Witajcie kochani!
Dzisiaj chciałabym się podzielić
z Wami moimi wrażeniami po kolejnych targach książki w Krakowie, już dwudziestych
drugich, a dla mnie czwartych. Powiem Wam szczerze, że myślałam iż z każdym rokiem będą one wywoływać we mnie coraz mniej emocji, ale grubo się myliłam! Im
bardziej zbliżał się dzień wyjazdu do Krakowa, tym wzrastało u mnie
podekscytowanie i niecierpliwość (chociaż należę do osób bardziej cierpliwych).
Ci, którzy mnie obserwują na Instagramie, mieli okazję dowiedzieć się już co nieco
o tegorocznych targach książki i tym, co udało mi się z nich przywieźć do Łodzi,
ale niestety nie wszystko, bo tak zapchałam InstaStory informacjami, że
przekroczyłam limit i wszystko się nie zmieściło (ucięło początek, co mnie
niezwykle zdenerwowało). Zatem tutaj znajdziecie wszystko o XXII Międzynarodowych Targach Książki w Krakowie, a konkretniej moje wrażenia
odnośnie tego wydarzenia. Przed przystąpieniem do lektury proponuję przygotować
sobie ciepły napój (lub zimny, jak kto woli) i coś na ząb. Gotowi? Zaczynam!
Jak co roku, targi książki miały
miejsce w Hali EXPO Kraków (ul.
Galicyjska 9), w dniach 25-28
października. Ja w tym roku, podobnie jak w zeszłym, postanowiłam pojechać do
Krakowa w czwartek, a w piątek i sobotę na spokojnie udać się na targi. Do Stolicy
Małopolski dotarłam pociągiem Intercity i powiem Wam szczerze, że jestem bardzo
zadowolona z tej metody podróżowania. Dlaczego? Wcześniej jeździłam Polskim
Busem (a po zmianach FilxBusem), który może i miał tanie bilety (do 30 zł w
jedną stronę jak się odpowiednio wcześniej kupiło), ale czas przejazdu jest
straszny (ok. 5 godzin w jedną stronę…). Moja tegoroczna podróż pociągiem
Intercity zajęła mi… niecałe 3 godziny (!), jest różnica, prawda? Na dodatek
miałam oko na swój bagaż (który w busie zawsze ląduje w luku) i mogłam rozprostować
nogi w trakcie jazdy. Jeśli chodzi o cenę, to zapłaciłam niewiele drożej od
biletu FlixBusa (do Łodzi wracałam właśnie Busem…), bo ok. 35 zł (a cena
FlixBusa 25). Zatem w tym roku przekonałam się do pociągów i niewykluczone, że
w przyszłym roku na Warszawskie Targi Książki pojadę właśnie koleją, a do
Krakowa to na 100%.
W tym roku również zmieniłam
miejsce zakwaterowania, ponieważ po zeszłorocznej „przygodzie” (możecie o niej
przeczytać tutaj) nie było mowy o
zatrzymaniu się w Hostelu pod Wawelem. Kwaterę na czas pobytu szukałam przez booking.com i to kilka miesięcy przed
wyjazdem, znalazłam całkiem fajną miejscówkę – City Royal Apartments, który okazał się naprawdę niezłym hostelem (1,5 km do Starego Miasta i 5 minut do komunikacji miejskiej, skąd bezpośrednio
można dojechać nie tylko do Dworca, czyli Galerii Krakowskiej, ale również na
targi książki). W przyszłym roku również będę tam rezerwować noclegi, bo hostel
się sprawdził i cenowo wyszło naprawdę bardzo korzystnie.
Po dotarciu do Krakowa i
zameldowaniu się w hostelu poszłam poszwendać się po mieście. Niestety pogoda
nie była za piękna (mżyło), ale nie było też jakoś szczególnie tragicznie.
