Nanna Foss
Spektrum. Leonidy
(Spektrum #1:
Leoniderne)
tł. Bogusława
Sochańska
Driada 2017
s. 544
987-83-945-990-1-0
Cena: 34,99 zł
Ocena: 7/10
~*~
Kiedy to się właściwie zaczęło? Gdy ta staruszka oskarżyła nas o spowodowanie końca świata? Gdy miałam sen o świecących dłoniach? Gdy kompas wypalił w naszych dłoniach rany? Czy na długo przedtem?
Piętnastoletnia Emi rysuje chłopaka o turkusowych oczach, który nosi na
szyi tajemniczy pryzmat. Nazajutrz doznaje szoku, widząc go wchodzącego do
klasy. Nim się zorientuje, na dłoniach ma trójkątne rany, a jej koleżanki i
koledzy potrafią robić dziwne, niewytłumaczalne rzeczy.
A może to wszystko tylko sobie wmawia? Granice między snem a
rzeczywistością zacierają się, a Emi desperacko próbuje myśleć racjonalnie w
tym wszystko ogarniającym chaosie.
Wkrótce jednak musi spojrzeć prawdzie w oczy. To tylko kwestia czasu...
~*~
Pod koniec listopada 2017 roku na
polskim rynku wydawniczym pojawiła się pierwsza książka duńskiej autorki Nanny
Foss pt. Spektrum. Leonidy. Otwiera
ona niezwykły cykl dla młodzieży, który został dobrze przyjęty w innych krajach
Europy. Czy w Polsce również znajdzie uznanie? O tym dowiemy się za jakiś czas,
kiedy to zostaną opublikowane pozostałe tomy z serii Spektrum. Na razie skupmy
się na tym, co mamy czyli pierwszej części: Leonidy.
Autorka przenosi nas w na pozór
zwyczajny świat, gdzie życie toczy się swoim rytmem. Dorośli chodzą do pracy, a
dzieci i młodzież uczęszczają do szkół i przedszkoli. W tym na pozór zwyczajnym
świecie żyje Emi, uzdolniona plastycznie piętnastolatka, której pewnego dnia
świat wywraca się do góry nogami. Zaczynają się dziać niewytłumaczalne rzeczy,
na które dziewczyna będzie chciała znaleźć odpowiedź. W zadaniu tym nie będzie
jednak sama, będzie mogła liczyć na Albana i Linusa: starych przyjaciół oraz…
nowych, którzy niewątpliwie namieszają jej w życiu. Nastolatkowie zmierzą się z
siłami mocno związanymi z kosmosem. Czy będą gotowi na to, co „przygotował” dla
nich wszechświat? O tym, po części, dowiedzie się z pierwszej części Spektrum.
Historia, którą stworzyła Nanna
Foss skierowana jest do młodzieży: mamy tutaj nastoletnich bohaterów, który
oprócz tej sci-fi (science fiction) otoczki zmagają się z typowymi problemami nastolatków:
szkolnymi, rodzinnymi oraz międzyludzkimi. W książce pojawiają się także
pierwsze zauroczenia i przyjaźnie, ale to przede wszystkim przyjaźń odgrywa tu
kluczową rolę. Bohaterowie razem próbują rozwiązać zagadki, mimo początkowych
awersji, bo wiedzą, że w pojedynkę są tylko małymi nic nie znaczącymi
elementami większej układanki. Pod tym względem Leonidy jest naprawdę dobrą, pouczającą i mądrą książką.
W powieści Foss pojawia się
wachlarz różnorodnych postaci i szczerze powiedziawszy byłam pod wrażeniem, że
autorce udało się je wszystkie tzw. „ogarnąć”. Mamy tutaj (powiedzmy) sześcioro
pierwszoplanowych bohaterów, na drugim rodzinę Emi oraz Albana i Linusa, klasę
nastolatki, kilku nauczycieli, astrofizyków oraz wiele, wiele innych mniej
istotnych (na razie) postaci. Gdyby Nanna Foss ich nie ujarzmiła to zrobiłby
się na tej płaszczyźnie niezły chaos.
