Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek
(The Guernsey Literary
nad Potarto Peel Pie Socjety)
tł. Joanna Puchalska
Świat Książki, 2010
s. 255
978-83-247-14444-3
Cena: 34,90 zł
Wyzwania:
+ Przeczytam tyle,
ile mam wzrostu (+1,5 cm)
+ 52 książki
+ Z półki (poziom 6 –
26-30 książek nabytych przed 2013 r.)
Ocena: 8/10
~*~
Jest rok 1946. Juliet, młoda
pisarka, objeżdża zniszczoną Anglię, promując swą książkę i szukając tematu do
następnej. Przypadkiem dowiaduje się o małej wyspie, na której istnieje dziwne
Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek. Powołali
je podczas wojny rolnicy i gospodynie, by uratować kilka osób przed
aresztowaniem. Ale jak się ma literatura do placka z obierek? Zaciekawiona
Juliet odwiedza wyspę, co zupełnie zmienia jej życie...
Napisana lekko i z humorem, niezwykła historia o ludzkich uczuciach i książkach „pomagających znieść rzeczy normalnie niemożliwe do zniesienia”
~*~
Kult pisania listów w XXI wieku chyba już
całkowicie wygasł. Tę formę komunikacji między ludźmi wyparła postępująca z
dnia na dzień technologia. Zamiast listów, mamy wirtualne skrzynki pocztowe, emalie,
komunikatory, telefony… To wszystko i wiele więcej zabija i niszczy możliwość pozostawienia
po sobie śladu. Listy, to nic innego, jak zapis duszy i charakteru piszącego. A
co zatem pozostanie po wyżej wymienionych sposobach komunikacji dla przyszłych pokoleń?
Archiwum w komunikatorze, które prawdopodobnie zniknie przy formatowaniu dysku?
Rachunki telefoniczne? Gdzie tu czar i niecierpliwość oczekiwania na wiadomość?
Imię i nazwisko napisane na kopercie ze znaczkiem i stemplem pocztowym? Gdzie
ta euforia po otrzymaniu wyczekiwanego listu? Może zabrzmi to głupio, ale
tęsknię za czymś, czego nigdy nie doświadczyłam. Zostaje mi tylko oczekiwanie
na dzień, w którym będę miała możliwość wymieniać listy, bądź lektura książek
pokroju Stowarzyszenia Miłośników Literatury
i Placka z Kartoflanych Obierek.
Dlaczego nawiązałam we wcześniejszym akapicie
do listów i postępującej technologii? Odpowiedź jest prosta. Ponieważ na tę
historię składają się listy bohaterów. Opisują oni poszczególne wydarzenia będące
częścią ich życia, uczucia i emocje targające ich duszami. Dzięki temu
poznajemy ich bardzo zróżnicowane charaktery. Każda z postaci jest wyjątkowa i
na swój sposób intrygująca. Trudno nie polubić roztrzepanej Isoli, cichego
Dawseya, wszędobylskiej Kit, będącej opoką dla wszystkich Amelii, czy
rozszczekanej Juliet.. Są taką wspaniałą grupą ludzi, iż czytelnik z żalem
przyznaje, że sam chciałby być częścią tej wielkiej rodziny pod szyldem Stowarzyszenia… Takie właśnie myśli wywołała
we mnie lektura tej krótkiej, jak dla mnie, powieści.
Listy, przesyłane między bohaterami,
stanowią jedną, spójną całość. Tworzą nie tylko obraz powojennej Europy, ale również
paletę różnorakich charakterów oraz uczuć. Mogę powiedzieć, że jest to wręcz wielka
uczta dla spragnionego wszelakich emocji czytelnika, jakim bezsprzecznie
jestem. Wywołują również tęsknotę za ówczesnym życiem, a przede wszystkim
pisanych odręcznie listów.
Pewnie większość z Was skupiła swoją uwagę
(na pierwszy rzut oka) na tytule. Trzeba przyznać, że jest on bardzo
intrygujący. Pojawia się momentalnie tysiąc pytań, między innymi dlaczego? Aż się prosi o sięgnięcie po
tę pozycję. Mogę Wam tylko powiedzieć, że wyjaśnienie tytułu jest niczym, w
porównaniu do schowanej pod nią treści. Zachwyca nie tylko sama idea, ale
również język i styl. Historia napisana jest lekkim piórem i z wielką dozą
humoru. Niektóre teksty bohaterów są tak fantastyczne, że aż się proszą, by je
zapamiętać na zawsze.
Wydaje mi się, że w Stowarzyszeniu Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek
każdy znajdzie coś dla siebie. Książka jest urzekająca, bije od niej wewnętrzne
ciepło, radość, pozytywne emocje (mimo poruszonych wspomnień z okresu II Wojny
Światowej), nadzieja przeplata się z wiarą i miłością oraz te niespodziewane
zwroty akcji. Mogłabym siedzieć i bez końca szukać przymiotników, które
przybliżyły Wam, jaka jest ta opowieść wyjątkowa i klimatyczna.
Jeśli szukacie lekkiej, przyjemnej i
wyjątkowej, niekiedy magicznej lektury na jesienne wieczory, to Stowarzyszeniu Miłośników Literatury i
Placka z Kartoflanych Obierek jest wprost idealna. Gorąco polecam!
~*~
[o księgarni]
Od lat tam chodzę i zawsze
wyszperam książkę, której szukam – oraz trzy inne, o których nie miałam pojęcia,
że chcę je nabyć.[1]
[…]
humor pomaga znieść rzeczy normalnie niemożliwe do zniesienia.[2]
[…]
czasami myślę, że wolę adoratorów adoratorów z książek, niż tych prawdziwych.
Bardzo możliwe, że pod tym względem jestem zacofana, tchórzliwa i psychicznie
zaburzona.[3]
Na
środku ścieżki leżał stary, płócienny pantofel. Eli obszedł go i przyglądając
mu się powiedział: „Ten but jest zupełnie sam, dziadku”. Odparłem, że owszem. Jeszcze
raz mu się przyjrzał i poszliśmy dalej, ale on po chwili dodał: „Dziadku, jakie
to szczęście, że ja nigdy tak się nie czuję”. „Jak?” – spytałem. A od odparł: „samotnie”.[4]
Jeśli
psa dobrze się traktuje, odpłaci z całego serca: będzie najwierniejszym
przyjacielem, który nigdy nie zdradzi i nie będzie zadawać żadnych pytań. Koty
są inne, ale to nie ich wina.[5]
Cale życie myślałam, że
historia kończy się w momencie, gdy bohater z bohaterką stają na ślubnym kobiercu
[…]. Ale to nie prawda. Wtedy to dopiero początek: każdy dzień przynosi
zaskakujące zwroty akcji.[6]
___
[1] SHAFFER M.A., BARROWS A.: Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek. Świat Książki, Warszawa 2010, s. 16
[2] s. 38
[3] s. 116
[4] s. 119
[5] s. 134
[6] s. 251
Czytałam i po prostu zakochałam się w całej powieści, jej bohaterach i wspaniałej historii, jaką przedstawia. Jest to jedna z moich ulubionych książek. :)
OdpowiedzUsuńWiele dobrego słyszałam o tej książce, a mimo wszystko jakoś mnie do niej nie ciągnie :)
OdpowiedzUsuń