Chciałam w tym roku wejść do Kościoła Mariackiego, ale niestety był otwarty
tylko dla osób przyjmujących bierzmowanie i ich rodzin, mam nadzieję, że w przyszłym
roku dopisze mi szczęście i uda mi się popstrykać trochę zdjęć z wnętrza
kościoła (i uwiecznić dzieło Wita Stwosza!). Musiały mi wystarczyć jeno
Sukiennice i okoliczne, niezwykle klimatyczne uliczki, restauracje i sklepy z pamiątkami
(tak, znalazłam w nich moje smoki z modeliny, które na co dzień robię w
pracy!).
W zeszłym roku planowałam udać
się do, sławnego dla wszystkich fanów Harry’ego Pottera, Dziórawego Kotła,
gdzie można m. in. zjeść ciastka dyniowe i napić się popularnego, kremowego piwa, ale
niestety nieprzyjemna sytuacja z hostelem pokrzyżowała mi plany i musiałam
odroczyć te plany w czasie. Na szczęście w tym roku nic nie stanęło mi na
przeszkodzie i odwiedziłam sławetny Dziórawy Kocioł! Powiem Wam, że miejsce jak
miejsce, nie zrobiło na mnie efektu wow (mam wrażenie, że nie jest ono
dopracowane), ale jest przyjemne, pomysłowe i ma PRZEPYSZNE menu! Dziórawy
Kocioł odwiedziłam DWA (!) razy i jeśli Pan Bóg pozwoli również i w przyszłym
roku do niego wstąpię.
Do każdego stolika był
przypasowany portret z postacią z Harry’ego wraz z numerkiem (stolika), napoje
i jedzenie zamawiało się przy „barze”, a obsługa przynosiła zamówienie do
wybranego przez siebie stolika. Powiem Wam, że te portrety wyszły naprawdę
nieźle, można było dopatrzeć się podobieństwa do… aktorów wcielających się w
postacie z książek Rowling.
Jeśli chodzi o jedzenie i picie…
To, co zamówiłam było wy-śmie-ni-te! W czwartek zamówiłam sobie Eliksir Felix
Felicis z czekoladowym Brownie (coś a’la) i było prze-py-szne, natomiast w
sobotę Eliksir Amortensja z truskawkową tartaletką (a’la) i również było
boskie. Jeśli miałabym być szczera to trudno mi powiedzieć co było lepsze, bo
wszystko bardzo mi smakowało. Więc jeśli będziecie w Krakowie i jesteście
fanami Harry’ego Pottera to koniecznie musicie odwiedzić to miejsce. Znajduje
się ono na ulicy Grodzkiej 50/1 (wchodzi się w taki korytarz, potem schodami w
lewo. Trudno przeoczyć logo Hogwartu nad drzwiami i tabliczek z kierunkami
wyjętymi prosto z Hogsmeade).
Tak jak pisałam wcześniej, piątek
i sobotę odwiedziłam Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie. W piątek, jak
można było się domyślić, było zdecydowanie mniej ludzi niż w sobotę (i pewno
też w niedzielę), natomiast sporo było szkolnych wycieczek. Bezproblemowo i
szybko dostałam się do wnętrza, jednak to, co mnie bardzo zdziwiło to położenie
szatni. W tym roku organizatorzy postanowili przenieść szatnię w drugi (!)
koniec hal, a konkretniej Hali Dunaj, z której było wejście do dostawionej Hali
Dunajec. Nie rozumiem logiki, jaka przyświecała organizatorom targów, ale z
całą stanowczością stwierdzam, że to był idiotyczny pomysł. Żeby zostawić w
szatni odzienie (w tym bagaże, niektórzy przyjechali bezpośrednio z dworca na
targi) trzeba było przejść całą Halę Dunaj. Ja akurat nie miałam dużego
problemu z tą „podróżą”, bowiem weszłam do Hali EXPO chwilę po 10, więc ani nie
musiałam przeciskać się między tłumem ludzi ani nie musiałam się martwić o to,
czy będzie dla mnie numerek w szatni. Jestem tylko ciekawa jak poradzili sobie
ci, którzy przyszli później… A może jednak wolę tego nie wiedzieć… W trakcie
trwania targów raz musiałam nosić ze sobą kurtkę i nie było to zbyt komfortowe…
W każdym razie, jeśli chodzi o położenie szatni to według mnie był to zupełnie
nietrafiony pomysł.
