8 marca 2015

LEE Maureen -"Matka Pearl"

Maureen Lee
Matka Pearl
(Mother of Pearl)

tł. Ewa Morycińska-Dzius

Świat Książki 2012
s. 368
978-83-7799-182-4
Cena: 39,90 zł

Wyzwania:
+ Przeczytam tyle, ile mam wzrostu (+2,5 cm)
+ 52 książki
+ Z półki

Ocena: 7/10

~*~

1939. Amy i Barney są piękni, zakochani i szczęśliwi. Gdy wybucha wojna, on zgłasza się na ochotnika do wojska. Kiedy wraca, wszystko w domu przybiera zły obrót. Barney umiera, Amy trafia do więzienia, a ich córeczkę Pearl otacza opieką rodzina.

1971. Po dobyciu wieloletniej kary Amy wychodzi na wolność. Myliłby się jednak ten, kto szukałby w niej zgorzknienia czy złości: jest wciąż tą samą co niegdyś czarującą, ciepłą i prawą kobietą. Z utęsknieniem czekają na nią bliscy, wraz z dorosłą już Pearl, która nie zna prawdy o własnej przeszłości.

Co  naprawdę wydarzyło się w ich rodzinie ćwierć wieku temu…?

~*~

Nigdy nie uda nam się zrozumieć, jak wiele matka może poświęcić dla swojego dziecka dopóki samemu się nie zostanie rodzicem. Z czasów dzieciństwa pamięta się niewiele, lecz teraz, gdy doroślejszym wzrokiem popatrzymy na to, co robiły dla nas te jedne z najważniejszych kobiet w naszym życiu, ogarnia nas wzruszenie i ściska w gardle. Codziennie przygotowywały nam jedzenie, dbały o schludny i porządny ubiór, karciły, kiedy coś broiliśmy i chwaliły, gdy pierwszy raz coś nam wyszło. Ocierały łzy z naszych policzków, przytulały, kiedy było trzeba, czytały bajki na dobranoc oraz rozbudzały naszą ciekawość do otaczającego nas świata. Po prostu były i mogliśmy zawsze na nie liczyć. Często słyszy się na ulicy słowo „matka”, które bardzo rani moje duszy. Mam wrażenie, że osoba je używająca nie jest świadoma poświęcenia, jakie ta „matka” uczyniła względem nas: wychowując i opiekując się nami. Dla mnie zwrot ten wyraża brak szacunku do tej, która cię karmiła, ubierała i podcierała pupę, kiedy było trzeba.. „Mama”, brzmi zdecydowanie lepiej, cieplej, czulej…

Pearl, jako prawie pięciolatka została w przeciągu jednego momentu sierotą: ojciec odszedł, a jej matka na wiele długich lat została zamknięta za więziennym murem. Czy to, co zrobiła, jak podawały gazety, zasługiwało na potępienie, czy raczej nie? Co tak naprawdę wydarzyło się tego tragicznego wieczoru w 1951 roku?

Maureen Lee jest brytyjską autorką książek, w których fabuła głównie toczy się wokół realiów II wojny światowej. Matka Pearl to kolejna pozycja wydana nakładem Świata Książki w Polsce (in.: Wrześniowe dziewczynki wyd. 2011, Nic nie trwa wiecznie wyd. 2012, Wędrówka Marty wyd. 2012, Flora i Grace wyd. 2014). Kilka lat temu miałam przyjemność czytać Wrześniowe dziewczynki i książka mnie po prostu oczarowała nie tylko opowiedzianą w niej historią, ale także samym stylem autorki. Więc gdy pojawiła się na wyprzedaży inna jej pozycja wzięłam ją po prostu w ciemno. I do lutego tego roku czekała na swoją kolej.

W Matce Pearl można dostrzec ten sam klimat, jaki pojawił się we wcześniej wspomnianych Wrześniowych dziewczynkach, tylko że tutaj autorka większą uwagę skupiła na sprawach życiowych, a niżeli na toczącej się w tle wojnie. Historię matki Pearl poznajemy z dwóch perspektyw: oczami młodziutkiej Amy, czyli tytułowej bohaterki oraz jej dorosłej już córki Pearl. Oprócz nich Maureen Lee do głosu dopuszcza także inne postacie, lecz to Amy i Pearl głównie do nas przemawiają. Jak wspomniałam wcześniej kolejne rozdziały przenoszą nas albo w realia II wojny światowej, czyli do czasów młodości matki, albo do lat siedemdziesiątych XX w., kiedy jej córka jest już dorosłą kobietą. Oba światy przeplatają się ze sobą i zabieg ten zastosowany przez autorkę może być trudnością dla osób, które nie przepadają za tego typu konstrukcją fabuły.

