Witajcie kochani!
Dzisiaj przychodzę do Was ze spóźnioną relacją
z IV Salonu Ciekawej Książki, który
odbył się w ubiegły weekend w Łodzi. Tak jak w poprzednim roku targi miały
miejsce w Białej Fabryce, czyli w Centralnym Muzeum Włókiennictwa przy Piotrkowskiej 282. Pierwsze, co rzuciło mi się w
oczy to oznaczenia kierujące przybysza do samego centrum wydarzenia. W zeszłym
roku by trafić na targi, zwiedzający musieli kierować się nie tylko intuicją,
ale w głównej mierze zasadą „kto pyta nie błądzi”. W tym roku widać było, że organizatorzy
wyciągnęli wnioski z poprzedniej edycji i zadbali o oznaczenia. Za to należy
się wieeelki plus.
Zdjęcie autorskie - jakość pozostawia wiele do życzenia, ale lampa nie oddawała klimatu jaki panował na dworze (zaczynało się ściemniać :P) |
Drugim plusem okazała się ilość wystawców, choć i tak większość większych wydawnictw postanowiła zostać w swoim rodzinnym mieście lub być w cieplutkiej Warszawie, gdzie odbywały się (w tym samym czasie) XXIII Targi Książki Historycznej. Szczerze powiedziawszy poczułam się, jakbym mieszkała w mieście nie tylko mało opłacalnym, ale także mało ważnym. Mówiąc bezpośrednio Warszawa zrobiła Łodzi pod tym względem konkurencję. Nie trudno się domyśleć KTÓRE wydarzenie może przynieść więcej zysków wydawcom - oczywiście to, które odbywa się w stolicy, bo TO przecież stolica. Z nią ŻADNE miasto nie może konkurować. A poza tym wydawnictwa z Warszawy nie muszą płacić za hotele, przejazd etc. Nie wiem czyja to wina, że dwa tego rodzaju „święta” książek odbywają się w ten sam weekend, ale z pewnością nie jest to dobry pomysł. Czy w takiej sytuacji my, łodzianie, nie możemy się poczuć pominięci? Oczywiście że możemy, zresztą mamy do tego pełne prawo! A kogo za tą sytuację winić? Nie wiadomo, bo nie wiadomo kto ustalał daty obu wydarzeń, ale mam nadzieję, że w przyszłym roku sytuacja ta się nie powtórzy.
W tym roku było zdecydowanie więcej wystawców,
ale i tak ci, na których mi zależało wybrało stolicę lub w ogóle nie zdecydowało
się na uczestnictwo w targach. Dlaczego? Bo Łódź jest biedniejsza od Warszawy czy innych dużych miast w Polsce. Nie znaczy to jednak, że jest gorsza i nie ma
tam ludzi, którzy kochają czytać. Niestety chyba będę musiała jeszcze trochę
poczekać na targi z prawdziwego zdarzenia. Jak zauważyłam, nawet
uwielbianemu przeze mnie portalowi Lubimy Czytać nie opłacało się przyjeżdżać
do Łodzi, co było także niezwykle przykre, bo jeszcze w poprzednich latach
„wspierało” to wydarzenie, a w tym roku tak jakby o nim zapomnieli…
Wydawnictwami, które uratowały Salon jest
(po raz kolejny) Nasza Księgarnia, Sonia Draga oraz księgarnia Rema. Oferowały one nie tylko książki
za grosze, ale także miały najciekawsze propozycje. Co mnie niezmiernie rozbawiło
to ceny książek na stoiskach antykwarycznych. Najtańsze i najciekawsze tytuły chodziły
za 15 zł. Owszem, proponowali tańsze książki, ale przeważnie były one mocno
zużyte i nie w moim guście (ja w Silva Rerum na Piotrkowskiej, chyba 144, kupuję prawie nieużywane za 10 zł!). Ponadto,
po raz kolejny Media Rodzina zaszalała
z cenami (wydawnictwo to także miało koszyczek z tytułami po 10 zł). Pani
będąca na tym stoisku zapytana o to jaki procentowy rabat przygotowali na swoje
książki nie potrafiła konkretnie odpowiedzieć. Moją uwagę przykuła cena
trylogii Igrzysk Śmierci (cena oryg. 79 zł). Na salonie proponowali oni ją za 70 zł, chociaż w księgarni internetowej
Matras można kupić całość za niecałe 60
zł, a w Empiku o prawie dwa złote drożej, czyli 62 zł. Jest różnica - to po co przepłacać? Bardzo rozczarował mnie
kuferek Znaku, miałam nadzieję, że
uda mi się coś w nim wygrzebać za 10 zł (bo tylko na takie książki mogłam sobie
pozwolić), ale niestety jak się pojawiłam, to świecił on już pustkami.
