źródło: Pinterest |
Witajcie kochani!
Można powiedzieć, że wakacje
ruszyły pełną parą – jednak (muszę to podkreślić, bo nie byłabym sobą) nie dla
wszystkich. Mam tu na myśli głównie siebie, ale spokojnie, mam w planach urlop. Jeszcze niesprecyzowany jeśli chodzi o czas. Z pewnością zaszyję się
wówczas na działce odizolowana od świata wirtualnego i biegnącej dookoła mnie
cywilizacji.
źródło: The News |
W czerwcu chyba jak każdy żyłam
Euro 2016. Nasza reprezentacja wprawiła mnie w osłupienie, ponieważ nie
spodziewałam się, że tacy dobrzy są! Najpierw pokonali 1:0 Irlandię Płn.,
następnie zremisowali 0:0 z Niemcami (co jest nie lada wyczynem, ponieważ
wszyscy wiemy, że są nieźli), potem 1:0 wygrali z Ukrainą co zagwarantowało nam
wyjście z grupy. W 1/8 finału zmierzyliśmy się ze Szwajcarią, która prowadziła
niezwykle brutalną grę. Podstawowy czas gry zakończyliśmy remisem 1:1, a
dogrywka 30-minutowa nie przyniosła rozstrzygnięcia. Dopiero karne (5:4)
otworzyły nam drogę do ćwierćfinału, w którym… przyszło nam walczyć z Portugalią,
która wyszła ze swojej grupy z … trzeciego miejsca. Jednym słowem jej gra du*y
nie urywała. W porównaniu do poprzedniego meczu nie był on aż tak brutalny,
jednak podobnie jak ze Szwajcarią zremisowaliśmy w czasie podstawowym 1:1, a o
grze dalej zadecydowały rzuty karne. Niestety, zabrakło nam szczęścia, jednak
ta przegrana (moim zdaniem niesprawiedliwa, bo karne nie powinny decydować o
wygranej, lecz jakość i styl gry) nie była okraszona rozczarowaniem do jakiego
zostaliśmy – my kibice – przyzwyczajeni. Jestem dumna z naszych chłopaków, ich
świetnej gry, pokazali klasę (według statystyk Polska była najczęściej
faulowana, i „popełniała” najmniej fauli). Nie wierzyłam w to, że uda nam się
zajść tak daleko, a oni rozniecili we mnie płomień nadziei. I mimo przegranej
nie czuję się zawiedziona, a wręcz „podniecona”, zniecierpliwiona, bo nie mogę
się doczekać Mistrzostw Świata (za 2 lata!) i kolejnego Euro! Na MŚ pokażą na
co nas stać! Kończąc ten wątek (nigdy jakoś nie ciągnęła mnie piłka nożna, ale
jak się wciągnę, to oglądam wszystkie mecze po kolei) nie mogę nie wspomnieć o 2
ćwierćfinałowych walkach: po pierwsze mecz Niemcy – Włochy. A konkretniej karne
(bo był remis 1:1) to był kabaret, i to dosłownie. Kto nie widział, ten
powinien sobie obejrzeć. Była seria 2x5, czyli łącznie 20 strzałów, a z tego „maratonu”
do bramki wleciało … 11. To była chyba najgorsza seria karnych na tym Euro. Ale
co się uśmiałam, to się uśmiałam. W sumie nikomu nie kibicowałam, ale nie wiem
czy zauważyliście, jak grają Niemcy, to zawsze Niemcy przechodzą (przynajmniej
tak mówi moja mama). A wiecie kto ma zawsze szczęście? No właśnie :D, Drugą
sprawą jest ostatni mecz ćwierćfinałowy, czyli Francja – Islandia. Islandia
pokazała, że naprawdę na wiele ich stać i całym sercem byłam za nimi (nie
oglądałam wcześniejszych występów Francji, ale z tego co wiedziałam, to jakoś
nie pokazali wszystkich swoich możliwości... No cóż, pokazali to „wszystko”
właśnie w tym meczu, o którym właśnie piszę). Niestety Francuzi dosłownie
zmietli Islandię, choć ta dzielnie się broniła. Gdybym była Islandką, to także
byłabym dumna ze swojej (islandzkiej) reprezentacji. Śledząc mecz w (kiedy to
było? Nie pamiętam, niedziela???) nie mogłam uwierzyć i nadziwić się grze
Francuzów. Z każdym golem coraz większe miałam oczy, a moja nadzieja gasła, że
Islandia przejdzie dalej. Ale pokażą więcej, tak jak my, na następnych
mistrzostwach!
