15 czerwca 2018

[PRZEDPREMIEROWO] Jacek Głowiński – „Dziewiczy rejs”


RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
PREMIERA WKRÓTCE

Jacek Głowiński
Dziewiczy rejs

Novae Res 2018
s. 265
978-83-8083-961-8
Cena: 29,00 zł

Ocena: 4/10

~*~

Błędem byłoby powiedzieć, że to historia jakich wiele: młody chłopak, zafascynowany sztuką filmową, próbuje realizować swoje marzenia. Choć jest zdolny i bystry, a jego wrodzona wrażliwość pozwala mu widzieć więcej od innych, dużo bardziej od zdobywania wiedzy w uczelnianych ławach pociągają go długie nocne imprezy i dziewczyny, których nigdy nie ma dość. Przez jego życie przetacza się mnóstwo fascynujących postaci, a każda z nich może stać się inspiracją – wystarczy tylko spojrzeć odpowiednio ustawiając ostrość…

Ta opowieść przekona was, że rzeczywistość skrywa w sobie dużo więcej możliwości, niż się zazwyczaj wydaje. I że każdy dzień, każda minuta może być nasycona odrobiną magii – a może szaleństwa?

Czy potrafisz dostrzec to, co dla innych jest niewidoczne?


~*~

Dziewiczy rejs Jacka Głowińskiego zaintrygował mnie niezwykle ciekawym opisem, który obiecuje magiczną, artystyczną i filozoficzną podróż po dobrze nam znanej rzeczywistości. Razem z głównym bohaterem przemierzamy ulice pewnego dużego miasta (Autor nie podaje konkretnie jakiego, ale z opisów można wywnioskować o jaką może chodzić miejscowość. Niepotrzebnie robi on z tego wielką tajemnicę, jakby się go wstydził…) w poszukiwaniu… czegoś. Czego? Inspiracji? Natchnienia? Szczęścia? Trudno powiedzieć, przynajmniej z mojego punktu widzenia, ponieważ nie udało mi się odkryć tego, co Jacek Głowiński miał na myśli tworząc Dziewiczy rejs. I to jest dla mnie najsmutniejsze, że nie znalazłam punktu zaczepienia, czegoś, na czym mogłabym się oprzeć przy pisaniu tej opinii. Zazwyczaj, a raczej zawsze, jeśli jest oczywiście taka możliwość, staram się szukać w książkach nie tylko duszy autora, ale także drugiego dna, czegoś, co wyróżnia dany tytuł, ukrytego przesłania, problemu, jaki możemy później przeanalizować. Czegoś, co sprawia, że książka jest wyjątkowa, a nie tylko zlepkiem przypadkowych słów wywołujących w czytelniku różne (często negatywne) emocje. Niestety w tym przypadku na próżno szukałam jakiegoś sensownego, ukrytego przesłania. Dziewiczy rejs okazał się jedną z tych historii, których nie potrafię zrozumieć. Niby została całkiem przyzwoicie napisana i nieźle mi się ją czytało, ale nie porwała mnie, a wręcz mocno znudziła. Zupełnie nie mogłam wczuć się w akcję, w toczącą się w niej fabułę. Miałam wrażenie, że bohater tłucze się po tej książce jak mucha za szybą. Raczej nie mam problemu z dostosowywaniem się do dzieła, jeśli widzę, że historia została napisana specyficznym językiem lub przeważa w niej abstrakcja to błyskawicznie zmieniam swoje podejście do niej: najczęściej daję się porwać nurtowi i z ciekawością obserwuję, gdzie mnie on zaprowadzi i czy to, co mi autor pokaże mnie zainteresuje. W tym przypadku było nie inaczej, dałam się porwać lekturze, ale ostatecznie do niczego mnie nie doprowadziła. Mam wrażenie, że autor kazał mi wysiąść ze swojej łódki, zanim historia mogła się rozwinąć. Poza tym Dziewiczy rejs, jak dla mnie, jest niedopowiedziany i niedopracowany, brakuje mi w niej wspomnianego przeze mnie jakiegoś punktu zaczepienia.

Czy potrafisz dostrzec to, co dla innych jest niewidoczne?

Próbowałam. Naprawdę próbowałam, ale świat wykreowany przez autora mi na to nie pozwolił. Może dlatego, że jestem kobietą. Może dlatego, że nie nadaję na tych samych falach, co bohater (chociaż po opisie wydawało mi się, że bez problemu uda mi się chociaż w minimalnym stopniu, na płaszczyźnie artystycznej, zbliżyć do niego, ale na „wydawaniu” się skończyło…), nie wiem. Mam wrażenie, że książka ta powstała nie dla czytelników lecz dla samego autora, który łaskawie pokazuje nam fragmenty swojego, trochę intrygującego świata, ale niestety zamkniętego dla otoczenia.

Zabierając się za lekturę Dziewiczego rejsu wiedziałam, że będzie to książka z tych, które się nie doceni z powodu braku komercyjnego i dobrze sprzedającego się tematu. Że historię przedstawioną przez Jacka Głowińskiego docenią nieliczni, z podobną do niego wrażliwością i nie wszyscy ją zrozumieją oraz znajdą ukryte w niej przesłanie. Niestety, ja znalazłam się tym razem w tej drugiej grupie czytelników, którzy przeoczyli jej sens: dobrze zarysowanego zamysłu autora. Pytanie może się nasunąć, czy wszystkie książki muszą mieć sens. Owszem, bo po co komu książka bez sensu? Bez morału? Bez przemyśleń? Bez wachlarza emocji? Właśnie. Jedyne, co zwraca uwagę w Dziewiczym rejsie uwagę czytelnika, to jej realizm. Akurat to wyszło autorowi rewelacyjnie. Szkoda, że tylko to udało mi się w niej dostrzec. I jak nigdy jestem szalenie ciekawa opinii innych jej czytelników, czy powielają moje spostrzeżenia po jej lekturze, czy nie. A może znaleźli w niej to, czego mnie się nie udało dostrzec?

Akcja powieści, jak wspomniałam już wcześniej, nie porwała mnie. Niemiłosiernie mi się dłużyła, jest monotonna i nudna. Może gdybym wiedziała po co bohater snuje się po tych ulicach i spotyka tych wszystkich ludzi… Może gdybym zobaczyła, że jakoś to wszystko wpływa na niego i sprawia, że zaczyna działać, podejmować jakieś konkretne kroki… W kilku przypadkach dosyć interesująco potoczyła się fabuła, ale jak dla mnie było to za mało. Oceniam ją jako średnią powieść, obawiam się, że tytuł ten szybko zniknie niezauważony z rynku wydawniczego. Chociaż muszę przyznać, że zamysł był całkiem niezły (oczywiście opierając się na opisie), ale w trakcie chyba coś poszło nie tak. To, co możemy znaleźć na odwrocie książki zupełnie nie oddaje treści, a szkoda, ponieważ widać w tym potencjał, niestety nie rozwinięty i nie wykorzystany…

~*~

Za możliwość lektury dziękuję ślicznie Wydawnictwu Novae Res

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każde słowo się liczy. Dziękuję :).

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...