Maureen Johnson, John Green, Lauren Myracle
W śnieżną noc
(Let it snow. Three holiday romances)
tł. Magda
Białoń-Chalecka
Bukowy Las 2014
s. 335
978-83-64481-40-6
Cena: 34,90 zł
Wyzwania:
+ Przeczytam tyle,
ile mam wzrostu (+ 2,4 cm)
+ 52 książki
+ Z półki
Ocena: 7/10
Maureen Johnson – Podróż wigilijna – 8/10
John Green – Bożonarodzeniowy Cud Pomponowy – 8/10
Lauren Myracle – Święta patronka świnek – 1/10
~*~
W Wigilię miasteczko Gracetown kompletnie zasypuje śnieg. Na
pocztówkach może i wygląda to malowniczo, ale w rzeczywistości bardzo
komplikuje życie. I na pewno nikt nie spodziewa się, że przedzieranie się przez
zaspy samochodem rodziców, nieplanowana kąpiel w przeręblu albo nieprzyzwoicie
wczesna zmiana w Starbuksie mogą
prowadzić do spotkania z miłością. Jednak w śnieżną noc, kiedy działa magia
świąt, zdarzyć się może wszystko.
Podróż wigilijna
Bożonarodzeniowy Cud Pomponowy
Święta patronka świnek
Trzy nastrojowe i dowcipne zarazem, powiązane ze sobą romantyczne
opowiadania, napisane przez troje znanych amerykańskich pisarzy to wspaniały
świąteczny prezent nie tylko dla miłośników powieści Johna Greena.
~*~
Książka W śnieżną noc wpadła w moje ręce nie przez przypadek, ponieważ
okres przedświąteczny (i nawet poświąteczny) jest wprost idealny do tego, aby
zagłębić się w właśnie takie około świąteczne historie. Poza tym byłam szalenie
ciekawa opowiadania Maureen Johnson, która kiedyś zachwyciła mnie 13 małymi błękitnymi kopertami (Egmont
2007). Z tego, co się orientuję to jedyna jej książka, która ukazała się w
Polsce (niestety…), ale jej twórczość można „spotkać” w kilku publikacjach,
gdzie występuje jako współautorka (np. w Kronikach
Bane’a, obok jej opowiadania pojawia się oczywiście krótka historia
napisana przez Cassandrę Clare oraz Sarah Rees Brennan). Intrygowało mnie także
opowiadanie Johna Greena, który z tej trójki jest chyba najbardziej znany (i
popularny). Ja do tej pory miałam przyjemność przeczytać (oczywiście) Gwiazd naszych wina (moja recenzja) oraz
Papierowe miasta (moja recenzja) –
reszta jego książek czeka na lepsze czasy…. Natomiast zagadką okazała się
trzecia współautorka W śnieżną noc –
Lauren Myracle, zupełnie nie wiedziałam czego mogę się po jej twórczości
spodziewać. Postanowiłam jednak sprawdzić, co napisała i się okazało, że jej opowiadanie
znajduje się w książce Bale maturalne z
piekła (Amber 2010), którą czytałam i (!) jej historia najbardziej mi się
podobała (dobrze, że jest Lubimy Czytać… Chociaż zupełnie go nie pamiętam –
skleroza się posuwa…). Więc teoretycznie powinnam się czegoś konkretniejszego spodziewać,
a między moimi uszami hula wiatr… W każdym bądź razie Lauren Myracle pozostała
dla mnie tajemnicą, którą miałam poznać dzięki opowiadaniu Święta patronka świnek. Żałuję tylko tego, że nie udało mi się tego
„zbiorku” przeczytać przed świętami, może mocniej podziałałby na mnie klimat
świąt w niej zawarty…
W śnieżną noc – jak trudno nie zauważyć – składa się z trzech
opowiadań napisanych w konwencji świątecznej przez trzech różnych autorów
piszących dla młodzieży. Nie są one do końca osobnymi bytami, łączą je przede
wszystkim postacie, miejsce i czas wydarzeń. Książkę otwiera historia Maureen pt.
Podróż wigilijna. Główną bohaterką i
jednocześnie narratorką jest Jubilatka, która zostaje zmuszona do wyjazdu na
święta do dziadków. Jak można się domyśleć – podróż ta nie przebiega po myśli
dziewczyny… Drugim opowiadaniem jest Bożonarodzeniowy
cud pomponowy Greena. W nim także jest narracja pierwszoosobowa, a
bohaterem jej jest Tobin oraz jego przyjaciele – Diuk i JP, z którymi spędza tę
największą śnieżną zawieruchę w domu, na oglądaniu jednego z filmów o Jamesie
Bondzie. Oczywiście do czasu, a konkretnie do telefonu Keuna, który błaga, aby
przyjechali z grą Twister do knajpki Waffle House. Książkę zamyka historia
Lauren – Święta patronka świnek, gdzie do głosu dochodzi Addie, która pojawia
się w dwóch poprzednich opowiadaniach – jeśli nie osobiście, to „wspominkowo”.