Jak również wspomniałam wcześniej, książkę tę kupiłam na wyprzedaży w księgarni i dopiero po jej lekturze zrozumiałam, dlaczego postanowili tak zejść z jej ceny. Jedno słowo: korekta. Jest ona po prostu fatalna: błąd za błędem i błąd pogania! Ja bardzo jestem uczulona na tego typu „wpadki” (przyznaję, że sama świętą nie jestem, zdarza mi się popełnić „babola”, ale przed publikacją jakiegokolwiek tekstu czytam je kilkakrotnie i staram się eliminować wszelkie kwiatki), lecz kiedy pojawiają się pojedyncze incydenty przymykam na nie oko, ale gdy owe błędy zaczynają się mnożyć w oczach to czuję się przez wydawnictwo po prostu oszukana i wielce zawiedziona, bo potrafią one w ten sposób popsuć naprawdę dobrą książkę. W przerwie lektury, z ciekawości spojrzałam na stronę redakcyjną, gdzie znajdują się informacje m.in. o korekcie tekstu. Szkoda, że nie widzieliście (a może i dobrze) mojej miny kiedy zobaczyłam DWA (!) nazwiska przy słowie „korekta”. Komentarz mój tutaj jest raczej zbędny, lecz mimo wszystko dalej brnęłam w historię Pearl i jej matki.

Autorka wykreowała naprawdę ciekawych bohaterów, którzy od pierwszego spotkania zyskują naszą sympatię. Wyjątkiem jest Amy z oczywistych względów, ale poznając ją stopniowo zaczynamy dochodzić do różnych wniosków, które w konsekwencji zmieniają nasze zdanie na jej temat. Najgorsze (pomijając niechlujną edycję) jest to, że czytelnik wie (po części) co się stało wieczorem w 1951 roku i powoli dochodząc do tego momentu naiwnie wierzy, że może jednak owa tragedia się nie wydarzy, a rodzina Pearl nie rozsypie się jak domek z kart. Niezwykle trudno było mi śledzić tę drogę, lecz chciałam dowiedzieć się prawdy, co się wtedy wydarzyło… I się dowiedziałam, a to z kolei zmieniło mi punkt widzenia odnośnie Amy. Jeśli chodzi o fabułę, to płynie ona spokojnie, w swoim rytmie, rozwiewając po drodze wszystkie rodzinne tajemnice. Kończąc lekturę człowiek pozostaje sam z przytłaczającą prawdą i milionem myśli w głowie.      

Historia opowiedziana przez Maureen Lee jest niezwykle przejmująca, skłania czytelnika do zastanowienia się nad tym, jaką rolę w naszym życiu odegrała nasza mama i jak bylibyśmy ubodzy, gdyby jej zabrakło. Mimo dosyć smutnych wydarzeń książka emanuje jakimś wewnętrznym i pokrzepiającym serce ciepłem. Oprócz tego rodzi się w naszych myślach nadzieja, by w przyszłości być dla swoich dzieci takim, jaka była dla nas mama. Mimo tych rażących błędów cieszę się, że udało mi się ją przeczytać i z niecierpliwością będę wypatrywać okazji na ponowne spotkanie z twórczością autorki.  

~*~

Każdy wiek ma swoje dobre strony. [1]

Przyjaźń podobnie jak wielkoduszność, wybacza wiele grzechów. [2]

Świat byłby koszmarem, gdybyśmy wiedzieli, co nas jeszcze czeka. [3]

Zadziwiające jak drastycznie może się zmienić czyjeś życie w ciągu zaledwie paru godzin. [4]

Wszyscy myślimy, że moglibyśmy być szczęśliwsi, kiedy spoglądamy wstecz na nasze życie. [5]



___
[1] LEE M.: Matka Pearl. Warszawa: Świat Książki 2012, s. 26.
[2] Tamże, s. 60.
[3] Tamże, s. 194.
[4] Tamże, s. 234.
[5] Tamże, s. 331. 