Wśród wystawców zaintrygowało mnie stoisko
znajdujące się na trzecim piętrze, które oferowało książkę Kolory Nadziei wraz z dwoma płytami w komplecie. Było to
niezwykle klimatyczne i magiczne miejsce, które przyciągało wzrok zwiedzających
kolorowymi plakatami i muzyką. Bogato
ilustrowana książka porusza różne aspekty życia oraz zawiera zwierzenia znanych
ludzi (m.in. Artura Gadowskiego i żeglarza Tomasza Cichockiego). Trochę
powaliła mnie cena tego (co tu ukrywać) cuda – 81 zł… (Jak sprawdziłam na ich stronie, cudo to sprzedają za 85 zł, więc z rabatem nie poszaleli).
W związku z IV Salonem Ciekawej Książki razem z Tirindeth zaprosiłyśmy
wszystkich blogerów na spotkanie, niestety stawiły się na nim tylko trzy osoby
– ja, Tirin i Ciastek. Awiolę spotkałyśmy w przelocie (bidula chora, nie mogła
dłużej zostać :( - zdrówka!). Obeszliśmy razem stoiska, komentowaliśmy
organizację, jakość salonu, a także wystawców i ich ceny, a po wszystkim się
rozstaliśmy, bo przyszłam na salon wcześniej i po prostu byłam już zmęczona. W
domu wylądowałam koło 17:00.
Z targów przywlokłam nie tylko dobry
humor, ból nóg i DUŻEGO Głoda, ale przede wszystkim trzy książki (łącznie
wydałam niecałe 30 zł :P), kilka zakładek i katalogów wydawniczych, trochę
innych bibelotów oraz garstkę zdjęć (nawet zakładek nie było ciekawych do
pozbierania). Znowu moja biblioteczka powiększyła się o kolejne pozycje, które
będą leżakować x lat i nabierać tzw. urzędowej
mocy ;P.
Podsumowując tegoroczny salon, był on
zdecydowanie lepszy od tego w 2013 roku, lecz nie dorównuje on pierwszej i
drugiej edycji. Brakło mi na nim nie tylko wymiany książek, ale także kilku
wydawnictw (m.in. Wydawnictwa Literackiego, Repliki - która w tym czasie była w
Warszawie, Bukowego Lasu, Dreams, Albatros, Amber i innych, o których w tym
momencie zapomniałam). Mam nadzieję, że z kolejnymi edycjami wydawców i
sponsorów będzie przybywać, i że w końcu uwierzą w Łódź ci, którzy jeszcze nie
dostrzegą w niej tego, co my, łodzianie już w niej widzimy. :)
Jeśli macie niedosyt zdjęć, to odsyłam Was >>TUTAJ<<. Na kilku zdjęciach jestem jako mało wyraźna kropka ;). Spokojnej nocy! ;)
Szkoda, że wyszło średnio w sumie ...
OdpowiedzUsuńZawsze mamy nadzieję, że w kolejnych latach będzie jeszcze lepiej;) Szkoda, że ta wymiana nie wypaliła, bo to naprawdę jest jedna z ważniejszych rzeczy na takich targach, przynajmniej moim zdaniem.
OdpowiedzUsuńJa dzisiaj będę zamieszczać relację z samych spotkań z pisarzami. Ogóle refleksje wrzucę w sobotę :) Dla mnie ten salon nie był taki zły, na pewno lepszy pod względem spotkań z autorami ze wszystkich trzech edycji.
OdpowiedzUsuńPozostaje nadzieja, że następnym razem będzie lepiej :)
OdpowiedzUsuńJa prawdopodobnie wybieram się na "Targi Dobrych Książek" do Wrocławia. Do Łodzi mam za daleko.
OdpowiedzUsuńJa też strasznie rozczarowałam się małą ilością wydawnictw, które oferowałyby książki po jakiejś lepszej cenie, jednak i tak uważam, że było o wiele lepiej niż w tamtym roku :) Szkoda, że przegapiłam spotkanie. No cóż :) Może zobaczymy się na następnych targach :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję! Ale przecież nie musimy się spotykać tylko w czasie targów! ;)
UsuńTeż byłam :) nie marudzilabym bym tak odnośnie lodzi, ja mieszkam w Pabianicach, tu największym wydarzeniem dekady są dni Pabianic , woah
OdpowiedzUsuńU was przynajmniej cokolwiek się dzieje.... Po co porównywać się z Warszawą, porównaj się z moją wsią a od razu ci się humor poprawi
Marzą mi się targi. :) Planuję wybrać się na te w Warszawie, ale dopiero w 2016r, bo teraz niestety matura...
OdpowiedzUsuńDroga Karolino!
