14 września 2015

[#04] Konkurs!


Witajcie kochani!

Dzisiaj przychodzę do Was z zapowiadanym (jakiś czas temu) konkursem. Do zgarnięcia jest Przerwana lekcja muzyki Susanny Kaysen, którą miałam możliwość przeczytać i zrecenzować. Do mnie nie trafiła, ale może to właśnie do Ciebie przemówi. Co trzeba zrobić? Wymyślić kreatywną odpowiedź na pytanie konkursowe...


Twoim zadaniem będzie wcielenie się w osobę psychicznie chorą, która przebywa na oddziale dla psychicznie chorych. Najbardziej poruszająca, wyrazista, przekonywująca odpowiedź zgarnie książkę wraz z umilaczami! Więc do dzieła, ale najpierw proszę spojrzeć na mini regulamin.

1. Organizatorką konkursu jest Dzosefinn, autorka niniejszego bloga, tj. dzosefinn.blogspot.com.
2. Konkurs trwa od 14.09.2015 do 11.10.2015.
3. Wyniki konkursu zostaną ogłoszone do tygodnia od zakończenia konkursu.
4. Zadaniem uczestnika jest opisanie jednego dnia z życia osoby psychicznej, która leczy się w szpitalu psychiatrycznym pod niniejszym postem.

WZÓR ZGŁOSZENIA:

☼ Nick
☼ adres e-mail
☼ odpowiedź

5. Nadesłane prace będą oceniane przeze mnie, oraz moje doradczynie. Decydujący głos oczywiście należy do mnie.
6. Do konkursu mogą przystąpić osoby mieszkające tylko na terenie Polski.
7. Zwycięzcę o wygranej poinformuję drogą elektroniczną.
8. Laureat ma 5 dni na przesłanie danych do wysyłki. W przypadku braku kontaktu zostanie wyłoniony inny zwycięzca.
9. Nagroda zostanie wysłana do dwóch tygodni od otrzymania danych korespondencyjnych.
10. Nie jest to wymagane, ale byłoby mi miło, gdybyście umieścili baner konkursowy na swoich blogach i stali się obserwatorami mojej strony. :)

Gotowi?
.
.
.
.
.
.
.
START!

Powodzenia ;)

15 komentarzy:

  1. Chętnie się zgłoszę, ale przed tym mam pytanie: Odpowiedź nadesłać w komentarzu, czy przez maila?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście w komentarzu, w regulaminie jest napisane ;) Proszę uważniej czytać! :)

      Usuń
  2. Chętnie dodam u siebie na blogu informację o twoim konkursie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dodaje na blogu informacje i myślę nad odpowiedzią.
    Ciekawy i ambitny konkurs taki jaki najbardziej lubię!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że mimo całego zamieszania w moim życiu udało mi się wymyślić coś ambitnego. :) Powodzenia!

      Usuń
  4. To zdecydowanie nie jest łatwy konkurs. Trzeba pogłówkować :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy mamy to napisać z perspektywy osoby chorej czy to jest dowolne mp. pielęgniarki ?

