Katarzyna Mak
Dwadzieścia minut do szczęścia
Novae Res 2017
s. 189
978-83-8083-764-5
Cena: 24,00 zł
Ocena: 6/10
~*~
Romans jak z bajki
Michalina nie ma łatwego życia. Wychowana przez babcię, po jej śmierci boryka się z problemami finansowymi i własnym darem ściągania na siebie kłopotów. Impulsywna, a zarazem pozbawiona pewności siebie, wciąż zadręcza się pytaniem, czy u przyczyn jej wiecznego pecha leżą geny odziedziczone po rodzicach, o których babcia nigdy nie chciała z nią rozmawiać. Na szczęście przynajmniej jej studia przebiegają bez zakłóceń. Od upragnionego dyplomu dzieli dziewczynę już tylko praktyka w ekologicznym gospodarstwie rolnym. Nawet nie podejrzewa, że wyjazd na wieś przewróci cały jej świat do góry nogami.
~*~
„Romans jak z bajki” – takie widnieje
hasło na okładce debiutanckiej książki Katarzyny Mak. To niewinne stwierdzenie
obiecuje czytelnikom (szczególnie czytelniczkom) uroczą historię miłosną, w
której główni bohaterowie – w tym przypadku Mikołaj i Michalina – będą musieli
zawalczyć o swoje szczęście. Czy tej parze jest pisane zakończenie jak z bajki?
Jakie przeszkody będą musieli pokonać na swojej drodze ku szczęściu? Odpowiedzi
na te pytania znajdziecie w książce Dwadzieścia
minut do szczęścia Katarzyny Mak.
Główną bohaterką tej historii i
jednocześnie jej narratorką jest dwudziestokilkuletnia Michalina, studentka
agrobiznesu, która by zakończyć naukę musi odbyć praktyki zawodowe i zdać
egzamin potwierdzający jej kwalifikacje. Postanawia zgłosić się do oddalonego o
kilka kilometrów od jej miejsca zamieszkania gospodarstwa agroturystycznego,
które współpracuje z uczelnią i umożliwia odbycie tam stażu. Ku szczęściu
Michaliny, jej zgłoszenie zostaje rozpatrzone pozytywnie i niedługo wyrusza… na
rowerze i w różowym kasku w biedronki do gospodarstwa. Po drodze pełnej przygód
dociera na miejsce, w którym czeka na nią „książę z bajki”. Tak właśnie zaczyna
się ta bajkowa historia.
Według mnie Dwadzieścia minut do szczęścia Katarzyny Mak jest historią
niedopowiedzianą i niedopracowaną, aczkolwiek z potencjałem. Na niecałych
dwustu stronach dzieje się naprawdę sporo rzeczy i sprawiają one wrażenie
wrzuconych do fabuły na siłę. Szczególnie widać to po homoseksualnym wątku,
który mógł być bardziej zarysowany i rozwinięty. Podobnie ma się sprawa z byłą
żoną głównego bohatera oraz traumatyczną przeszłością Michaliny. Wszystko, co
autorka umieściła w swojej książce byłoby w porządku, gdyby poświęciła im
odpowiednią ilość czasu i stron. Niestety, jak dla mnie, nie jest możliwe
stworzenie takiej historii jaką chciała Katarzyna Mak na niecałych dwustu
stronach. Mimo tego fabuła mocno mnie wciągnęła i trudno było mi się od niej
oderwać. Szczerze powiedziawszy lektura jej zajęła mi jedno przedpołudnie. Dwadzieścia minut do szczęścia to
historia dosłownie na jeden wieczór. Fabuła, jak wspomniałam wcześniej, mogła
być bardziej dopracowana i trochę szkoda, że zabrakło jej elementów zaskoczenia.