a tak mój bratanek reagował na "Goooooooooool" <3 ;) |
źródło: Subiektywnie o książkach |
Czerwiec, to nie tylko koniec
roku szkolnego, Euro, lato, ale także – w moim przypadku – spotkanie autorskie.
Miałam możliwość (i oczywiście przyjemność) być na spotkaniu autorskim z
Agnieszką Walczak-Chojecką, autorką powieści: Dziewczyna z Ajutthai. Niezbyt grzeczna historia (2 piętro 2013 –
moja recenzja), Gdy zakwitną poziomki (Filia
2014 – moja recenzja), Włoska symfonia (Filia
2015 – moja recenzja), Dziewczyna z
Ajutthai (wyd. II popr., Filia 2015 – moja recenzja) oraz Nie czas na miłość (Filia 2016).
Przyjechała do Łodzi, a konkretniej do Empiku w Manufakturze by promować swoje
nowe „dziecko”, a mianowicie Nie czas na
miłość, czyli pierwszą część otwierającą Sagę Bałkańską. Można powiedzieć,
że od samego początku śledzę poczynania Agnieszki (sama kazałaś przejść mi na „ty”,
ale muszę się przyznać, że bardzo mi trudno jest nie pisać przed Twoim imieniem
„pani”. To wszystko wina rodziców :P Oczywiście moich, że wpoili mi pewne
reguły zachowania. Ale spokojnie, musi upłynąć trochę czasu, zanim to przełknę
:P) i każda jej książka niesie ze sobą jakieś przesłanie, morał. Jest to
budujące, ponieważ niepokojąco dużo pojawiło się książek „rozrywek” – nic nie
znaczących historyjek, które nie wnoszą w nasze życie „czegoś”, jakiejś nauki.
A Agnieszka stara się w każdej nam coś pokazać. Jestem już po lekturze jej
najnowszej książki (recenzja czeka na wenę, Agnieszko wiesz o co chodzi ;D) i
na razie mogę powiedzieć, że pokazała siebie od innej artystycznej strony i
szalenie mi się to spodobało, i szczerze współczuję jej, bo będzie musiała
jeszcze bardziej się postarać przy drugiej części, by „pobić” Nie czas na miłość. Trzymam kciuki i
czekam na kontynuację ;). Powracając jednak do wątku spotkania: jak wspomniałam
wcześniej odbyło się ono w Empiku, w łódzkiej Manufakturze (wspominałam, że mam
rzut beretem z domu? ;)). Było naprawdę miło i sympatycznie, jednak gdy
prowadząca spotkanie dowiedziała się, że wśród słuchaczy są blogerki (oprócz
mnie była Wiola z Subiektywnie o książkach), to miałam wrażenie, jakby chciała
na nas zrzucić ciężar prowadzenia spotkania - ciągle zwracała się do nas byśmy
zadawały pytania. Było to dla mnie i krępujące, i denerwujące, ale na szczęście
zrodziło się w mojej głowie pytanie, które zadałam Agnieszce. Chodziło o
muzykę, czy przy tworzeniu, pisaniu słucha muzyki. Odpowiedziała, że musi mieć
ciszę (jeśli chodzi o mnie, to przy pisaniu recenzji raczej potrzebuję ciszy,
jednak zdarza mi się włączać muzykę filmową, która mnie nastraja do tworzenia).