Kolejną rzeczą, która mnie mocno
zszokowała to… widok zwierząt… Psy. Na. Targach. Książki. Na TAKICH targach
książki, gdzie często są problemy z przejściem pomiędzy stoiskami w „szczytowych”
godzinach. Nie rozumiem dlaczego ludzie zabierają ze sobą na targi książki,
KSIĄŻKI, nie zwierząt ani akcesoriów, tylko KSIĄŻKI zwierzaki. Ludzie, czy wy
głowy zostawiliście w domach?! Przecież dla zwierząt jest to szok, przychodzić
w miejsce, gdzie jest TYLE osób, tyle nowych zapachów i bodźców! Przecież może
im się tam stać krzywda! Nie tylko mogą one zostać zadeptane w tym tłumie, ale
również przejechane przez bagaże (sporo ludzi na targi wybrało się z walizkami
na kółkach). Poza tym one również stwarzają zagrożenie dla innych, nikt nie
wie, czy te psy są agresywne czy nie i czy były one szczepione (kiedy słyszę
gadkę, że „proszę się nie bać, pies nie gryzie” to mnie krew zalewa. Kutfa,
pies ma zęby? Ma. Więc KUTFA gryzie! Może nie ugryzie właściciela, ale MOŻE
ugryźć inną, nieznaną osobę). Dla bezpieczeństwa nie tylko tego biednego
zwierzaka, ale i innych zwiedzających targi psy powinny zostać w domu. W
trakcie 4-5 godzin nieobecności właściciela nic nie powinno im się stać!
Zresztą nie rozumiem organizatorów, zastanawia mnie dlaczego wpuścili ludzi z
psami na targi? Tym BARDZIEJ, że nie miały one na pysków kagańców… (mogłabym
się założyć, że właściciele oprócz kagańca nie wzięli również i książeczki szczepień
swoich pupili). Na Instagramie również poruszyłam tę kwestię, i co się okazało,
w zeszłym roku również jedna osoba widziała na targach psa. Ja osobiście nie
widziałam, ale gdybym zobaczyła to również podniosłabym głos, bowiem nie jest
to rozsądne posunięcie. Kocham zwierzęta, kocham psy, ale jeśli ja miałabym psa
i mieszkałabym w Krakowie, gdzie organizowane są tak ogromne targi książki to z
pewnością nie naraziłabym go (i innych zwiedzających) na niebezpieczeństwo.
Ludzie z Krakowa: jeśli byliście na targach ze swoimi zwierzakami to ogarnijcie
się! To nie jest dla nich miejsce! Amen.
Poza tym nie mam większych uwag
odnośnie targów. Co mi się podobało? Przede wszystkim Strefa Chill (Hala
Dunajec), gdzie można było odpocząć po marszobiegu po stoiskach. Tego bardzo
brakowało, miejsca odciętego od targów, gdzie człowiek mógł spokojnie usiąść, a
nawet położyć się na kanapach, zjeść, napić się, przejrzeć zakupy itp., itd.
A teraz zapraszam na wirtualny
spacer po targach… ;)
Swoje zwiedzanie targów zaczęłam
od Hali Dunajec, gdzie zostawiłam swoją kurtkę. Pierwsze stoisko, które
przyciągnęło mój wzrok było zupełnie nie związane z książkami. Okazało się, że
można było tam kupić… gniotki antystresowe.
Niedaleko tego, co by nie było,
krzykliwego stoiska można było podziwiać inne, niezwykle klimatyczne Pinus Media.
W Hali Dunajec wystawiała się
także Różowa Fabryka, gdzie można
było kupić nie tylko przepiękne i praktyczne etui na książki i czytniki, ale
też zakładki, torby i… poduszki! Bardzo barwne stoisko, niezwykle pozytywne i
aż przykro było od niego odchodzić. Oczywiście nie odeszłam stamtąd z pustymi
rękoma. Kupiłam tam kolejne etui na książkę, czarne z zielonymi, tropikalnymi
liśćmi. A konkretnie to, co leży na wierzchu z zieloną gumką.
