy Czytać… Chociaż zupełnie go nie pamiętam – skleroza się posuwa…). Więc teoretycznie powinnam się czegoś konkretniejszego spodziewać, a między moimi uszami hula wiatr… W każdym bądź razie Lauren Myracle pozostała dla mnie tajemnicą, którą miałam poznać dzięki opowiadaniu Święta patronka świnek. Żałuję tylko tego, że nie udało mi się tego „zbiorku” przeczytać przed świętami, może mocniej podziałałby na mnie klimat świąt w niej zawarty…

W śnieżną noc – jak trudno nie zauważyć – składa się z trzech opowiadań napisanych w konwencji świątecznej przez trzech różnych autorów piszących dla młodzieży. Nie są one do końca osobnymi bytami, łączą je przede wszystkim postacie, miejsce i czas wydarzeń. Książkę otwiera historia Maureen pt. Podróż wigilijna. Główną bohaterką i jednocześnie narratorką jest Jubilatka, która zostaje zmuszona do wyjazdu na święta do dziadków. Jak można się domyśleć – podróż ta nie przebiega po myśli dziewczyny… Drugim opowiadaniem jest Bożonarodzeniowy cud pomponowy Greena. W nim także jest narracja pierwszoosobowa, a bohaterem jej jest Tobin oraz jego przyjaciele – Diuk i JP, z którymi spędza tę największą śnieżną zawieruchę w domu, na oglądaniu jednego z filmów o Jamesie Bondzie. Oczywiście do czasu, a konkretnie do telefonu Keuna, który błaga, aby przyjechali z grą Twister do knajpki Waffle House. Książkę zamyka historia Lauren – Święta patronka świnek,  gdzie do głosu dochodzi Addie, która pojawia się w dwóch poprzednich opowiadaniach – jeśli nie osobiście, to „wspominkowo”. Dziewczyna próbuje udowodnić wszystkim, że stać ją po prostu na więcej…

Szczerze powiedziawszy to mam trochę mieszane uczucia odnośnie tych opowiadań, ale jedyne, czego nie można im odmówić to niesamowitego, świąteczno-zimowego klimatu – Maureen i John zrobili go w iście popisowy sposób, natomiast Lauren poszło trochę gorzej. Co mi przeszkadzało? W opowiadaniu Maureen drażnił mnie młodzieżowy język głównej bohaterki, i to w sumie tyle, jeśli chodzi o Podróż wigilijną. W Bożonarodzeniowym cudzie pomponowym wkurzał mnie… Keun, który ciągle dzwonił do Tobina by się pospieszyli…. I tylko to. Niestety przy ostatniej historii było więcej minusów niż plusów. Przede wszystkim Addie – bardziej pustej, zadufanej w sobie i rozkapryszonej bohaterki dawno nie miałam okazji poznać. Strasznie mnie ona irytowała, chyba jeszcze bardziej niż Keun, próbowałam się wczuć w jej sytuację, naprawdę, ale nie dałam rady. Po prostu nie mogłam jej ścierpieć. I to ona przede wszystkim popsuła całość. Autorka tworząc taką postać chciała pokazać przemianę, jaka miała zajść w niej pod wpływem świąt, ale… ja do tej pory nie wiem o jaką zmianę chodziło… To znaczy wiem jaką, ale autorka źle to pokazała. Lauren próbowała nadać historii głębi, lecz nie wyszło jej to najlepiej. Przeszkadzało mi także to, w jaki sposób wplotła do swojego opowiadania Tobina, a konkretniej jego wypowiedzi – wymyślone oczywiście przez nią. Zupełnie nie pasowały mi one do obrazu, jaki stworzył Green. To nie był Tobin „greenowski”, lecz Tobin Lauren, który stracił urok z opowiadania Johna. Natomiast (można by rzecz „o dziwo”!) nie mam takich samych złych wrażeń odnośnie Jubilatki, która także pojawia się w Świętej patronce świnek. Ogólnie jestem na „nie” jeśli chodzi o to opowiadanie, a co zabawne, bardziej utkwiła mi wizja uroczego Jeba naszkicowanego przez Maureen niż Lauren. Co zatem mi się podobało? W przypadku historii Maureen i Johna – dynamiczna akcja, niesamowity zimowy klimat, bohaterowie przez nich wykreowanych (razem ze wcześniej wspomnianym Jebem), a w przypadku Greena – humor. Bożonarodzeniowy cud pomponowy by po prostu… „greenowski”, w jego niepowtarzalnym stylu, który z tych trzech historii był jak dla mnie najlepszy – najbardziej naturalny.

Opowiadania napisane przez autorów są przewidywalne, ale zastanawiam się czy jest to wada, czy nie. W sumie po tej książce nie spodziewałam się fajerwerków (chociaż byłyby miłym zaskoczeniem), miała być przyjemną rozrywką i niewątpliwie taka była (z wyjątkiem tego strasznego „dzieła” Lauren). Jako całość W śnieżną noc nie jest książką wyjątkową, ale idealną na okres przedświąteczny, kiedy to dni stają się krótsze, a za oknem tzw. „pizga złem”. Historie zawarte w tym zbiorze czyta się naprawdę szybko i równie szybko się w nie wnika. Czy kiedyś powrócę do nich? Na pewno nie jeśli chodzi o opowiadanie Lauren, ale Maureen i Greena? Wszystko możliwe.

~*~

Blaskom życia zawsze towarzyszą cienie [1]

Czasami człowiek po prostu musi robić rzeczy, do których nie ma przekonania [2]

To, co dla jednych jest obłędem dla innych stanowi gwarancję zdrowia psychicznego [3]

[…] choć życie jest podłe, przynajmniej istnieje dobra muzyka [4]

- Wszyscy mamy wady, moja droga. Każdy z nas. I uwierz mi, wszyscy popełniamy błędy [5]

___
[1] Maureen Johnson, Podróż wigilijna, w: W śnieżną noc, Wrocław 2014, s. 26.
[2] Tamże, s. 30.
[3] Tamże, s. 78.
[4] Lauren Myracle, Święta patronka świnek, w: tamże, s. 266.
[5] Tamże, s. 282.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każde słowo się liczy. Dziękuję :).

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...