źródło: CrossFit West Chester |
Witajcie kochani!
Dzisiaj mija dokładnie 5 lat odkąd założyłam tą stronę. W
poprzednich rocznicach nie raz wspominałam o idei, która mi
przyświecała kiedy zakładałam go, jednakże przybliżę Wam historię tej strony jeszcze raz (w zeszłym
roku jakoś tak się złożyło, że nie stworzyłam takiego postu… „urodzinowego”).
Blog Dzosefinn powstał z
myślą o prezentowaniu na nim mojej twórczości – konkretnie biżuterii, którą
wówczas namiętnie (zaraz obok czytania książek) robiłam. Jednak z czasem to
hobby zaczęło umierać (tzw. „śmiercią naturalną”), a jej miejsce zaczęły zajmować,
coraz bardziej, książki. Teraz możecie moje „dzieła” (nie tylko biżuterię, ale
także rysunki, obrazy i inne twory) podziwiać w wersji kompatybilnej w
zakładce „Artystyczna dusza” na pasku ze stronami oraz na portalu Digart. Można powiedzieć, że za pisanie recenzji „na poważnie”
zabrałam się dopiero pod koniec 2012 roku – w grudniu pojawiła się pierwsza
moja opinia, która dotyczyła książki Gabrielle Zevin – Gdzie indziej (moja recenzja), o której wspomniałam w ostatnim
podsumowaniu (klik), gdzie chwaliłam się, że po prawie 4 latach (!!!) od przeczytania w końcu ją dorwałam. W marcu 2013
nawiązałam jednorazową współpracę z wydawnictwem Lucky, Boże jak ja mocno przeżywałam
całą tą sytuację (może nie samego nawiązania, czy obowiązku zrecenzowania
książki, ale wysyłanie emaili do wydawnictw. Pamiętam, że dziesiątki razy
czytałam jedną wiadomość sprawdzając przy tym, czy nie ma błędów stylistycznych,
interpunkcyjnych i ortograficznych). A potem udało mi się podjąć współpracę z
Papierowym Księżycem, Novae Res, Grupą Wydawniczą Publicat, Światem Książki.
źródło: z profilu fb autorki |
Co dał mi blog? Pierwszą moją
myślą było to, że nic. Ale po chwili
przed oczami pojawiają mi się dwie twarze, które są dla mnie dzisiaj bardzo
ważne, i bez których nie wyobrażam sobie życia. Obie dziewczyny poznałam dzięki blogowaniu
– jedna z nich, szczęśliwym zrządzeniem losu, mieszka 2 ulice dalej ode mnie (na tej samej „wysokości”), a druga trochę dalej, bo
niedaleko Warszawy. Nie wiem jak to się stało, ale ukradłyście po malutkim
kawałku mojego serducha, i chcę tylko powiedzieć, że możecie na mnie liczyć.
Drugim „nic” jest frajda, jaką jest poznawanie nowości wydawniczych
(szczególnie wtedy, kiedy przygotowuję post dotyczący nowych książek na rynku wydawniczym). Poza tym z przyjemnością czytam komentarze, do których mogę się w
pewien sposób odnieść. Jest ich naprawdę niewiele, ale w sumie nie przeszkadza
mi to, bo już dawno przestałam brać udział w tzw. wyścigu szczurów na
najpopularniejszy blog oraz wzajemne i bezowocne wazeliniarstwo. No i trochę
poprawiłam swoje pisanie (czyli stylistykę, która jest moją piętą achillesową…).
Jestem dumna z tego, co udało mi
się do tej pory z blogiem osiągnąć. W tym roku objęłam patronatem pierwszą w
mojej blogowej „karierze” książkę – Jak powietrze
Agaty Czykierdy-Grabowskiej (moja recenzja). Wiem, że jeszcze wiele pracy
przede mną nie tylko nad blogiem (np. szablon znowu mnie w 100% nie
satysfakcjonuje…), ale też nad sobą. Myślałam, że pisanie pomoże mi (poniekąd)
rozwiązać problem z ubogim słownictwem (to, że dużo czytam nie znaczy, że
potrafię w ułamku sekundy znaleźć odpowiednie słowo, by wyrazić to, co czuję)
oraz ze stylistyką (czasami za bardzo komplikuję sobie życie…), ale na razie
jakiś spektakularnych sukcesów nie widzę (coś tam jest, ale to jeszcze nie jest
to). Czasem to nawet mam wrażenie, że teksty, które teraz piszę są gorsze od
tych sprzed 2-3 lat.
Co dalej z blogiem? Będzie
istniał (na razie). Na pewno ten wygląd nie jest na zawsze. Jeśli chodzi o
posty: na pewno dalej będą się pojawiać nowości
wydawnicze, bo cieszą się naprawdę dużym zainteresowaniem, dotyczy to także comiesięcznych podsumowań (muszę
pomyśleć nad nimi, czy przypadkiem nie zmienić ich formy…). Od czasu do czasu
będą pojawiać się także konkursy (równie proste, lekkie, miłe
i przyjemne jak zawsze ;)), no i oczywiście recenzje/opinie przeczytanych
przeze mnie książek (nie tylko nowości, ale również zakurzonych tytułów).
To byłoby chyba na tyle. Jeśli chcecie mi czegoś życzyć to
weny i cierpliwości. Bez tego trudno działać. A ja chcę działać dalej! Do
napisania wkrótce!
Aha! Do jutra, do 23:59
trwa konkurs z Uratuj mnie Anny
Bellon. Kto jeszcze nie wziął udziału, to ma ostatnią szansę! ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każde słowo się liczy. Dziękuję :).