Agnieszka
Walczak-Chojecka
Włoska symfonia
Filia 2015
s. 297
978-83-8075-011-1
Cena: 36,90 zł
Wyzwania:
+ Przeczytam tyle,
ile mam wzrostu (+ 2,4 cm )
+ 52 książki
Ocena: 8/10
~*~
Marianna Wisłocka, nieśmiała flecistka, ma talent, urodę i wielkie
marzenie. Chce skomponować niezwykłą symfonię. Od swojej akademickiej
nauczycielki dziewczyna otrzymuje propozycję występów w słonecznej Italii z
orkiestrą słynnego Antonia Balamonte. Nie wie, że promotorka wiąże z nią pewne
plany.
Ekscentryczny i charyzmatyczny Antonio od pierwszych chwil fascynuje
Mariannę, która godzi się na pięć kroków wtajemniczenia. Pod batutą Maestra,
wśród wspaniałych krajobrazów włoskiego wybrzeża Amalfi, zmysły Marianny budzą
się do życia. Dziewczyna odkrywa świat namiętności, o jakim nigdy nawet nie
śniła.
Jednak jak długo można żyć pełną piersią, nie ponosząc konsekwencji?
Każda gra musi kiedyś się skończyć. Zwycięzca jest tylko jeden. Chyba że
prawdziwą symfonię odegra miłość.
~*~
Jakiś czas temu miałam możliwość być
nie tylko w gorących Włoszech i odkrywać jego tajemnice, ale także razem z
główną bohaterką – Marianną Wisłocką – rozbudzać zmysły, które już dawno
przebudzone chciały rozwinąć skrzydła i polecieć hen wysoko, w stronę
błękitnego nieba. A to możliwe było dzięki Włoskiej
symfonii, trzeciej już książce autorstwa Agnieszki Walczak-Chojeckiej.
Włoska symfonia opowiada historię nieśmiałej flecistki, studentki
szkoły muzycznej, której marzeniem było nie tylko skomponowanie własnej
symfonii, ale także otworzenie się na to, co przynosi ze sobą życie. Za namową,
na pierwszy rzut oka, surowej profesorki dziewczyna rozpoczyna podróż, która na
zawsze odmieni ją i jej spojrzenie na świat, a szczególnie świat zmysłów...
To, co udało mi się najpierw
dostrzec to rozwój językowy autorki. Debiut był nieśmiałym początkiem, druga
książka – Gdy zakwitną poziomki –
trochę pewniejsza, lecz również przebijała przez nią owa nieśmiałość (ujarzmiał
ją jednak poruszony w niej przez autorkę problem bycia rodzicem/matką), a Włoska symfonia to sama pewność siebie
okraszona muzyką oraz niezwykłą lekkością pióra. Autorka w subtelny i prosty
sposób prowadzi akcję, krok po kroku przygotowuje bohaterkę do tego, aby z
nieśmiałej i utalentowanej dziewczyny przeistoczyła się w pewną siebie, świadomą
swoich atutów (a także talentów) kobietę. Ta przemiana wyszła autorce
rewelacyjnie, a środki (wydarzenia) mające Mariannie pomóc były niekiedy
bezwzględne i brutalne (czasami, by coś mogło się w człowieku zmienić, musi
wziąć lodowaty prysznic. Wówczas budzą się w nim zaspane komórki, to znaczy otwierają
się na nowe doznania). Dlaczego? Dla osoby wrażliwej, nieśmiałej, wychowanej w
bardziej konserwatywny sposób może być to swoisty szok, lecz spokojnie, autorka
potrafi zachować „smakową” równowagę. Przez całą historię czuć tęsknotę
bohaterki, przede wszystkim za emocjami, silniejszymi doznaniami, które targają
duszami zakochanych kobiet. Przez to i we mnie obudziła się taka tęsknota,
która niestety pewnie jeszcze przez długi czas nie zostanie zaspokojona. I w
tym miejscu pojawia się zazdrość, bo bohaterce udało się ją ugasić, uciszyć, a
mi jeszcze nie.
Historia ta jest nie tylko o
rozbudzaniu zmysłów, ale także o pasji oraz rozwijaniu swojego talentu, odwadze
w jego zgłębianiu (odkrywaniu), sprawdzaniu jego granic, a nawet ich
przekraczaniu. Uleganie i pozwalanie jej na to, aby przejęła kontrolę nad
naszym ciałem, umysłem, duchem, po prostu całym naszym jestestwem. To nie tylko
opowieść z podtekstem erotycznym (który niewątpliwie odgrywa tutaj główną
rolę), ale ja jako artystka widzę w niej coś głębszego i duchowego, mogę z niej
wyciągnąć pewne nauki, aby moje przyszłe dzieła mogły być coraz lepsze.
