Richard Paul Evans
Bliżej słońca
(The Sunflower)
tł. Dorota Kaczor
Znak 2012
s. 315
978-83-240-1698-3
Cena: 32,90 zł
Wyzwania:
+ Przeczytam tyle,
ile mam wzrostu (+ 2,2 cm)
+ 52 książki
+ Z półki
Ocena: 6/10
~*~
„Wszyscy nosimy obraz tego, jak powinno wyglądać nasze życie, namalowany pędzlem naszych pragnień i celów. Tymczasem w ostatecznym rozrachunku okazuje się, że ono nigdy nie wygląda tak, jak sobie wyobrażaliśmy”.
Kiedy Christina planowała swój wymarzony ślub, nie miała pojęcia, że
wydarzenia potoczą się zupełnie inaczej. Paul również nie przypuszczał, że
pewna zimowa noc w szpitalu okaże się przełomowa w jego życiu. Oboje mieli
ułożone plany na przyszłość, byli przekonani, że wiedzą, gdzie i z kim spędzą
następne kilka lat.
Spotkali się w Peru, w amazońskiej dżungli, gdzie Paul stworzył dom dla
porzuconych dzieci. Christina za namową przyjaciółki zdecydowała się pracować
tam jako wolontariuszka, by w ten sposób wyleczyć swoje złamane serce.
Jak spotkanie z mieszkańcami sierocińca na krańcu świata wpłynie na
życie Christiny? Jaką rolę odegra w nim charyzmatyczny opiekun dzieci Paul
Cook? Czy w dalekiej dżungli można zmierzyć się ze swoimi lękami i nauczyć się
patrzeć na życie inaczej?
~*~
Ostatnio wszystkie moje recenzje
zaczynam tak samo – że nie jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością autora
x. W tym przypadku muszę zacząć tak samo, pierwszą książką Richarda Paula
Evansa, którą przeczytałam było Obiecaj
mi. Do tej pory nie mogę o niej zapomnieć, o tej magii, jaką autor w niej
zawarł, mimo, że jest to jedna z historii o miłości. Również i tym przypadku
musiało upłynąć trochę czasu zanim sięgnęłam po inną jego powieść.
Bliżej słońca to historia nie tylko o dwojgu ludzi, którzy po
życiowych rozczarowaniach odnajdują się w egzotycznym Peru. To także opowieść o
trzecim świecie, o którym większość ludzi udaje, że nie wie, że nie istnieje lub
po prostu nie chce wiedzieć. Na pierwszy plan wysuwa się tu chęć niesienia pomocy
bezdomnym dzieciom, które często nie mają tam (oczywiście nie tylko w tamtym
miejscu) łatwego życia. Na każdym kroku czai się na nie niebezpieczeństwo
(nawet chłopcy nie mogą się czuć bezpieczni). Właśnie dla takich dzieci
stworzono ośrodek – Słonecznik – gdzie Paul Cook (jeden z bohaterów Bliżej…) przejął obowiązki kierownicze po jego
założycielu i sprawuje opiekę nad sierotami.
Szczerze powiedziawszy Bliżej… odrobinę mnie rozczarowało,
ostatnio czytam naprawdę dużo literatury kobiecej, obyczajowej oraz książek z
gatunku Young Adult/New Adult, i po prostu nie usatysfakcjonował mnie opis
miłości, jaki Evans tu stworzył. Relację, jaka łączy głównych bohaterów (czyli
Christine i Paula) potraktował jak dla mnie trochę z przymrużeniem oka, po
macoszemu i bez tzw. „konkretów” (przydałoby się trochę więcej szczegółów
dotyczących m.in. ich emocji). Poza tym nie mam się do czego przyczepić,
lektura była przyjemna i lekka, chociaż na początku na taką nie wygląda. Evans
ponownie oczarował mnie swoim stylem, i udało mu się przenieść mnie w niezwykle
egzotyczne miejsce – do krainy Inków, gdzie prawdopodobnie nigdy nie będę, no
chyba że palcem na mapie, bądź dzięki jakieś książce. Bardzo podobało mi się
tło na którym rozgrywają się wydarzenia Bliżej…
Opis podróży jest bardzo realistyczny i bez problemu mogłam wyobrazić sobie
miejsca, w których bohaterowie przebywali. Na pewno plusem Bliżej… jest temat poruszony przez autora, który nadaje historii
głębi, bez tego spokojnie książkę można by było zakwalifikować do harlequinów
(chociaż tam jest w porównaniu do Bliżej…
więcej pikantnych szczegółów). Jeśli chodzi o postacie to mam na ich temat
mieszane uczucia. Oprócz Jima (bohatera drugoplanowego) nikt nie wzbudził we
mnie silniejszych emocji. Ot, po prostu byli. Ale gdy pojawiał się Jim, moje
usta same się wykrzywiały w uśmiechu, był niezwykle uroczy. A fabuła? Niestety
przewidywalna z małymi elementami zaskoczenia.
Tak jak napisałam wcześniej – ta lektura
była po prostu przyjemna. To idealne słowo odzwierciedla moje uczucia do Bliżej… Idealna i niezobowiązująca na
lato (ewentualnie na długi, zimowy wieczór). Mam nadzieję, że inne książki
Evansa nie będą tylko przyjemne, ale równie rozwalające i zaskakujące jak Obiecaj mi.
~*~
Kochamy tych, dla których się poświęcamy. [1]
Nie szukaj swego przeznaczenia, bo to ono szuka ciebie. [2]
Nadzieja sprawia, że chwytamy się wszystkiego, co nam podrzuci los. [3]
[…] najlepszym lekarstwem na złamane serce jest oddać je innym. [4]
Naprawdę, nie ma biedniejszych ludzi niż ci, którzy nie potrafią docenić dobrobytku, w jakim
żyją. [5]
Ludzie od zawsze spoglądali w gwiazdy szukając wskazówek. Są też tacy,
którzy wierzą, że one określają nasze przeznaczenie. [6]
[…] kiedy miłość jest prawdziwa, sprawy same się układają. Choć nie
zawsze jest tak, jak byśmy się tego spodziewali. [7]
Wszyscy nosimy obraz tego, jak powinno wyglądać nasze życie, namalowany
pędzlem naszych pragnień i celów. Tymczasem w ostatecznym rozrachunku okazuje
się, że ono nigdy nie wygląda tak, jak sobie wyobrażaliśmy. W tym tkwi
najgłębsza tajemnica człowieczeństwa. Choć wolimy w to nie wierzyć, życie w
znacznej części jest tylko reakcją na okoliczności. [8]
Miłość nigdy nie jest prosta – i rzadko kiedy bezbolesna. [9]
Rozłąk jest dla miłości tym, czym wiatr dla ognia – małą gasi, a wielką
roznieca. [10]
[…] czasem musimy kogoś stracić, żeby zrozumieć, jak bardzo był dla nas
ważny. [11]
[…] każde dziecko zasługuje na to aby mieć dzieciństwo. [12]
___
[1] Richard Paul Evans, Bliżej słońca, Kraków 2012, s. 17.
[2] Tamże, s. 19.
[3] Tamże, s. 41.
[4] Tamże, s. 57.
[5] Tamże, s. 93.
[6] Tamże, s. 137.
[7] Tamże, s. 166.
[8] Tamże, s. 259.
[9] Tamże, s. 269.
[10] Tamże, s. 297.
[11] Tamże, s. 300.
[12] Tamże, s. 314.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każde słowo się liczy. Dziękuję :).