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękujemy Ci, że zawitałaś do naszego stoiska Kolorów Nadziei. Z doświadczenia wiemy, że nie było to takie łatwe – w końcu to III piętro i nie wszyscy aż tam dotarli ;) Bardzo nam miło, że wspomniałaś o nas w swojej relacji z IV Salonu Ciekawej Książki w Łodzi. Dziękujemy również za piękne zdjęcia i ocenę. Mamy nadzieję, że na dobre zaraziliśmy Cię pozytywną energią. Gdyby jednak okazało się, że nie starcza ona na aż tak długo jak myślałaś, zapraszamy Cię serdecznie na nasz facebookowy fanpage https://www.facebook.com/Kolory.Nadziei ! Codzienna dawka pozytywnych emocji :)
Powinno się bardziej inwestować w książkowe targi - powinni być na równym poziomie we wszystkich miastach i bez konkurencji, gdzie jest lepiej. Tak nawet miłośnikom książek byłoby wygodniej, bo w jeden weekend mogliby zawitać do Warszawy, w inny do Krakowa, a w jeszcze inny do Łodzi :)
OdpowiedzUsuńWiesz, to mi przypomniało, jak dwa tygodnie temu wybrałam się na spotkanie z Grzebałkowską i razem ze mną i moją przyjaciółką było jakieś osiem osób (co w sumie nie dziwi, wziąwszy pod uwagę zero promocji, żadnych plakatów czy zdjęć), prowadzący miał problemy z obsługą komputera, nie potrafił wymówić nazwisk autorów, o których mówił (a przecież mógł to sprawdzić wcześniej), całość rozpoczęła się z opóźnieniem, dalej szkoda wymieniać.
OdpowiedzUsuńPS Zapomniałabym - widzę, że w rubryce "wkrótce" masz "Miniaturzystkę", czekam więc na wrażenia, sama właśnie ją przeczytałam. ;)
UsuńSzkoda, że nie wszytsko wypadło idealnie, ale należy się cieszyć, że jednak takie imprezy, pomimo nie powalającej popularności nadal są organizowane. U mnie ogólnie teraz trwają Targo Dobrej książki we Wrocławiu, ale nie mam czasu i finansów w związku ze zbliżającą się gwiazdką na tego typu akcje. No i mam za dużo do rpzeczytania u siebie, żeby jeszcze dokupywać...
OdpowiedzUsuńChciałam Ci serdecznie podziękować za jakże entuzjastyczny i bardzo pozytywny i miły komentarz, który mi się z radochą czytało :) Tak, też będę miała już do końca życia odchyły na punkcie białych róż. Cieszę się ogromnie, że znów ktoś kolejny podziela mój entuzjazm względem książek Collins. Pod koniec grudnia wezmę się za Kosogłosa i wtedy znów będzie nad czym się rozwodzić... Ach, cudowne, że są takie książki o których można pisać, myśleć, żyć nimi i to wszystko się praktycznie nie kończy ^^
Uwierz mi, znalazłoby się w moim przypadku zaskakująco dużo fanów Peety... O.o
Też bym chciała tam być :(
OdpowiedzUsuńCzęsto większe imprezy mają niedociągnięcia, nie ma co się przejmować ;)
OdpowiedzUsuńEch, też uważam za niesprawiedliwe, że wszyscy tak strasznie ciągną do Warszawy :/ Sama mieszkam w średnim mieście i nikt nie chce tutaj przyjeżdżać...
OdpowiedzUsuńMimo wszystko, cieszę się, że znalazłaś cokolwiek! ^^
--
kraina-atramentu.blogspot.con
Chętnie wybrałabym się na takie wydarzenie, szkoda tylko że rabaty na ksiażki są na nich często niewielkie a czasem żadne...
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim na plus targów w Warszawie można policzyć to, że wstęp jest bezpłatny, poza tym tam Book Change to wydarzenie z prawdziwego zdarzenia, wydawcy dorzucają książki, trwa cała akcja promocyjna, jest o tym głośno. A te nasze łódzkie targi wciąż nie dorobiły się odpowiedniej promocji... Szkoda.
OdpowiedzUsuńNigdy nie byłam na żadnym targu, ale z pewnością bym pojechała. Też lubię czytać książki.
OdpowiedzUsuńhttp://science-fiction-star-army.blogspot.com/
Nie martw się, w moim mieście nic takiego nie jest organizowane, jedynie w Sopocie można być na naprawdę małej namiastce takich prawdziwych targów. A od Warszawy 6 godziny, Krakowa co najmniej 10... Dlatego też byłam tylko raz na tych w Sopocie, nic poza tym, niestety!
OdpowiedzUsuńNajbardziej zawiodłabym się na cenach, bo jednak jadąc na takie wydarzenie moim celem jest przede wszystkim zakup książek :/
Pozdrawiam, Shelf of Books