    OdpowiedzUsuń
  6. natalka
    natalia.59@wp.pl

    Kolejny dzień w białej sali. Z zamierzenia kolor miał chyba dawać poczucie przestronności, ale powoduje tylko, że mam ochotę uciec jak najdalej stąd. Zaraz po gwałtownym wybudzeniu przez Koszmary przychodzi pielęgniarka z lekami. Gdy tylko obraca się na sekundę, Koszmar wychodzi spod łóżka i wlewa do kubeczków na tacy bezbarwny płyn. Pielęgniarka próbuje dać mi to do wypicia, ale wiem że przez to może stać się coś złego. Przecież Koszmar chce mnie pogrążyć. Baba nie chce odpuścić, więc wlewa mi syrop do gardła siłą, a ja szybko wypluwam to na podłogę. Nie pozwolę mojemu strachowi mnie pokonać. Jeszcze nie. Pielęgniarka szybko wybiega, ale wraca po chwili z ochroniarzem. Już wiem, że ten dzień będzie ciężki. Facet chwyta mnie, wykręcając boleśnie ręce do tyłu. Tylko ja słyszę złośliwy chichot wydobywający się spod łóżka. Zostaję wyprowadzony z sali. Wkrótce sadzają mnie na niewygodnym fotelu i przypinają mocnymi pasami do siedziska. Druga pielęgniarka kładzie na stolik strzykawkę i kilka słoiczków z lekami. Bez jakiejkolwiek delikatności wbija igłę w moją rękę, a ja czuję, że zaczynam być otępiały. Nie mogą mi tego dziś zrobić! Przecież Koszmar tylko czeka na moment, kiedy przestanę być czujny! Staram się wyrwać, ale pasy trzymają mnie w miejscu. Zaczynam tracić nadzieję, że tym razem też uda mi się wywinąć Koszmarowi. Czuję wreszcie, że moje ciało nie jest już skrępowane. Ochroniarz znowu ciągnie mnie z gabinetu, tym razem do stołówki. Tak jak przewidywałem - przy moim miejscu stoi talerz zimnej już, bezsmakowej papki uchodzącej za owsiankę. Pod przymusem zjadam połowę porcji, starając się utrzymać to w żołądku. Zostaję "odprowadzony" do kanciapy psychiatry. On znowu zadaje te same pytania i nie chce słuchać o Koszmarach. Twierdzi, że je wymyśliłem, ale czego można się spodziewać, skoro to już sto pięćdziesiąta druga rozmowa od mojego przybycia tutaj. Wiem dokładnie która, bo z braku innych zajęć liczę wszystko co się da- płytki na podłodze w łazience, pigułki w porannej porcji leków, siniaki po interwencji ochroniarza i dni spędzone w wariatkowie. Lekarz znów próbuje wmówić mi, że jestem nic nie wartym psycholem. Cały dzień mija w zastraszającym tempie, i nadchodzi noc. Kiedy tylko wchodzę do swojego pokoju, wiem że Koszmary już czekają na mnie. Staram się nie popadać w paranoję, ale widzę, że wypełzają z ciemnych zakamarków, aby znaleźć się pod moim łóżkiem. Czekają, aż zgaśnie światło. Próbuję się uspokoić, ale nawet liczenie dziur w ścianie koło okna nic nie daje. Nagle światła gasną. Jest już dziesiąta wieczorem. Słyszę szelest poruszających się Koszmarów, które powoli wychodzą spod mojego posłania. Wiem, że zaraz mnie dorwą. Zamykam oczy i kulę się pod kołdrą, kiedy nagle otwierają się drzwi, a do pokoju wchodzi pielęgniarka zapalając światło . Potwory wracają do swoich kryjówek, ale wiem że to nie koniec. Będą tu wracały, dopóki nie skończą ze mną, ale przynajmniej opóźniłem to o jeden mało znaczący dzień.



    Mam dnadzieję, że się spodobało i długość jest dobra :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziewczyna z książkami
    shatterme@onet.pl
    Tick-tock. Znałam kiedyś taką piosenkę? Jak ona brzmiała?
    Nie.
    Kolory przeskakują po pomieszczeniu tworząc różnobarwne konstelacje. Drzwi do światów się otwierają, podczas gdy poprzednie się zamykają. Głosy szepczą, szepczą, szepczą.. moje imię. Cztery ściany, dziewięćdziesiąt dwie deski podłogowe, sześćset czterdzieści dwie rysy po paznokciach i jedno, zdecydowanie nie metalowe łóżko stoją w bezruchu podczas gdy cały świat krąży, ucieka, śpiewa. Jestem jego epicentrum. Mężczyzna w szarym kapeluszu, o zamazanych kształtach (bardziej przyciemniony, niczym rysunek niewidomego, rozlany) stoi przy ścianie opierając się o nią niedbale. W dłoni trzyma książkę, którą powolnie kartkuje. Chce widzieć tytuł. Nie mogę.
    Zły kąt, złe ustawienie, zła wysokość.
    Tick-tock.
    Coś leci w moją stronę, uchylam się. Książka ląduje za łóżkiem. To tylko sen, gdy będę chciała to się tego dowiem. To mój świat, moje zasady. Cztery ściany, dziewięćdziesiąt dwie deski podłogowe, sześćset czterdzieści dwie rysy po paznokciach i jedno, zdecydowanie nie metalowe łóżko. Liczę, za każdym razem. Za każdym snem, jawą, marą, rzeczywistością, czy czymkolwiek innym to jest. To nigdy się nie zmienia, a gdy się budzę, zasypiam nic nigdy nie jest takie samo. Zawsze jest czegoś więcej, albo czegoś mniej. Zmieniam pomieszczenia, krajobrazy, pola, lasy, domy, planety niczym kapelusze, których po dłuższym zastanowieniu nie lubię. To na pewno sen, bo jaka rzeczywistość mogłaby być takim koszmarem?
    Mężczyzna zaczyna bezgłośnie krzyczeć. Wtóruję mu chcąc mu pokazać, że nie jest taki silny i straszny za jakiego się ma. Mój sen. Moje zasady.
    - Przestań!
    Tick-tock. Tick-tock!
    Milknie.
    Milknę i ja.
    Kolory i słowa wirują wokół mnie. Cztery ściany, dziewięćdziesiąt dwie deski podłogowe, sześćset czterdzieści dwie rysy po paznokciach, jedno, zdecydowanie nie metalowe łóżko i biały kolor pośpiesznie zmierzający w moją stronę. Potem znowu świat jest różnorodny, a ja siedzę przy stole, uśmiecham się i patrzę na twarz małej dziewczynki siedzącej naprzeciw. To jest prawda.
    Prawda?