Wiola zapytała o to, czy podjęłaby się pracy w duecie z innym pisarzem. Nie wyklucza
tej opcji, a ja zastanawiam się z kim stworzyłaby kolejną niesamowitą opowieść…
Od lewej: Wiola z Subiektywnie o książkach, Agnieszka i ja ;)
źródło: Agnieszka Walczak-Chojecka
|
Ze spotkania przyniosłam kolejne dedykacje, teraz mam już wszystkie książki podpisane (aktualnie moja mama czyta Nie czas na miłość i niestety odległość pomiędzy nami: ja – dom, mama – działka nie pozwoliła na zrobienie zdjęcia) ;)
To byłoby na tyle, jeśli chodzi o
wydarzenia z czerwca. Pod względem czytelniczym znowu kokosów nie ma, ale może
lipiec będzie lepszy ;)
♦ Przeczytane
- 2
1. Johanna Bodor – Nie szkodzi, kiedyś zrozumiem - recenzja
2. Agnieszka Walczak-Chojecka – Nie czas na miłość
♦
Książka miesiąca - brak
♦
Rozczarowanie - brak
♦
Przeczytane strony – 689
♦
Nabytki - 6
1. Johanne K. Rowling – Harry Potter i Komnata Tajemnic (zakup
własny – jeszcze „… Więzień Azkabanu” i „… Książę Półkrwi” i będę miała całą
serię! Aaaaa! Jak ja na to długo czekałam, i marzyłam!)
2. Agnieszka Walczak-Chojecka – Nie czas na miłość (egz. rec. od autorki
;))
3. Anne Barrows – Opowiem ci pewną historię (egz. rec. od
Świata Książki)
4. Janis Heaply Durham – Ślady na lustrze (zakup własny)
5. Jessica Sorensen – Nie pozwól mi odejść. Ella i Micha (j.
w.)
6. Albert Wass – Czarownica z Funtinel (j. w.)
brak Nie czas na miłość Agnieszki Walczak-Chojeckiej, bo mama czyta :) |
♦
Wyzwania:
1. Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 4,5 cm = 30,9 cm (173 cm)
2. Z półki – 0 = 5 (16-20)
3. 52 książki – 2 = 14 (52)
Tak to się przedstawia.
źródło: Agata Czykierda-Grabowska - Strona autorska |
W lipcu, a konkretniej 20 lipca premierę będzie miała kolejna książka Agaty Czykierdy-Grabowskiej – Jak powietrze (moja recenzja). Oprócz tego, że miałam możliwość poznać nową, cudowną historię YA, to jeszcze zostałam jej ambasadorką oraz… moja króciuśka rekomendacja znalazła się na okładce książki! Tyle wygrać ;D. Nie no, ale tak na poważnie, to kiedyś marzyłam, by promować moim nazwiskiem (blogiem) historię wartą uwagi, jednak z czasem owo marzenie zaczęło blednąć – przestało mieć dla mnie duże znaczenie. Jednak, kiedy nadarzyła się „okazja” (bo co by nie napisać, była to okazja i ukłon ze strony Agaty) postanowiłam ją wykorzystać, bo taka kolejna sytuacja może mi się już nigdy nie przytrafić. Miło będzie pomachać bratu książką przed oczami i pokazać mu swoje imię i nazwisko. Już nie mogę się doczekać wersji po premierze, ponieważ ja miałam przyjemność czytać Jak powietrze przed poprawkami redaktorskimi/korektorskimi, i jestem szalenie ciekawa jak wygląda całość po tych „zabiegach upiększających”.
I ostatnia rzecz na dzisiaj,
obiecuję! Od jakiegoś czasu na moim blogu działa zakładka (postrona) „Artystyczna dusza”, która umożliwia Wam
poznać mnie od tej artystycznej strony. To taka forma galerii moich wypocinek,
możliwe, że z czasem będzie się ona powiększać, ale spokojnie, w razie
większych „rewolucji” będę informować na bieżąco.
To już byłoby wszystko! Do
napisania wkrótce. Wypatrujcie nowości
wydawniczych z czerwca!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każde słowo się liczy. Dziękuję :).