RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
PREMIERA WKRÓTCE
Dziewiczy rejs
Novae Res 2018
s. 265
978-83-8083-961-8
Cena: 29,00 zł
Ocena: 4/10
~*~
Błędem byłoby powiedzieć, że to historia jakich wiele: młody chłopak,
zafascynowany sztuką filmową, próbuje realizować swoje marzenia. Choć jest
zdolny i bystry, a jego wrodzona wrażliwość pozwala mu widzieć więcej od
innych, dużo bardziej od zdobywania wiedzy w uczelnianych ławach pociągają go
długie nocne imprezy i dziewczyny, których nigdy nie ma dość. Przez jego życie
przetacza się mnóstwo fascynujących postaci, a każda z nich może stać się
inspiracją – wystarczy tylko spojrzeć odpowiednio ustawiając ostrość…
Ta opowieść przekona was, że rzeczywistość skrywa w sobie dużo więcej
możliwości, niż się zazwyczaj wydaje. I że każdy dzień, każda minuta może być
nasycona odrobiną magii – a może szaleństwa?
Czy potrafisz dostrzec to, co dla innych jest niewidoczne?
~*~
Dziewiczy rejs Jacka Głowińskiego zaintrygował mnie niezwykle
ciekawym opisem, który obiecuje magiczną, artystyczną i filozoficzną podróż po
dobrze nam znanej rzeczywistości. Razem z głównym bohaterem przemierzamy ulice
pewnego dużego miasta (Autor nie podaje konkretnie jakiego, ale z opisów można
wywnioskować o jaką może chodzić miejscowość. Niepotrzebnie robi on z tego
wielką tajemnicę, jakby się go wstydził…) w poszukiwaniu… czegoś. Czego? Inspiracji?
Natchnienia? Szczęścia? Trudno powiedzieć, przynajmniej z mojego punktu
widzenia, ponieważ nie udało mi się odkryć tego, co Jacek Głowiński miał na
myśli tworząc Dziewiczy rejs. I to
jest dla mnie najsmutniejsze, że nie znalazłam punktu zaczepienia, czegoś, na
czym mogłabym się oprzeć przy pisaniu tej opinii. Zazwyczaj, a raczej zawsze,
jeśli jest oczywiście taka możliwość, staram się szukać w książkach nie tylko
duszy autora, ale także drugiego dna, czegoś, co wyróżnia dany tytuł, ukrytego
przesłania, problemu, jaki możemy później przeanalizować. Czegoś, co sprawia,
że książka jest wyjątkowa, a nie tylko zlepkiem przypadkowych słów wywołujących
w czytelniku różne (często negatywne) emocje. Niestety w tym przypadku na
próżno szukałam jakiegoś sensownego, ukrytego przesłania. Dziewiczy rejs okazał się jedną z tych historii, których nie
potrafię zrozumieć. Niby została całkiem przyzwoicie napisana i nieźle mi się
ją czytało, ale nie porwała mnie, a wręcz mocno znudziła. Zupełnie nie mogłam
wczuć się w akcję, w toczącą się w niej fabułę. Miałam wrażenie, że bohater
tłucze się po tej książce jak mucha za szybą. Raczej nie mam problemu z
dostosowywaniem się do dzieła, jeśli widzę, że historia została napisana
specyficznym językiem lub przeważa w niej abstrakcja to błyskawicznie zmieniam
swoje podejście do niej: najczęściej daję się porwać nurtowi i z ciekawością
obserwuję, gdzie mnie on zaprowadzi i czy to, co mi autor pokaże mnie
zainteresuje. W tym przypadku było nie inaczej, dałam się porwać lekturze, ale
ostatecznie do niczego mnie nie doprowadziła. Mam wrażenie, że autor kazał mi
wysiąść ze swojej łódki, zanim historia mogła się rozwinąć. Poza tym Dziewiczy rejs, jak dla mnie, jest
niedopowiedziany i niedopracowany, brakuje mi w niej wspomnianego przeze mnie
jakiegoś punktu zaczepienia.
Czy potrafisz dostrzec to, co dla innych jest niewidoczne?
Próbowałam. Naprawdę próbowałam,
ale świat wykreowany przez autora mi na to nie pozwolił. Może dlatego, że
jestem kobietą. Może dlatego, że nie nadaję na tych samych falach, co bohater
(chociaż po opisie wydawało mi się, że bez problemu uda mi się chociaż w
minimalnym stopniu, na płaszczyźnie artystycznej, zbliżyć do niego, ale na „wydawaniu”
się skończyło…), nie wiem. Mam wrażenie, że książka ta powstała nie dla czytelników
lecz dla samego autora, który łaskawie pokazuje nam fragmenty swojego, trochę
intrygującego świata, ale niestety zamkniętego dla otoczenia.
Zabierając się za lekturę Dziewiczego rejsu wiedziałam, że będzie
to książka z tych, które się nie doceni z powodu braku komercyjnego i dobrze
sprzedającego się tematu. Że historię przedstawioną przez Jacka Głowińskiego
docenią nieliczni, z podobną do niego wrażliwością i nie wszyscy ją zrozumieją oraz
znajdą ukryte w niej przesłanie. Niestety, ja znalazłam się tym razem w tej
drugiej grupie czytelników, którzy przeoczyli jej sens: dobrze zarysowanego
zamysłu autora. Pytanie może się nasunąć, czy wszystkie książki muszą mieć
sens. Owszem, bo po co komu książka bez sensu? Bez morału? Bez przemyśleń? Bez
wachlarza emocji? Właśnie. Jedyne, co zwraca uwagę w Dziewiczym rejsie uwagę czytelnika, to jej realizm. Akurat to
wyszło autorowi rewelacyjnie. Szkoda, że tylko to udało mi się w niej dostrzec.
I jak nigdy jestem szalenie ciekawa opinii innych jej czytelników, czy
powielają moje spostrzeżenia po jej lekturze, czy nie. A może znaleźli w niej
to, czego mnie się nie udało dostrzec?
Akcja powieści, jak wspomniałam
już wcześniej, nie porwała mnie. Niemiłosiernie mi się dłużyła, jest monotonna
i nudna. Może gdybym wiedziała po co bohater snuje się po tych ulicach i spotyka
tych wszystkich ludzi… Może gdybym zobaczyła, że jakoś to wszystko wpływa na
niego i sprawia, że zaczyna działać, podejmować jakieś konkretne kroki… W kilku
przypadkach dosyć interesująco potoczyła się fabuła, ale jak dla mnie było to
za mało. Oceniam ją jako średnią powieść, obawiam się, że tytuł ten szybko
zniknie niezauważony z rynku wydawniczego. Chociaż muszę przyznać, że zamysł
był całkiem niezły (oczywiście opierając się na opisie), ale w trakcie chyba
coś poszło nie tak. To, co możemy znaleźć na odwrocie książki zupełnie nie
oddaje treści, a szkoda, ponieważ widać w tym potencjał, niestety nie
rozwinięty i nie wykorzystany…
~*~
Za możliwość lektury
dziękuję ślicznie Wydawnictwu Novae Res
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każde słowo się liczy. Dziękuję :).