Martha Hall Kelly
Liliowe dziewczyny
(Lilac girls)
tł. Julia Szajkowska
Prószyński i S-ka
2016
s. 664
978-83-8069-453-8
Cena: 42,00 zł
Wyzwania:
+ Przeczytam tyle,
ile mam wzrostu (+ 4,2 cm)
+ 52 książki
Ocena: 8/10
~*~
Caroline Ferriday to bywalczyni nowojorskich salonów, bliska
współpracownica konsula Francji. Gdy wybucha II wojna światowa, jej życie ulega
całkowitej zmianie. Młoda Amerykanka postanawia pomagać francuskim dzieciom,
szczególnie tym z domów dziecka, wysyłając paczki z żywnością i odzieżą. Po
wojnie zaś sprowadza do Stanów Zjednoczonych najbardziej chore byłe polskie
więźniarki, tak zwane króliki doświadczalne – ofiary pseudomedycznych
eksperymentów – zapewnia im wszechstronną opiekę lekarską i traktuje jak własne
dzieci.
Młoda i ambitna Herta Oberheuser odpowiada na opublikowane przez władze
III Rzeszy ogłoszenie o pracy dla lekarza i zostaje zatrudniona w Ravensbrück –
obozie koncentracyjnym kobiet.
W okupowanej Polsce nastoletnia Kasia Kuśmierczyk angażuje się w
działania na rzecz podziemia i szybko zostaje aresztowana.
Losy tych trzech kobiet zwiążą się nierozerwalnie, gdy Kasia trafi do
Ravensbrück.
Debiutancka powieść amerykańskiej pisarki łączy w sobie historię
niecodziennej miłości, opowieść o odkupieniu oraz solidarności w cierpieniu i
ofiarności przekraczającej wszelkie granice, opisuje też trudy życia w
powojennej Polsce.
~*~
Odkąd pamiętam temat II wojny światowej
zawsze mnie interesował i do tej pory - może to brzydko zabrzmi, ale fascynuje
oraz przeraża. To, co się wówczas działo jest wprost nie do uwierzenia, a w
nadmiarze informacji nie do przetrawienia. Nie wiem dlaczego ale czuję, że
jakaś niewidzialna siła mnie do tego tematu przyciąga – jak magnes. Nie
potrafię przejść obojętnie obok książki, która w większym bądź mniejszym
stopniu nawiązuje do wydarzeń z tego okresu. Podobnie było w przypadku Liliowych dziewczyn Marthy Hall Kelly. Przygotowując
zestawienie nowości wydawniczych z września (klik) wiedziałam, że prędzej czy
później sięgnę po tę pozycję. Nie myślałam jednak, że okazja jej lektury
nadarzy się tak szybko – dzięki book tourowi zorganizowanym przez Ruda Recenzuje (dziękuję! ♥).
Autorka w Liliowych dziewczynach opowiada historię kobiet, którym przyszło
żyć w wyjątkowo niespokojnych czasach. Oczami trzech różnych bohaterek
poznajemy nie tylko ich życie oraz otaczającą ją rzeczywistość, ale także (może
przede wszystkim) losy kobiet, które z różnych powodów zostały wywiezione do
obozu koncentracyjnego w Ravensbrück. Wśród nich znalazła się jedna z
narratorek Liliowych dziewczyn –
Kasia Kuśmierczyk oraz jej matka i siostra. Drugą narratorką jest Caroline
Ferriday mieszkająca w Ameryce, zajmująca się działalnością charytatywną:
najpierw na rzecz dzieci osieroconych we Francji, a następnie pomaga „królikom”
– kobietom okaleczonym w we wcześniej wspomnianym obozie. Ostatnią z tej
trójki, dzięki którym poznajemy tytułowe dziewczyny,
jest Herta Oberheuser, młoda lekarka, która podejmuje pracę w tej kaźni dla
kobiet. Losy ich przeplatają się tworząc mozaikę różnych charakterów oraz
pokazują przy tym jak widzenie zmienia się wraz z perspektywą.
Pierwsze, co rzuca się w oczy to
realizm, który Marthcie Hall Kelly udało się uchwycić. Mimo delikatności, z
jaką autorka opisuje te okropne wydarzenia, przy niektórych fragmentach
dostawałam dreszczy, a włosy jeżyły mi się na głowie. Przedstawiała je w możliwie
subtelny lecz także dosadny sposób – tak, aby czytelnicy nie mieli żadnych
wątpliwości co się działo za murami obozu koncentracyjnego. Autorka w Liliowych dziewczynach postanowiła
poruszyć temat pseudooperacji nóg więźniarek, jak dla mnie najmniej drastycznym
zabiegom, choć warto tu pamiętać, że niemieccy lekarze „eksperymentowali” nie
tylko z nogami kobiet, ale także innymi ich częściami ciała, o których na samą
myśl robi mi się słabo.