Tak naprawdę tylko jedna sytuacja mnie zaskoczyła, ale to też w połowie (mam tu
na myśli pojawienie się wątku homoseksualnego). Jednak mimo tych wszystkich
moich „ale” była to naprawdę przyjemna i lekka lektura, która przez swój letni
klimat wywołała na mojej twarzy uśmiech. Autorka bardzo plastycznie stworzyła
tę historię, aż zatęskniłam za wiosną, latem, słońcem, ciepełkiem, błękitnym
niebem, soczystą zielenią traw, krzewów i drzew oraz… moją działką, dokąd w
okresie letnim uciekam z miasta. Tak, klimat stworzony przez Katarzynę Mak jest
niewątpliwie atutem Dwudziestu minut do
szczęścia. Autorka świetnie sobie poradziła z kreacją tła. Niestety nie
mogę tego samego powiedzieć o bohaterach, a szczególnie o jednym z nich…
W książce pojawia się wiele
postaci, ale bezsprzecznie główne skrzypce grają Mikołaj i Michalina. Reszta
jest delikatnie zarysowana, a szkoda, bo niektóre z nich mają niewykorzystany
potencjał. Jeśli chodzi o Mikołaja to nie mam do niego zastrzeżeń. Jest typowym
księciem z bajki, który bezlitośnie kradnie serca czytelniczek i zostawia je na
przysłowiowym lodzie. Natomiast Michalina to postać, która wzbudziła we mnie
najwięcej kontrowersji. Wszystko zaczyna się od pewnego incydentu, który miał
miejsce w przeszłości i wpłynął na to, jak Michalina reaguje na konie. Jest on
śmieszny, a wręcz żenujący i nie brzmi on zbyt poważnie. Myślę, że lepiej
byłoby, gdyby np. koń kopnął ją lub poturbował, aniżeli ugryzł w… pupę.
Szczerze powiedziawszy trudno mi sobie wyobrazić tę scenę, do tej pory zachodzę
w głowę „jak on to zrobił”? Później oliwy do ognia dolewają inne „inteligentne”
decyzje bohaterki jak np. kąpiel nago w jeziorze w trakcie okresu (no chyba, że
jej okres trwa dwa dni, ale wcześniejsze opisy na to raczej nie wskazują) czy
zabranie białych (!!!) trampek na praktyki do gospodarstwa (?!). Jeśli chodzi o
te nieszczęsne buty to chyba miało być śmiesznie, a wyszło… jak wyszło. Michalina
jest nierozgarniętą bohaterką, nie byłoby w tym nic złego, gdyby jej głupota
nie waliła tak po oczach. Przez swoje zachowanie i podkreślanie na każdym
kroku, że jest beznadziejna irytowało mnie i grało mi na nerwach.
Najzwyczajniej w świecie zniechęciła mnie do siebie i do końca książki nie
pozwoliła się polubić. Momentami miałam ochotę nią potrząsnąć, bo miała w swoim
otoczeniu osoby, które ją wspierały i mogła liczyć na ich pomoc. Oprócz tego
bohaterka jest beznadziejnie naiwna i aż żal było na nią patrzeć. Mimo tych
wszystkich wad, które wymieniłam Michalina jest postacią bardziej naturalną i
żywą niż Mikołaj. Powód? Otóż dlatego, że nie jest idealna i swoim zachowaniem
wywołuje wachlarz różnorodnych emocji. Mikołaj tylko (a może powinnam napisać „aż”)
powoduje, że krew szybciej zaczyna płynąć żyłach. Ale szczerze powiedziawszy
takie osobowości jak Michalina mocno mi grają na nerwach i nie pałam do nich
sympatią.
Debiut Katarzyny Mak był jak dla
mnie średni. Ni doby, ni zły. Historia mnie wciągnęła, ale autorka nie
stworzyła niczego nowego. Mamy tutaj jeden z popularnych schematów: on bogaty,
a ona biedna, który niczym szczególnym się nie wyróżnił. Takich opowieści
miłosnych jest wiele i myślę, że Dwadzieścia
minut do szczęścia niestety zniknie wśród innych tytułów. Poza tym postawa
bohaterki też zbytnio pozytywnie nie wpłynęła na moją ocenę tej historii,
jednak ten klimat, o którym pisałam wcześniej, trochę rekompensuje braki i niedociągnięcia
debiutu. Zatem jeśli szukacie lekkiej, ciepłej, wciągającej i niezobowiązującej
lektury z fantastycznie zarysowanym tłem to ta książka będzie dobrym wyborem.
~*~
Za możliwość lektury
dziękuję ślicznie wydawnictwu Novae Res
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każde słowo się liczy. Dziękuję :).