Widok z Hali Dunajec na Halę
Dunaj…
Kolejny dłuższy przystanek zrobiłam
przy stoisku Albi Polska, gdzie nie
tylko można było kupić gry, ale również inne gadżety, w tym magnesy i zawieszki
z ciekawymi tekstami, kalendarze na nowy rok oraz zakładki. Kolejne bardzo
urocze i klimatyczne miejsce na targach. Od tego stoiska również nie odeszłam z
pustymi rękoma, nabyłam na nim kalendarzyk kieszonkowy, niestety zapomniałam
cyknąć mu fotki, jest on w kwiatowy wzorek, taki niezwykle kobiecy (pokazywałam
go na InstaStory kilka dni temu).
Wydawnictwo Dreams prezentowało się równie kolorowo i ciepło jak
stoisko Różowej Fabryki czy Albi.
Tak prezentowało się stoisko Granny...
...gdzie można było kupić również
takie słodziaki:
Hurtownia książek Ateneum.
Migawka ze stoiska Tatrzańskiego Parku Narodowego. Zawsze
bije od niego niepowtarzalny klimat. I te pluszaki, które ma się ochotę złapać
i uciec gdzie pieprz rośnie!
Wydawnictwo Filia również miało okazałe stoisko, jednak sprawiało
wrażenie bardzo surowego i mało przytulnego.
Za to Wydawnictwo Zakamarki nie miało takiego problemu…
Następne stoisko należało do Wydawnictwa Replika i było to jedno z
ładniejszych wystaw na targach. Przy nim zastanawiałam się, czy nie wziąć sobie
najnowszej powieści Johna Boyna Zostań, a
potem walcz, jednak ostatecznie 10-złotowy rabat nie przekonał mnie do jej
zakupu. Odeszłam z pustymi rękoma, ale niezatarte wrażenia po sobie zostawił.
Niedaleko Repliki położone było
stoisko Castorland Puzzle, magiczne,
niezwykle barwne miejsce, od którego nie potrafiłam szybko odejść. Zauroczyły
mnie obrazy z puzzli i ciężko zastanawiałam się, czy sobie nie sprawić takiego
cudownego prezentu. Jednak musiałam podziękować, ponieważ miałabym problem z
zabraniem ich do domu, a poza tym ceny też jakoś nie były zbyt atrakcyjne… Ale
co się naoglądałam, to moje!
Pierwsze zakupy dokonałam na
stoisku B25, czyli tam, gdzie znajdowały się książki z kilku wydawnictw, w tym
z Filii, Liry, Jaguara oraz z Wydawnictwa Marginesy. I to właśnie na powieści z tego ostatniego się skusiłam, a
konkretniej na Dom przy Alei Rothschildów
oraz Dzieci z Alei Rothschildów autorstwa
Stephanie Zweig. Stanowią one początek sagi rodzinnej, osadzonej na początku XX
wieku w Niemczech. Skusiły mnie nie tylko opisem, ale i ceną, za dwie zapłaciłam
20 złotych (każda po dyszce), żal było nie brać, więc wzięłam.
Wydawnictwo Zielona Sowa prezentowało się tak na targach książki…
… a Wydawnictwo Bosz tak:
Powiem Wam, że gdyby nie
przyjaciółka szybko przeszłabym obok tego stoiska, ponieważ mnie do niego
zbytnio nie ciągnęło. Co się okazało, mają oni bardzo dużo albumów znanych i
mniej znanych artystów z różnych dziedzin sztuki, w tym malarstwa oraz
fotografii. Zrobiły one na mnie wrażenie, i to do naprawdę duże. Mieli również
rozłożoną wielką księgę poświęconą jednemu z wybitnych
polaków: Fryderykowi Chopinowi.
Następnie trafiłam na jedno z
bardziej fascynujących stanowisk, a mianowicie do Wooden City, gdzie można było kupić nie-sa-mo-wi-te mechaniczne
modele z drewna do samodzielnego złożenia. Zauroczyły mnie one, a szczególnie
globus i zegar. Cuda, po prostu cuda! Ale ceny porażały...
Ta papużka się poruszała!