Caroline Ferriday // źródło: Connecticut History |
Jak wspomniałam wcześniej, na Liliowe dziewczyny składają się trzy
historie – Caroline, Kasi oraz Herty. Opowieść Caroline jest nich wszystkich
najmniej tragiczna, lecz nie mniej emocjonalna. Bohaterka ta również musiała
pokonywać przeciwności losu, może nie takie skomplikowane jak Kasia czy Herta,
ale także pozostawiły one na jej duszy niezmywalny ślad. Mimo tego, że była
daleko od koszmaru, który śniła wówczas Europa, to również i ją dotknął - nie w
sposób fizyczny, ale z pewnością psychiczny. Od samego początku polubiłam tę
postać, ponieważ mimo różnych kłód pod nogami nie poddawała się, z uporem
maniaka spełniała postawione przez siebie cele i z otwartym sercem podchodziła
do osób znajdujących się w potrzebie. Historia Kasi w porównaniu do Caroline
okazała się zdecydowanie trudniejsza, tragiczniejsza i bardziej dramatyczna. To
waśnie jej oczami – oczami więźniarki – dowiadujemy się co działo się od
momentu aresztowania do momentu dotarcia na miejsce kaźni. Jesteśmy świadkami
jak krok po kroku kobiety były obdzierane ze swojej godności oraz… niewinności.
Od samego początku postać Kasi mi się nie podobała, jej podejście do życia, i
trudno mi było jej współczuć, ponieważ to przez jej lekkomyślność i głupotę do
obozu trafiły niczemu winne jej matka oraz siostra. A wszystko dlatego, bo
chciała zaimponować chłopakowi, który jej się podobał. Zniszczyła nie tylko
swoje życie, ale przede wszystkim życie swoich bliskich: rodziny i znajomych.
Po wyjściu z Ravensbrück zachowywała się jak rozkapryszony bachor, jakby tylko
ona została skrzywdzona przez los. Zero jakiejkolwiek wrażliwości do
kogokolwiek. Ja rozumiem, że bohaterka przeżywała koszmar na jawie, który
pozostawił na jej psychice uraz, ale żeby do tego stopnia, że krzywdziła swoim
zachowaniem ludzi, których kocha? Jedyne, co znalazłam w niej pozytywnego, to
bezwarunkowa miłość i oddanie do matki oraz siostry. Muszę w tym miejscu
podkreślić, że autorka bardzo dobrze sobie poradziła pokazując więź, jaka może
łączyć rodzeństwo (w tym przypadku siostry). Opowieść ostatniej bohaterki – Niemki
Herty – jak dla mnie okazała się najsmutniejsza i chyba najtragiczniejsza. Niestety
życie nie rozpieszczało młodej i ambitnej Herty, trzeba mieć naprawdę dużo
odwagi i samozaparcia, by kosztem samego siebie spełniać swoje marzenia. Można
powiedzieć, że proces niszczenia się „od środka” bohaterka rozpoczęła zanim
trafiła do Ravensbrück, a wyjazd tylko jej w tym „pomógł”. Z dziewczyny
posiadającej odrobinę współczucia pozostało tylko wspomnienie… Pusta skorupa.
Herta trafiła, jakby z deszczu pod rynnę, przeniosła się z jednego koszmaru do
drugiego, równie mocno wyniszczającego jak pierwszy. „Dzięki” Kasi mieliśmy
możliwość poznać obóz od strony więźniarki, z kolei Herta umożliwiła nam
zobaczenie go od strony jego pracownika – oczami lekarki, która brała czynny udział w pseudooperacjach.
Herta Oberheuser // źródło: Wikipedia |
To, co mnie najbardziej zaskoczyło,
to fakt, że Caroline oraz Herta żyły naprawdę. Od razu po skończonej lekturze
zrobiłam re-search i szczerze zrobiło mi się wstyd, że zupełnie nie kojarzyłam
chociażby Herty, która jako jedna lekarka i jedna z nielicznych lekarzy
obozowych nie została skazana na śmierć. Teraz nazwisko Oberheuser jest wyryte
w mojej głowie i do końca życia chyba będę je pamiętać. Podobnie zresztą jak Caroline
Ferriday, która naprawdę zrobiła kawał dobrej roboty, aby króliki z Ravensbrück
mogły w miarę normalnie funkcjonować. Cieszę się, że autorka postanowiła
czytelnikom przybliżyć ich postacie, myślę, że po lekturze Liliowych dziewczyn nazwiska tych dwóch pań nie zostaną zapomniane.
Zresztą nie tylko ich, ale także pamięć o ofiarach medycznych eksperymentów będzie
poniekąd zachowana. Jak dla mnie książka ta jest nie tylko rozrywką, ale także
ostrzeżeniem oraz przede wszystkim świadectwem kobiet, które przeżyły koszmar w
Ravensbrück. Myślę, że wszystkie mogą być dumne z Marthy Hall Kelly oraz jej
pracy nad Liliowymi dziewczynami. Ja
z pewnością bym była.
~*~
- Wie pani oczywiście, że konwalie są trujące? – zagadnął.
- W takim razie niech ich pan nie je. A przynajmniej nie przed
ukończeniem mowy. Albo dopóki ludzie pana nie zirytują. [1]
Z tak bliska był to wyjątkowo groźny uśmiech. Musiałam mocno mieć się
na baczności, bo Francuzi zdecydowanie byli moją piętą achillesową.
Podejrzewam, że gdyby Achilles był Francuzem, opiekowałabym się nim wytrwale,
dopóki jego ścięgno całkiem by się nie wygoiło. [2]
- Nie możesz mieć wszystkiego […]. [3]
Smutne piosenki przestają być tak smutne, gdy jest ktoś, kto cię kocha.
[4]
~*~
Książkę przeczytałam
w ramach Book Touru organizowanym
przez Ruda Recenzuje.
Dziękuję! ♥
___
[1] Martha Hall Kelly, Liliowe
dziewczyny, Warszawa 2016 , s. 21.
[2] Tamże, s. 28.
[3] Tamże, s. 371.
[4] Tamże, s. 428.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każde słowo się liczy. Dziękuję :).