Jeśli chodzi o fabułę to jest ona
naprawdę wciągająca. Bardzo zauroczyły mnie opisy przyrody, już tłumaczę
dlaczego. Akcja dzieje się w Danii, w okresie zimowym. Nanna Foss sprawiła, że
poczułam się, jakbym tam była, jakbym z Emilią przemierzała zaspy, słyszała jak
śnieg skrzypi mi pod nogami, w ciągu dnia oślepia moje oczy, a mróz szczypie w
policzki. Intensywności tego wszystkiego dodawał fakt, iż czytałam ją właśnie w
okresie zimowym. W miejscu, gdzie mieszkam śnieg pojawia się różnie, a jak
spadnie to leży góra dwa-trzy dni (jak jest mróz, to tydzień ewentualnie dwa).
Książka Foss, ku mojemu zaskoczeniu wypełniła tę pustkę na kilka dni,
szczególnie wtedy, kiedy byłam w trakcie jej lektury. Powracając jednak do
fabuły: autorka stworzyła nawet ciekawą historię z gatunku sci-fi dla młodzieży,
jednak jak dla mnie niczego odkrywczego ona do mojego życia nie wniosła.
Okazała się tylko miłą rozrywką. Mam wrażenie, że większość rzeczy, które Nanna
Foss zawarła w Leonidach już gdzieś
ktoś poruszył i wykorzystał. Mam jednak nadzieję, że w drugiej części cyklu
autorka mnie zaskoczy.
Na koniec mojego wywodu
zostawiłam kwestię języka. Szczerze powiedziawszy to przez całą książkę mnie
irytował, szczególnie te angielskie wtrącenia, które (chyba) miały nadać
całości bardziej młodzieżowy charakter. Pojawiają się one głównie w
wypowiedziach bohaterów i jest ich naprawdę sporo, może autorka chciała przez
to sprawić, by postacie były bardziej „cool”? Jeśli chodzi o mnie to mocno mi
ten zabieg działał na nerwy, ale należą się redakcji książki podziękowania za
przypisy z tłumaczeniami tych słówek. Dzięki temu młodzież może nie tylko
sprawdzić co dany wyraz oznacza, ale również szybciej przyswoić sobie je na
przyszłość. Taka forma nauki przez zabawę. W sumie jest to ciekawy zabieg na
naukę języka, ale nie wszystkim czytelnikom może on przypaść do gustu.
Jako całość Leonidy okazała się naprawdę fajną i pouczającą książką. Spokojnie
mogę ją polecić młodym czytelnikom, ponadto myślę, że fani sci-fi, kosmosu,
wszechświata, podróży w czasie i zjawisk nadprzyrodzonych także znajdą w niej
coś dla siebie. Jeśli chodzi o starszych czytelników… pozostawiam wolną wolę,
niektóre elementy książki mogą zwyczajnie nie przypaść do gustu (chociażby wcześniej
wspomniany przeze mnie język powieści). Ja w sumie się cieszę, że miałam możliwość
ją poznać, chociażby za te niesamowite śnieżne opisy oraz dar Emi, jakim
jesteśmy w pewnym sensie połączone. Tak, to była magia… Jestem strasznie
ciekawa kontynuacji cyklu, mam nadzieję, że będę miała okazję powrócić do
świata wykreowanego przez Nannę Foss.
~*~
Czasem łatwo zapomnieć, że mamy swoje kody i że nasze poczucie humoru
może być niezrozumiałe dla innych.. [1]
~*~
Za możliwość lektury
dziękuję ślicznie wydawnictwu Business & Culture
___
[1] Nanna Foss, Spektrum. Leonidy, Luboń 2017, s. 135.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każde słowo się liczy. Dziękuję :).