Agnieszka Borys
Nadzieja
Novae Res 2015
s. 107
978-83-7942-952-3
Cena: 23,00 zł
Wyzwania:
+ Przeczytam tyle,
ile mam wzrostu 2015 (+ 0,7 cm)
+ 52 książki (2015)
Ocena: 6/10
~*~
Jakub, samotny idealista szukający ucieczki przed światem, zaczyna
pracę w domu opieki. Tam zostaje opiekunem Marii, która wciąż wymyka się z
ośrodka. Nikt nie wie, dokąd kobieta się udaje i czy jest to wynikiem jej
choroby, czy też skrywa ona jakąś tajemnicę. Z czasem pomiędzy Marią a Jakubem
zawiązuje się niezwykła przyjaźń. Przyjaźń, która odmieni ich na zawsze.
~*~
Co by się z nami stało, gdybyśmy
utracili nadzieję? Często zwaną także matką głupich, która pojawia się w
trudnych dla nas momentach i tli się rzucając na nie ciepłe, dodające otuchy
światło. Takie, które nie tylko pociesza i otula, ale także sprawia, że mamy
jeszcze siłę na to, by walczyć, marzyć i śnić…?
Historia opowiedziana przez
Agnieszkę Borys toczy się w niezwykle malowniczym i trochę surowym miejscu,
gdzie towarzyszem naszej samotni jest szum morza, skrzek mew oraz orzeźwiająca
bryza. Właśnie taki klimat otula dom opieki, który bardzo często staje się dla
starszych ludzi nie tylko ostatnim domem na Ziemi, ale także i… więzieniem,
gdzie obowiązują surowe reguły. Żyją w nim osoby z różnymi dolegliwościami i
chorobami: nie tylko fizycznymi, ale również i duchowymi. Jedną z mieszkanek
tego domu jest Maria, która przez swoje niezapowiedziane wędrówki często
przyprawia pracowników ośrodka o szybsze bicie serca. Kobieta jednak nie ucieka
bez powodu, a opiekunom trudno do niej dotrzeć. Pewnego dnia do domu opieki
zostaje zatrudniony nowy pracownik, który swoim świeżym podejściem i spojrzeniem
na świat zmienia ludzi znajdujących się w jego otoczeniu – w tym także Marię.
Jaką tajemnicę skrywa Maria? Czy Jakubowi, młodemu opiekunowi uda się dokonać
na pozór rzeczy niemożliwej? Tego dowiecie się sięgając po Nadzieję.
Odkąd zobaczyłam ów tytuł na
liście książek do recenzji przeczuwałam, że to może być coś, co potłucze moje
serce na kawałki. Opis obiecywał tak wiele… Historię, która pozostanie ze mną
naprawdę bardzo długo i z przyjemnością (i pewną melancholią) będę do niej
wracać nie tylko w jesienne, ale także zimowe dni. Lecz gdy dotarła do mnie papierowa wersja Nadziei i zobaczyłam jej objętość – całe
107 stron – to się załamałam. Dlaczego? Bo bardzo, bardzo trudno jest napisać
dobrą książkę zajmującą tak mało stron. Udaje się to tylko nielicznym pisarzom
(np. Ericowi Emmanuelowi Schmittowi - Oskar i Pani Róża).
Z wielką obawą zabrałam się za jej lekturę i… te obawy okazały się słuszne. Nadzieja pani Agnieszki zapowiadała się
naprawdę fantastycznie, język bez zarzutu, od samego początku dałam się
wciągnąć w świat wykreowany przez autorkę. Lecz im dalej w las, tym coraz
mocniej bolało mnie serce… Pomysł na książkę okazał się świetny, ale… to
wszystko okazało się niewystarczające. Autorka poradziła sobie (z różnym
skutkiem) nie tylko z językiem, kreacją bohaterów i opisami, ale wszystkie,
dosłownie wszystkie wydarzenia poucinała, nie pozwalając rozwinąć się poszczególnym
wątkom, które aż prosiły się o większą uwagę. Nie wiem jak wy odbieracie tego
typu książki, ale ja przy Nadziei odczuwałam
prawie fizyczny ból – ból niewykorzystanego pomysłu i potencjału. Miałam
wrażenie, jakby autorka bała się tego, co tworzy, może nie chciała przedobrzyć –
nie wiem, wiem tylko tyle, co ja czuję po jej lekturze. Takie rozczarowania
niezwykle mocno bolą (szczególnie mnie), tym bardziej, gdy widać potencjał… Eh…
Czasami trudno jest oceniać takie
krótkie książki (dla mnie są to głównie dłuższe opowiadania, a nie książki),
ponieważ niekiedy nie ma co oceniać. W tym przypadku – na szczęście – da się,
lecz większość elementów jest niedokończonych, bądź też niedopracowanych. Jak wspomniałam
wcześniej pomysł był rewelacyjny: pokazanie przyjaźni między pokoleniami super,
ale nie dopracowany. Nie widać tej przyjaźni, za mało autorka poświęciła na to
uwagi, a wydaje mi się to dosyć ważną rzeczą. Oczywiście tytułowa nadzieja jest
kluczowym elementem fabuły, lecz przydałoby się jakieś urozmaicenie, np.