A tutaj rozchwytywany przez
zwiedzających radiowóz milicji, który naprawdę podbił w tym roku targi książki
w Krakowie. I te jednorożce w kadrze! Moim zdaniem jest to moje najlepsze zdjęcie!
I tak zawędrowałam do Egmontu.
Tam poczęstowałam się trzema mini
darmowymi grami: Memory. Kraina planszówek,
promujące gry z oferty tegoż wydawcy, Ryzyk Fizyk z pytaniami i odpowiedziami oraz
popCOOLturowy QUIZZ, podobny do Ryzyk Fizyk. Powiem Wam, że nie spodziewałam
się, że mój prawie czteroletni bratanek wciągnie się w… memory! Ba, nie spodziewałam
się, że JA będę się z nim przy tym świetnie bawić! Przeglądając na spokojnie w
domu te reklamówki doszłam do wniosku, że mają oni naprawdę fajne gry,
szczególnie kusi mnie Ryzyk Fizyk, przy okazji przyjrzę się tej grze bliżej,
może uda mi się to na zbliżającym się wielkimi krokami Salonie Ciekawej Książki w Łodzi (16-18 listopada 2018).
Po Egmoncie przyszedł czas na
stoisko Wydawnictwa Czwarta Strona.
Bardzo okazałe i zachęcające do zatrzymania się przy nim na chwilę. Na tymże
stoisku można było poczęstować się nie tylko zakładkami, pocztówkami i
fragmentami wybranych powieści, ale również… przypinkami! Zrobiły one nie małą furorę,
i z tego co wiem, to w sobotę już ich zabrakło.
Jedyny mankament stoiska to półki
z książkami, które nie były zbyt stabilne, a konkretniej książki z nich
spadały, co było odrobinę irytujące. Nie można było spokojnie odłożyć
przeglądanego tytułu na miejsce, bo uparcie spadał na dół, a przy okazji „zabierał”
ze sobą kilka innych…
Stoisko księgarni internetowej Tania Książka kusiło nie tylko
książkami, ale przede wszystkim gadżetami, a konkretniej darmowymi zakładkami,
które rozchodziły się jak świeże bułeczki…
Nad Wyraz również mogło poszczycić się ciekawymi, około książkowymi
gadżetami w tym…
… KOŁDRIANEM!
I tak dotarłam do Wydawnictwa Burda Książki, gdzie
zrobiłam kolejny zakup. Za dyszkę przygarnęłam W poświacie księżyca Samanthy Young, myślę, że będzie to naprawdę
niezła lektura, na pewno dam Wam o tym znać, czy rzeczywiście była taka dobra, jak
sugerują to oceny na Lubimy Czytać.
W trakcie zwiedzania targów
znalazłam takie niezwykłe stoisko, gdzie można było nabyć unikalną biżuterię,
której motywem przewodnim były… oczywiście książki! Myślałam, czy nie strzelić
sobie takiego ładnego wisiorka, ale ostatecznie na owym myśleniu się skończyło.
Następnie trafiłam do… Epik Page, gdzie Sheti stała na straży
różnej maści gadżetów nawiązujących do popularnych książek, filmów i seriali. W
tym roku (nie)stety uległam czarowi magnetycznych zakładek i tak trafiło do
mnie logo Hufflepuffu (podrasowane) oraz Newt! Obawiam się, że to nie ostatnie
moje zakupy na tym stoisku... A świeczka Hufflepuffu niestety strasznie
śmierdziała, chociaż byłam skłonna ją kupić. Szczerze powiedziawszy spodziewałam się, że będzie pachnieć cytrusami, a tu taka lipa. Nawet
nie wiem co to była za mieszanka.
A tutaj kolejna księgarnia internetowa:
Bonito. Oni, oprócz zacnego rabatu
(jak na targi książki), mieli także niczego sobie zakładki. Jak łatwo się
domyślić, one też szybko znikały z pojemnika.
I księgarnia
internetowa Gandalf.