Dziewczyna próbuje udowodnić wszystkim, że stać ją po prostu na więcej…
Szczerze powiedziawszy to mam
trochę mieszane uczucia odnośnie tych opowiadań, ale jedyne, czego nie można im
odmówić to niesamowitego, świąteczno-zimowego klimatu – Maureen i John zrobili
go w iście popisowy sposób, natomiast Lauren poszło trochę gorzej. Co mi
przeszkadzało? W opowiadaniu Maureen drażnił mnie młodzieżowy język głównej bohaterki,
i to w sumie tyle, jeśli chodzi o Podróż
wigilijną. W Bożonarodzeniowym cudzie
pomponowym wkurzał mnie… Keun, który ciągle dzwonił do Tobina by się
pospieszyli…. I tylko to. Niestety przy ostatniej historii było więcej minusów
niż plusów. Przede wszystkim Addie – bardziej pustej, zadufanej w sobie i
rozkapryszonej bohaterki dawno nie miałam okazji poznać. Strasznie mnie ona
irytowała, chyba jeszcze bardziej niż Keun, próbowałam się wczuć w jej sytuację,
naprawdę, ale nie dałam rady. Po prostu nie mogłam jej ścierpieć. I to ona
przede wszystkim popsuła całość. Autorka tworząc taką postać chciała pokazać
przemianę, jaka miała zajść w niej pod wpływem świąt, ale… ja do tej pory nie
wiem o jaką zmianę chodziło… To znaczy wiem jaką, ale autorka źle to pokazała.
Lauren próbowała nadać historii głębi, lecz nie wyszło jej to najlepiej.
Przeszkadzało mi także to, w jaki sposób wplotła do swojego opowiadania Tobina,
a konkretniej jego wypowiedzi – wymyślone oczywiście przez nią. Zupełnie nie
pasowały mi one do obrazu, jaki stworzył Green. To nie był Tobin „greenowski”,
lecz Tobin Lauren, który stracił urok z opowiadania Johna. Natomiast (można by
rzecz „o dziwo”!) nie mam takich samych złych wrażeń odnośnie Jubilatki, która
także pojawia się w Świętej patronce świnek.
Ogólnie jestem na „nie” jeśli chodzi o to opowiadanie, a co zabawne,
bardziej utkwiła mi wizja uroczego Jeba naszkicowanego przez Maureen niż
Lauren. Co zatem mi się podobało? W przypadku historii Maureen i Johna –
dynamiczna akcja, niesamowity zimowy klimat, bohaterowie przez nich
wykreowanych (razem ze wcześniej wspomnianym Jebem), a w przypadku Greena –
humor. Bożonarodzeniowy cud pomponowy by
po prostu… „greenowski”, w jego niepowtarzalnym stylu, który z tych trzech
historii był jak dla mnie najlepszy – najbardziej naturalny.
Opowiadania napisane przez
autorów są przewidywalne, ale zastanawiam się czy jest to wada, czy nie. W
sumie po tej książce nie spodziewałam się fajerwerków (chociaż byłyby miłym
zaskoczeniem), miała być przyjemną rozrywką i niewątpliwie taka była (z
wyjątkiem tego strasznego „dzieła” Lauren). Jako całość W śnieżną noc nie jest książką wyjątkową, ale idealną na okres
przedświąteczny, kiedy to dni stają się krótsze, a za oknem tzw. „pizga złem”.
Historie zawarte w tym zbiorze czyta się naprawdę szybko i równie szybko się w
nie wnika. Czy kiedyś powrócę do nich? Na pewno nie jeśli chodzi o opowiadanie
Lauren, ale Maureen i Greena? Wszystko możliwe.
~*~
Blaskom życia zawsze towarzyszą cienie [1]
Czasami człowiek po prostu musi robić rzeczy, do których nie ma
przekonania [2]
To, co dla jednych jest obłędem dla innych stanowi gwarancję zdrowia
psychicznego [3]
[…] choć życie jest podłe, przynajmniej istnieje dobra muzyka [4]
- Wszyscy mamy wady, moja droga. Każdy z nas. I uwierz mi, wszyscy
popełniamy błędy [5]
___
[1] Maureen Johnson, Podróż wigilijna, w: W śnieżną noc, Wrocław 2014, s. 26.
[2] Tamże, s. 30.
[3] Tamże, s. 78.
[4] Lauren Myracle, Święta patronka świnek, w: tamże, s.
266.
[5] Tamże, s. 282.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każde słowo się liczy. Dziękuję :).