16 komentarzy:

  1. "Matka Pearl" nie była zła, ale nie jest to książka, która mnie jakoś mocno porwała. Na pewno końcówka okazała się dla mnie wielkim zaskoczeniem.
    A co do samego słowa "matka" to nie mogę się z Tobą zgodzić. Jak dla mnie to słowo nie jest bez szacunku, ale wszystko zależy, w jakim kontekście się go używa. Mnie z kolei rani słowo "stara". Kiedy słyszę, jak ktoś mówi o swych rodzicach "starzy" to zdarza się, że zwracam na to uwagę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Stara” to już zupełnie mnie rozwala, stara, to może być kanapa, dom lub pierścionek. Mnie „matka” kojarzy się źle dlatego, iż za moich licealnych czasów rówieśnicy często z lekceważeniem je mówili i taka awersja mi została do tej pory. Rzeczywiście, może masz rację, że zależy od kontekstu, niestety często „matka” była wypowiadana przez moje koleżeństwo w negatywnym sensie. Dziękuję za Twoje zdanie! :)

      Usuń
  2. Ta książka mnie nie zainteresowała, ale za to przeczytałam Twoja opinię o Zmiennych na lc, to dopiero mnie zaintrygowało! Kiedy dodasz tutaj recenzję? czekam na to ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem ciekawa twórczości tej pisarki, więc na pewno po którąś jej książkę sięgnę. Nie wiem tylko czy będzie to akurat "Matka Pearl".

    OdpowiedzUsuń
  4. Drażnią mnie książki, w których co chwilę trafiam na jakiś błąd, ale ta historia mnie zaciekawiła:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Aż tak dobrze oceniasz książkę? To może się skuszę, pamiętam, że znajoma poleciła mi ją do przeczytania, więc jak znajdę wolną chwilkę to się za nią zabiorę. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Matka to najważniejsza osoba w życiu człowieka. Wiem o tym bardzo dobrze, więc wydaje mi się, że książki czytać nie muszę. A tak już na serio to niestety tego typu literatura kobieca mnie nigdy nie ciągneła do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zwykle nie rzucają mi się w oczy błędy w książce, musiałby to być naprawdę wielki błąd bym go zauważyła, na drobne literówki zwykle przymykam oko, o ile nie są nagminne. ;) Zaintrygowałaś mnie fabułą i choć nie znam innych powieści autorki, czuję, że ta mogłaby mi się spodobać.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ej no, a miałam pozbyć się tej książki (też kupiłam jakiś czas na wyprzedaży i leży...), a teraz nie jestem już pewna swojej decyzji!

    Co do "matki" i "mamy", to uważam, że w obu jest siła i ukryte uczucie do rodzica. Mnie natomiast irytuje, kiedy ktoś mówi "moja stara". Stara to może być bluzka! -.- Najczęściej spotykam się z tym u dzieciaków. Zero szacunku do kobiety, która gówniarza dziewięć miesięcy pod sercem nosiła i mu tyłek podcierała :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już zależy, czy lubisz obyczajówki ;).
      Ja w młodości za dużo nasłuchałam się „matki” i jak słyszę to slow, to mnie krew zalewa, bo przypomina mi się, z jakim brakiem szacunki je wypowiadali moi znajomi w gimnazjum i technikum (jedno słowo powinno Ci wystarczyć: plastyk). A o „starej” to nawet nie będę pisać, bo tak jak napisałaś, stara może być bluzka. Kurczę, no skądś się bierze, ten brak szacunku, przecież nie spada ono z nieba.

      Usuń
  9. Nie czytałam tego tytułu, widać trzeba będzie nadrobic.

    OdpowiedzUsuń
  10. Polecam mówić za siebie, a nie za wszystkie dzieci i matki na świecie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze staram się mówić za siebie. Pozdrawiam również.

      Usuń
    2. To dlaczego ciągle używasz słowa "nam" i czasowników w drugiej osobie liczby mnogiej?
      "patrzymy", "ogarnia nas wzruszenie", "broiliśmy" itd.

      Usuń
    3. Bo mam taki styl :)

      Usuń

Każde słowo się liczy. Dziękuję :).

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...