Autorka stworzyła naprawdę
wachlarz różnorodnych postaci, które bynajmniej nie są płaskie i nudne.
Większość z nich (szczególnie wcześniej wspomniana pani profesor oraz chłopak
Marianny) potrafi zaskoczyć, a nawet zaszokować swoim zachowaniem, decyzjami,
pomysłowością oraz nietuzinkowym poczuciem humoru. Nie raz bezwiednie
uśmiechałam się do aktualnie toczącej się akcji, ale zdarzały się i takie
momenty, kiedy przestawało mi być do śmiechu... To, co wywołuje we mnie pewien
niesmak, to ta miłość (nie mówię o fascynacji) młodej dziewczyny do starszego o
kilkanaście lat mężczyzny. Zwalam to na wychowanie, ale nie podobało mi się to
i tyle, ale książki i historie w nich zawarte mają to do siebie, że można im
pozwalać na wszystko. Nawet na takie sytuacje i wydarzenia, które trudno jest
zaakceptować w rzeczywistości. Sama postać Maestra jest trochę mglista, jak
duch przewija się przez karty Włoskiej
symfonii, do samego końca pozostaje nie tylko dla bohaterki, ale i dla nas,
czytelników, pewną zagadką. Nie wiemy, czy Antonio traktuje swoją podopieczną
jak córkę czy chce ją po prostu wykorzystać. Za to Marianna to dosłowne
przeciwieństwo kompozytora, autorka przedstawia ją jako postać z krwi i kości –
znajmy jej wszystkie emocje, uczucia, obawy, nadzieje i marzenia. Gdyby
wyciągnąć rękę w jej stronę, poczułoby się żywą istotę, natomiast w przypadku
Antonia nie wiadomo... Aż do finału Włoskiej
symfonii.
Jedyne, czego żałuję, to tego, że
w trakcie lektury nie włączyłam sobie jakiejś symfonii, jestem ciekawa, jakie
odczucia towarzyszyłyby mi w trakcie jej czytania. Ale wszystko jeszcze przede
mną, pewnie nie raz zajrzę do tejże książki, więc będę mogła sobie jakąś muzykę
w tle puścić.
Podsumowując: Włoska symfonia to niezwykle
zrównoważona kompozycja, w której nie ma miejsca na fałszywą nutę. Język jest
łatwy, lekki i przyjemny, emocje zawarte na jej kartach nie przytłaczają, a
obrazy, które autorka maluje słowami są przepiękne i bardzo klimatyczne. Przez
nią nabrałam ochoty na podróż do Włoch, ale wycieczka ta będzie musiała jeszcze
trochę poczekać. Szkoda, że ta historia dobiegła końca, jednakże nie mogę
doczekać się kolejnych podróży, którymi autorka (mam nadzieję) wkrótce nas obdarzy.
~*~
Jeśli coś nam umknęło, to czasem łatwiej tego szukać we dwoje. [1]
Czasem poranek przynosi rozwiązanie, którego nie widzimy, gdy jest
ciemno. [1]
[...] są rzeczy, których nie można ani wygrać, ani zdobyć na silę.
[3]
Niektóre miejsca raz ujrzane sprawiają, że już na zawsze ciągnie nas do
nich magnetyczna siła. Bywają też ludzie, których żadną mocą nie da się
wyrzucić z serca. [4]
[...] w życiu czasem trzeba odwrócić
się na pięcie i wrócić do punktu wyjścia, by zacząć wszystko od nowa. [5]
~*~
Za możliwość lektury,
dziękuję ślicznie autorce ;)
___
[1] Agnieszka Walczak-Chojecka, Włoska symfonia, Poznań 2015, s. 101.
[2] Tamże, s. 189.
[3] Tamże, s. 265.
[4] Tamże, s. 267-268.
[5] Tamże, s. 280-281.
Chociaż na temat książki już wiele przeczytałam , nadal nie jestem w stu procentach jej pewna :(
OdpowiedzUsuńNie moje tematy, a przynajmniej aktualnie nie mam na takie chęci ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie ;*
http://ravenstarkbooks.blogspot.com/
Na pewno nie moje tematy, więc nie czuję żeby mnie ciągnęło.
OdpowiedzUsuńRecenzja jest zachęcająca i poważnie się muszę zastanowić.
Może gdy przy jakiejś okazji i wolnej chwili wpadnie mi w ręce ;)
Pozdrawiam.
Hej, wrzucę tutaj, bo możliwe, że w gąszczu komentarzy nie zauważysz pod wyzwaniem - wygasł Ci kolorowy banner wyzwania - w menu po prawej stronie też straszy brakiem. :P
OdpowiedzUsuńDziękuję za zwrócenie uwagi. Postaram się szybko to zmienić :)
Usuń