    OdpowiedzUsuń
  8. Nick: Nadia
    adres e-mail: jo-jo-a@wp.pl
    odpowiedź:

    25 września 2015

    Dziś znowu to się stało... Nowa dziewczyna, mieszkająca pokój obok popełniła samobójstwo. Nawet nie zdążyłam poznać jej imienia. Jest kolejna...jest 5 od początku tego miesiąca. Nie wiem co się dzieje. Czuję się jeszcze gorzej niż na samym początku jak tu przyszłam. Boję się. Coś się do mnie zbliża. Ja będę następna, to mój pokój będzie następny. Też będą go nazywać pokojem samobójców. Nie rozumiem jak mogła się zabić. Od śmierci Angeliki ten pokój jest oczkiem w głowie całego personelu, ale i tak zabijały się kolejne. Nie było w nim nic czym by można było sobie zrobić krzywdę. Nikt nie wie jak zdobyła ostrze którym przecięła sobie żyły.
    Na spotkaniu grupowym Pani Lerkz próbowała ukryć to, że jest przerażona. Boi się jak każdy z nas. Boi się kto będzie następny. Każdy patrzy podejrzliwie. Nikt nie wie jakie zło jest w tych murach. Nikt nie wie, że ja wiem...
    Dziś zobaczyłam Go znowu w swoim śnie. Znowu mnie do siebie wołał. Tym razem był bardziej nachalny niż wczoraj. Chce mnie...znęca się nade mną od śmierci Angeliki. Zabrał ją, zabrał je wszystkie, a ciągle chce mnie, ale ja się nie daje, ale jest coraz trudniej.
    Już nie wiem co jest prawdziwe, a co nie. Czy te wszystkie "samobójstwa" to wytwór mojej głowy?
    Dziś znowu nie wzięłam leków. Boję się je wziąć. Znowu będę jak warzywo, nie będę wiedziała co się wokół mnie dzieje, choć teraz też trudno jest odróżnić rzeczywistość od fantazji, od mojej głowy.
    Pierwszy raz od dwóch miesięcy wypuścili mnie na dwór. Mieli wobec tego obawy, ale tym razem nic nie zrobiłam, ale i tak każdy patrzy na mnie jak na zabójczynie...nie moja wina, że ten pies umarł w moich rękach, nie moja wina, że miał wbity nóż. Nadal nie wiadomo skąd w ogóle wziął się tu pies.
    Poczułam promienie słońca na policzkach. Były takie ciepłe. Tęskniłam za tym.
    Matka i ojciec mają mnie jutro odwiedzić. Mam nadzieję, że przeżyje. Jeśli nie, nikt im nie powie o tym co tu się dzieje i muszę się zdążyć z nimi pożegnać - to ja będę następna.
    Idę spać. Jedyne co mnie pociesza to, to że ufają mi na tyle, że mogę mieć chociaż ołówek...

    OdpowiedzUsuń
  9. Nick: Tenebris
    Adres e-mail: zofia.rozbiecka@gmail.com
    Odpowiedź:

    Wydaje mi się, że coś słyszę.
    To może być mój krzyk, ale nie mam pewności.
    Czuję, jak głos wyrywa się z czyjegoś gardła, obija się o ściany, tnąc powietrze jak ostrze. Jak rani moje uszy. Słyszę w nim prawdę, słyszę rezygnację, nutkę straceńczego łkania.
    Tak, to ja krzyczę.
    Teraz to wiem, bo krzyk kaleczy moje gardło, bo czuję, jak wydostaje się z niego z rozpaczą. Jest czerwony. Tak, na pewno jest czerwony. Jest czystą emocją, szczerą myślą, trudną. Szałem. Rozpaczą. Obłędem. Obłędem. Obłędem...
    Domagającym się sprawiedliwości buntowniczym wołaniem, które pachnie krwią, zmieszaną z wonią dzikiej róży.
    Szkarłat na dłoniach.
    Żyję.
    Żyję.
    Ja żyję.
    Wiem to, bo krwawię.
    Bo krzyczę.
    Krzycz, idioto. Krzycz, krzycz, najdroższy. Chcę to usłyszeć.
    Chcę wiedzieć, że nie jesteś trupem.
    Trup.
    Czy słyszę coś jeszcze? Tak, jestem pewien. Ktoś chwyta mnie za ramiona, za ręce, chwyta. Szkarłat. Szkarłat na białych ubraniach. To piękne, więc skąd ich miny?
    Obłęd.
    Czerwony krzyk.
    I tylko jedno jest inne, czarne, chłonące wszystko słowo "śmierć".


