Witajcie kochani!
Mam wrażenie, że wyprawa do
Krakowa na 20. Międzynarodowe Targi Książki była tylko pięknym snem, który szybko rozpłynął się w świetle dnia.
Wciąż nie mogę uwierzyć, że ponownie udało mi się w tym – co tu ukrywać – dużym
i renomowanym wydarzeniu wziąć udział. W tym roku postawiłam na organizację i
pojechałam do Krakowa na cały weekend (zeszłoroczny „wypad” był bardzo szalony i spontaniczny), by móc spokojnie oraz bez pośpiechu zwiedzać tegoroczne targi książki
oraz sam Kraków, który jest niewątpliwie pięknym miastem (dalej podtrzymuję
swoje wyznanie, że mogłabym się do niego przeprowadzić).
źródło: Witaj w podróży |
źródło: profil fb Hostelu pod Wawelem |
A tak prezentowała się „ściana
podziękowań” w hostelowej kuchnio-jadalni:
I malunek na ścianie, w drugiej
kuchni hostelu (na 2 p.):
Sobota przywitała nas takim oto
porankiem:
Prawda, że widok z balkonu jest
przepiękny?
Po zjedzeniu śniadanka (w hostelu były
tostery!) wyruszyłyśmy na targi książki. W zeszłym roku jeździł darmowy bus do
centrum z hali EXPO, niestety w tym roku trasa busa ograniczała się do M1,
które znajdowało się niedaleko targów, i zupełnie nie opłacało się nawet na
niego czekać… Na szczęście komunikacja miejska była darmowa dla osób mających
bilety na to wydarzenie (i co zabawne akurat trafiłam na kontrolę, ale nie było
z tego powodu żadnych problemów), więc chociaż tyle, jeśli chodzi o dojazd.
Pierwsze, co przywitało mnie po dotarciu na miejsce to strasznie, ale to
strasznie długa kolejka do hali, ale bez problemu przepchałam się (w sumie
nawet nie musiałam się pchać…) do wejścia, gdzie kontrola była pierwsza klasa,
bo sprawdzali każdego zwiedzającego wykrywaczem (metalu?). Potem odbiór
wejściówki i mogłam ruszać na podbój świata! (no prawie :P). Oczywiście
rozdzieliłam się z moją ekipą (no bo sorry, tak było komfortowo i dla mnie, i
dla mojej ekipy – każdy mógł oglądać wystawy w swoim tempie) i zabrałam się za
zwiedzanie oraz fotografowanie (aparatem pożyczonym od znajomej brata, która razem
ze mną przyjechała do Krakowa :D) cudownym Nikonem ♥ (koniecznie muszę taki, albo podobny nabyć!).
Swoje łażenie zaczęłam od sali „Wisła”, gdzie przywitało mnie stoisko
wydawnictwa Novae Res.
Następnie zatrzymałam się przy
wydawnictwie m-d-m, które przykuło
moją uwagę kolorowankami i … kolorami. Na wystawionej sztaludze z dużym arkuszem
– kolorowanką – można było sobie „poużywać”. Była to naprawdę ciekawa atrakcja
dla zwiedzających (szkoda, że nie zrobiłam jeszcze jednego zdjęcia kiedy
wychodziłam, bo efekt – prawie – końcowy był świetny!).
Mój kolejny przystanek był na
stoisku Taniej Książki, gdzie można
było kupić różne gadżety związane z książkami.
Moją uwagę przykuł także ten
kącik, w którym można było sobie zrobić pieczątkę (szkoda, że nie miałam
jakiejś wolnej kartki… W tamtym momencie jeszcze nie kupiłam żadnej książki,
ale nawet jakbym miała, to szkoda by mi było ją „paprać” stemplem z targów :P).
Targi z różnej perspektywy…
I Harry ♥. Jestem szalenie ciekawa tej
książki, zastanawiam się kiedy znajdę na nią czas... No i wypadałoby przeczytać
jeszcze ...Insygnia Śmierci...
Oczywiście wydawnictwo Dreams w swoim magicznym „dreamsowym” zakątku.
Na pewno nie można powiedzieć, że się nie wyróżniają.
I kolejne targowe zdjęcia bez rozwinięcia
:D
W sumie jestem ciekawa filmu Siedem minut po północy, który wkrótce
ma wejść do kin. Książka jest świetna (moja recenzja), mam nadzieję, że nie @#%!^&* tej historii…
Na targach była ustawiona makieta
przedstawiająca fragment ulicy ze świata Harry’ego Pottera. W trakcie trwania
Warszawskich Targów Książki (relacja tutaj) niestety ją przegapiłam, ale na
szczęście mogłam ją obejrzeć w Krakowie. Wyglądała ona całkiem fajnie (można
było na jej tle - i w przebraniu - zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie), i muszę
się przyznać „jarała mnie” w sensie artystycznym (tzn. wykonanie).
Po drodze trafiłam także na
książki blogerki kulinarnej Doroty Świątkowskiej, autorki bloga Moje wypieki, której stronę śledzę od
naprawdę długiego czasu. Może i bym skusiła się na jej publikacje, ale ta cena…
Fajnie byłoby mieć je na swojej półce, ale trochę szkoda pieniędzy, skoro
(prawdopodobnie) przepisy zawarte w książkach znajdę bez problemu na jej
stronie… Ale co by nie było, przykuły moją uwagę i z rozkoszą podziwiałam twory tej niezwykle utalentowanej dziewczyny (wyd. Egmont).
Kocur Bury przyciągnął mnie swoją grafiką (ach ta dusza artystki...)…
Oooo, zobaczcie kogo spotkałam
przechodząc koło wydawnictwa Bernardinum ;)
Widok na kasy z piętra, gdzie
można było zjeść ciepły obiad (szczęśliwy ten, który znalazł wolne miejsce…).
O 15:00 (w sobotę) na stoisku
wydawnictwa Znak swoje książki
podpisywały dwie diabelnie zdolne dziewczyny: Agata Czykierda-Grabowska oraz Anna Bellon. Zdjęcie z Agatą robił nam jej mąż, który niestety nie nadaje się na
fotografa, jednak jak wiadomo wszem i wobec zdjęcia kłamią – nie, nie mam
takiej łysinki, jaka jest na zdjęciu :P.
Wychodząc z targów wypatrzyła
mnie w tłumie Agnieszka Walczak-Chojecka,
z którą zamieniłam kilka słów (czekam na drugą część Sagi Bałkańskiej!!!) ;)
I to było by na tyle, jeśli
chodzi o targi. W niedzielę poszłyśmy („za dnia”) jeszcze raz obejrzeć sobie
Kraków, zrobić zdjęcia oraz dokupić pamiątki i precle, a potem kierunek Łódź.
Z Krakowa przywiozłam tradycyjnie
zakładki i inne bibeloty (w tym kolejną pocztówkę do kolekcji), katalogi
wydawnicze, książki oraz mały kalendarz na 2017 rok.
Nie widziałam tego włoska jak
robiłam zdjęcie!
No i książki! ♥
Mam nadzieję, że w przyszłym roku
również uda mi się w nich wziąć udział. Oby do przyszłego roku!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każde słowo się liczy. Dziękuję :).