Platon poratował mnie gumką recepturką! ♥
Wydawnictwo Kobiece również mogło poszczycić się przytulnym
stoiskiem. Tam również nabyłam książkę za dyszkę, a mianowicie skusiłam się na
bardzo świąteczny tytuł, a mianowicie na Świąteczne
marzenie Amandy Prowse. Mam nadzieję, że uda mi się w tym roku znaleźć czas
na chociaż jedną klimatyczną powieść.
Tutaj również można było
częstować się zakładkami i innymi gadżetami, w tym tatuażami na wodę i zatyczkami
do uszu promującymi Najnudniejszą książkę
świata.
Niezwykle rozłożyste stoisko Wydawnictwa Świat Książki, podobnie jak…
SQN kusiło promocją 3 za 2.
Stoisko Wydawnictwa Nasza Księgarnia również wyglądało imponująco. Tam
można było poczęstować się m. in. podkładkami pod kubek, promujące gry dostępne w sprzedaży.
Naprzeciwko Naszej Księgarni
rozłożyło się Wydawnictwo Media Rodzina.
Było ono uroczo udekorowane, szczególnie ujęły mnie kolorowe parasolki (a moją
psiapsię pluszowa Kicia Kocia).
Wydawnictwo Rebis także mogło się poszczycić ciekawą instalacją.
Za to Wydawnictwo Prószyński i S-ka miało, jak na jego możliwości,
skromne stoisko.
W tym roku Wydawnictwo Znak postawiło na oświecenie! Fajnie to wyglądało,
jednakże mnie skojarzyło się z działem ze światłami w markecie budowlanym. W
ogóle bardzo spodobał mi się pomysł na instalację oraz hasło reklamujące,
pomysłowości nie można im odmówić!
Następne stoisko, do którego trafiłam
należało do Wydawnictwa Novae Res. W
czasie, kiedy się wokół niego kręciłam swoją debiutancką książkę podpisywała
Sylwia Bachleda: Pocałunek cesarza
(to chyba znak z nieba, że powinnam w końcu ogarnąć swoje notatki i stworzyć
jakąś sensowną recenzję na jej temat).
Z kolei dzień później swoje
powieści podpisywała Agata Czykierda-Grabowska, w tym Pierwszy raz oraz Stand by me
(która również czeka na moją recenzję).
Na stoisku Wydawnictwa Sonia Draga kupiłam kolejną książkę: Życie, motocykle i inne niemożliwe projekty Katariny
Bivald. Tak jak wspominałam na InstaStories, mam tej autorki również Księgarnię spełnionych marzeń, nadal
nieprzeczytaną, jednak to nie przeszkodziło mi w zakupie innej jej książki.
Wygrzebałam ją w koszu po dyszce.
Zaraz obok niego znajdował się Moondrive Shop, gdzie kupiłam nie tylko
książkę, ale również i… kubek nawiązujący do Wyśnionych miejsc. Już w zeszłym roku się nad nim zastanawiałam (kocham motyw kosmosu etc…), jednak wygrała
moja „rozsądniejsza” połowa. W tym roku przegrała z kretesem… A jeśli chodzi o
książkę, to padło na Przekleństwo Soni Kathryn
Purdie (za 20 zł). Myślałam jeszcze, czy nie wziąć sobie nowych powieści
Hoover, czyli Without merit oraz Wszystkie nasze obietnice, ale szczerze
powiedziawszy nie ciągnęło mnie do nich tak bardzo jak do Soni. Może na Salonie
Ciekawej Książki się na nie skuszę, zobaczę. A poza tym wydaje mi się, że
Moondrive, jak i Wydawnictwo Otwarte mieli atrakcyjne ceny.
Tak natomiast wyglądało stoisko Wydawnictwa Otwartego.
A tutaj okazała ekspozycja Wydawnictwa Muza…
A tu Grupy Wydawniczej Publikat. Tutaj kupiłam kontynuację fenomenalnej
powieści Kelly Oram Cinder i Ella. Tak
się kończy bajka. Mam tylko nadzieję, że autorka nie sknociła
tej zarąbistej historii! Tutaj, podobnie jak na stoisku Wydawnictwa Czwarta
Strona można było się poczęstować pinami, zakładkami i naklejkami.