    (Mam nadzieję, że to, co napisałam, nie jest za krótkie, ani zbyt chaotyczne. Właściwie, to właśnie chaos chciałam osiągnąć.)

    ocean-slow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie wiem, czy jeszcze mogę, bo jest już sporo po czasie, ale widziałam Twoje przypomnienie z wczoraj, więc próbuję :)

    Nick: LittleAngel
    mail: sylwik19_12@onet.eu

    Odpowiedź:

    Promienie słońca wpadają przez okno mojego pokoiku, kiedy unoszę ciężkie od snu powieki. Moje myśli są spowolnione przez leki, przez chwilę nie wiem, gdzie się znajduję i w zasadzie nie bardzo mnie to obchodzi. Pływam wśród chmur z waty cukrowej, różowych i jasnych, i jest mi tak przyjemnie, tak błogo… Kocham poranki. Kocham ten moment, gdy wychodzę z oparów snu i na moment zapominam, w jakiej rzeczywistości żyję. Na moment zapominam, kim jestem i mogę po prostu być. Cieszyć się chwilą nie zmąconego żadną myślą życia.
    A potem budzę się do końca.
    I mam ochotę krzyczeć.
    Bo nie mam już siły walczyć, a wszyscy dookoła oczekują ode mnie posłuszeństwa. Chcą, żebym była taka, jak oni. Taka jak kiedyś.
    Normalna.
    Czym jest normalność? Nie ma normalności. Każdy ma w sobie odrobinę szaleństwa. Ze mną zdecydowanie jest coś nie tak. Tylko skąd mam mieć pewność? Skąd mam wiedzieć, że to, co czuję, widzę i słyszę to tylko wytwory opętanego chorobą umysłu? Może to ja mam rację. Nie oni. Może to oni są szaleni? Próbują mi wmówić, że świat wygląda inaczej, a tymczasem sami nie znają jego istoty. Mylą się. Mylą się często, ale ich pomyłki mają wpływ tylko na nas. Na tych, którzy znają prawdę.
    Czy ja znam prawdę? Czy CZUJĘ naprawdę?
    Zwlekam się z łóżka niczym robot. Moje bose stopy dotykają zimnej podłogi i wzdrygam się mimo woli. Gdzieś powinnam mieć puchate, białe pantofle, które mama kupiła mi w zeszłe święta. Przywiozła je tutaj do mnie, aby przypominały mi o domu. O chwilach, które bezpowrotnie straciłam.
    Rozglądam się zaspanym wzrokiem po pokoju. Pod ścianą leży nowa dziewczyna, której imienia nie znam. Nie porusza się, można by pomyśleć, że nie żyje.
    Życie jest rzeczą względną.
    Staję powoli na chwiejnych nogach i robię krok w jej kierunku. Jeszcze nigdy nie widziałam nikogo martwego. Jestem ciekawa, a jednocześnie przerażona. Czy będzie zimna? Blada?
    Czy ma otwarte oczy?
    Moje uda drżą z wysiłku. Chodzenie nie jest ostatnio moją mocną stroną, chociaż doktor upiera się, że powinnam jak najczęściej wstawać. Co on tam może wiedzieć… Ciekawe, czy sam miałby ochotę biegać maratony, gdyby go naszprycowano tymi samymi lekami, co mnie?
    Mówią, że to wszystko dla mojego dobra, ale ja wcale nie czuję się lepiej. Gniew kipi we mnie, głęboko w środku, niczym uśpiony wulkan, który tylko czeka, na sposobność, aby wybuchnąć. To boli. Czy oni nie wiedzą, jak bardzo mnie to boli?
    Jestem już blisko tamtej dziewczyny, a moja ciekawość rośnie z każdym z trudem wypracowanym krokiem. Biorę głęboki oddech, a wtedy ona odwraca się w moją stronę.
    Jest piękna jak anioł, chociaż twarz ma białą jak pościel, w której leży. Jej czarne włosy tworzą zabójczy kontrast z tą bladością. Wyglądają jak skrzydła pełne gładkich piór, które trzepoczą, gotowe do lotu. Czekają, aż ktoś je uwolni.
    Chciałabym mieć takie skrzydła. Mogłabym wtedy otworzyć okno i wylecieć z tego przeklętego miejsca. Uciec od ludzi, którzy chcą normalnej mnie, do istot, które kochają mnie prawdziwą.
    Dziewczyna mruga oczami i mruczy coś pod nosem. Jej słowa brzmią jak tajemna pieśń, śpiewana w pradawnym, zapomnianym języku. Nie rozumiem jej, ale wiem, że prosi o pomoc. Jestem pewna, że anioły jej wysłuchają. W końcu gdy jeden z nich gubi się w świecie śmiertelników, inne po prostu muszą przybyć, aby go ocalić.
    Jednego z nich.
    Diabeł chichocze w kącie. Dzisiaj nie ma rogów ani ogona. Wygląda w zasadzie jak Edward, mój kolega ze studiów. Tylko że Edward nie ma takiej nienawiści w spojrzeniu.
    Wiem, że nie może zrobić mi krzywdy, jeśli mu na to nie pozwolę. Doktor tak mówił. Chyba miał rację, ale nie mogę być tego pewna. Ignoruję więc diabła, który patrzy teraz na mnie z nienawiścią.
    Chcę wyjść.