wspomniana wcześniej przyjaźń, tylko lepiej opisana. Dyrektor domu opieki także
wymaga podszlifowania – dla mnie nie jest on wiarygodną i prawdziwą postacią,
podobnie jak Zofia – jedna z opiekunek w ośrodku. Natomiast Maria już lepiej
prezentuje się na tle tej dwójki, lecz także można by było coś z niej jeszcze
wycisnąć. I Jakub również mógłby być lepiej wykreowany. Jedyne, co udało się
autorce prawie w 100% dobrze to opisy otoczenia, w którym dzieje się akcja. Bardzo
dobrze oddała klimat tego miejsca, ale… za krótko! Czas akcji na tych 107
stronach rozgrywa się w przeciągu… 2 lat. Tak, dwa lata opisane na 107
stronach. To jest niemożliwe do wykonania (w moich oczach) – a może i jest, ale
autorka sobie z tym niestety nie poradziła.
Muszę jeszcze wspomnieć o
zakończeniu, które było bardzo „na miejscu” i gdyby było inne, to ta historia
zupełnie nie miałaby sensu. Straciłaby chyba swój urok, bo niewątpliwie go ma.
Nadzieja jest przede wszystkim historią niedopowiedzianą,
nieskończoną i niedopracowaną. Sam pomysł, cel autorki, zawarte w niej emocje,
klimat oraz opisy są godne pochwały. Gdyby pani Agnieszka porozwijała te
wszystkie poucinane wątki to wyszłaby z tego niezwykle przejmująca, klimatyczna
książka. A tak to mamy przyjemne, długie opowiadanie na jeden wieczór. Mimo
tego nie żałuję, że ją przeczytałam, bo wniosła ona trochę świeżości do mojego
czytelniczego światka. Mam nadzieję, że autorka przy następnej książce
bardziej rozwinie skrzydła i pokaże na co ją stać. I trzymam kciuki, aby się to
udało.
~*~
[…] starsi ludzie zasługują na coś więcej niż tylko wypucowany pałac i
„służbę”. Każdy z tych ludzi miał swoją wspaniałą historię, czasem może
dramatyczną , ale własną. Nie należy traktować ich jak antyki, które się
odkurza i dba o to, by się nie stłukły. [1]
[…] każdy ma jakieś problemy, mniejsze lub większe. Trzeba sobie z nimi
radzić tak jak umiemy najlepiej […]. [2]
Udało ci się zmienić Zośkę, ale to nie znaczy, że uda ci się zmienić
świat innych ludzi. Czasem trzeba się
pogodzić i zaakceptować pewne normy niezależnie od tego, czy nam się to podoba,
czy też nie, Czasem jest to lepsze i bezpieczniejsze… [3]
Czasem jest tak, że myślisz, że wszystko stracone. Nie zgadzasz się z
rzeczywistością, która cię otacza. Zawsze jednak trzeba mieć nadzieję… [4]
[…] ludzie nie zmieniają się z dnia na dzień. [5]
~*~
Za możliwość lektury
dziękuję ślicznie wydawnictwu Novae Res
___
[1] Agnieszka Borys, Nadzieja, Gdynia 2016, s. 23-24.
[2] Tamże, s. 36-37.
[3] Tamże, s. 42.
[4] Tamże, s. 45.
[5] Tamże, s. 48.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każde słowo się liczy. Dziękuję :).