Zielony kącik, jaki przygotowali
był niezwykle uroczy i przykuwał uwagę wielu, wielu ludzi. Zrobił on równie dużą furorę
co radiowóz milicyjny.
A na ściance z tyłu fajnie
zaaranżowali swoje książki, zobaczcie:
A tu mamy Wydawnictwo Czarna Owca.
I książki Wydawnictwa MG.
Smocze Stoisko też przykuwało wzrok.
Następnie trafiłam na stoisko Molom, gdzie można było kupić gadżety około
książkowe, a w tym koszulki, torby materiałowe, zakładki, skarpetki itp. Ja
skusiłam się tutaj na jedną zakładkę (zwykłą), którą udało mi się już zalaminować. Znajdziecie ją niżej oraz na zdjęciu z zakładkami,
jakie przywiozłam ze sobą do Łodzi. Jest na niej koteł, który wskazuje łapką na książkę i mówi „Tu skończyłeś. O tu!”. Po prostu
musiałam ją mieć!
Tak prezentowała się na targach
księgarnia internetowa niePrzeczytane.
Kupiłam tam Lalkarza z Krakowa R. M.
Romero, był on tutaj zdecydowanie tańszy niż na stoisku Galerii Książki, więc właśnie
tu go nabyłam.
A tu stoisko Honorowego Gościa
Międzynarodowych Targów Książki w Krakowie, czyli… Szwecji.
Niedaleko niego rozłożyła się Grupa Wydawnicza Foksal.
Na targach znaleźć można było
również Telewizję Polską…
I kolejne stoisko z gadżetami około
książkowymi i nie tylko.
Opolgraf również miało klimatyczną miejscówkę.
I to byłoby na tyle, jeśli chodzi
o targi książki. Do domu przywiozłam w sumie dziewięć książek, w tym jedną do recenzji, kubek, mnóstwo zakładek,
mini kalendarzyk, płócienną torbę z cytatem z Jane Eyre dla psiapsi, trzy
pokazowe gry, 5 obwarzanków i… grube, milusie skarpety na zimę dla siebie i dla
dzieci mojego brata. A tak oto prezentuje się potargowy stosik:
Powiedz, że zostaniesz Corinne Michaels to egzemplarz recenzencki.
Reszta to zakup własny. I zakładki:
To, co mogę „jeszcze” zarzucić
tegorocznym targom książki to ceny. Promocje, które proponowali wydawcy nie
były zbytnio atrakcyjne, głównie 25%-30%, czyli takie, jakie przeważnie są na popularnych
stronach księgarń internetowych. Z tego co zauważyłam, to księgarnia Bonito
proponowała 35% rabat, był to chyba największy rabat, chociaż zastanawiam się,
czy Wydawnictwo Otwarte nie miało równie podobnego, bo za niektóre tytuły
chcieli 25 zł, chociaż okładkowa była za 40… Przynajmniej tak mi się wydaje, a
jeśli się mylę, to Ci, którzy byli niech mnie poprawią.
Międzynarodowe Targi Książki w
Krakowie były kolejną niesamowitą przygodą, zwieńczoną udanymi zakupami i
wieczornym szlajaniem się po przepięknym mieście, którą będę chciała powtórzyć
za rok, jeśli nic nie stanie mi na przeszkodzie. A za niecałe trzy tygodnie kolejne
targi książki: Salon Ciekawej Książki w Łodzi (jestem ciekawa, czy będą
organizowane kiedyś z taką pompą jak te w Krakowie i w Warszawie…), a za kilka
miesięcy Warszawskie Targi Książki! Ktoś wybiera się na wymienione przeze mnie
wydarzenia? Może się spotkamy? ;)
Na zakończenie chciałabym
poinformować, ze na moim profilu na Facebooku
oraz na Instagramie można zgarnąć
zestaw gadżetów z tegorocznych, Międzynarodowych Targów Ksiąki w Krakowie!
Spieszcie się, czas macie do niedzieli (04.11)!
Tymczasem się z Wami żegnam i do
napisania wkrótce!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każde słowo się liczy. Dziękuję :).