    OdpowiedzUsuń
  11. C.d.
    Ruszam do drzwi i wychodzę na jasny korytarz. Inni też już wstali i posłusznie ruszają w kierunku dyżurki pielęgniarek po kolejne magiczne tabletki, które mają ich wyciągnąć z matni szaleństwa. Staję w kolejce, tuż za staruszką, która kiwa się w przód i w tył, jakby znudzona całym tym porannym rytuałem. Codziennie zakłada jeden i ten sam różowy sweter. Ma miłą twarz, ale jej spojrzenie jest nieobecne. Czasem mam ochotę zapytać ją, o czym myśli, ale nigdy nie starcza mi odwagi.
    Przychodzi moja kolej i posłusznie przechylam kieliszek. Kolorowe tabletki zaczynają mi się rozpuszczać na języku, jeszcze zanim zdążam napić się wody. Są okropnie gorzkie, mam wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Pielęgniarka w niebieskim uniformie przygląda mi się podejrzliwie i pyta, czy wszystko w porządku.
    Kiwam potakująco głową, chociaż tak naprawdę nic nie jest w porządku. Świat wiruje, ale nie mam ochoty kłaść się na kozetce, ani wracać do pokoju. Na korytarzu rozglądam się za anielską dziewczyną, ale nigdzie jej nie widzę. Jeszcze nie zna tutejszych zwyczajów albo zwyczajnie nie ma siły, żeby wstać. Doskonale to rozumiem. Na początku też nie miałam siły.
    Co wcale nie oznacza, że mam ją teraz.
    Na śniadanie dostaję dziwnie pachnącą, żółtą papkę i dwie kanapki. Zjadam wszystko posłusznie, chociaż mam ochotę wylać to kucharce na głowę. Jest obrzydliwe. Widzę za jej plecami mojego diabła i wzdycham głośno. Macha do mnie, chichocząc obleśnie. Powinien był zostać w pokoju. Ale nie został.
    Człowiek nie może rozkazywać demonom. Kolorowe tabletki tym bardziej.
    Na sesji z doktorem X nie przyznaję się, że znów go widzę. Pewnie byłby zawiedziony brakiem postępów. Jest taki dumny ze swej specjalizacji. Młody. Za młody, żeby zrozumieć tak naprawdę.
    Myślą, że dzięki niemu lepiej sobie poradzę z tym, co mnie spotkało, ale tak naprawdę jest mi to obojętne, kto mnie leczy.
    Diabłu chyba też. Nie przychodzi, kiedy jestem z doktorem. Nie pokazuje się. Myślę, że po prostu ma to gdzieś. Albo chce wmówić doktorowi, że jestem zdrowa. Prędzej czy później doktor mu uwierzy, chyba że będę twardo obstawać przy swoim.
    Jeszcze nie zdecydowałam, co zrobię. W zasadzie doktor X nie jest taki zły, wcale nie chcę robić mu na złość. Tylko że… tu się na szali waży moja przyszłość. Moje życie.
    Nie jestem normalna i nigdy już nie będę. Wiem, chociaż starają się to przede mną ukryć. Wielkie mi halo. Tak już po prostu jest. Człowiek podświadomie czuje, że coś się w nim zmieniło i nie ma już odwrotu. Próbuje walczyć, rozpacza, ciska gromy lub skacze z mostu. A potem zwyczajnie się z tym godzi, bo przecież trzeba jakoś żyć.
    Prawda?

    OdpowiedzUsuń

Każde słowo się liczy. Dziękuję :).

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...