20 grudnia 2015

COORI N. - "Zaryzykuję dla ciebie"

N. Coori
Zaryzykuję dla ciebie

Novae Res 2015
s. 312
978-83-7942-950-9
Cena: 33,00 zł

Wyzwania:
+ Przeczytam tyle, ile mam wzrostu (+ 2,5 cm)
+ 52 książki

Ocena: 6/10

~*~

Ona – piękna kobieta o zranionej duszy.
On – przystojny mężczyzna, który jest źródłem jej cierpienia.
Czy miłość i namiętność okaże się silniejsza od bolesnych ran przeszłości?

Kiedy krucha i zraniona Rose Jenkins wraca w rodzinne strony na ślub siostry, nie spodziewa się, że jej życie zostanie wywrócone do góry nogami. A wszystko za sprawą Taylora Harta – jej pierwszej wielkiej miłości z lat młodzieńczych. Okazuje się, że lata rozłąki ani trochę nie osłabiły łączącego ich uczucia. Jednak przeszłość Rose nie daje o sobie zapomnieć.


~*~

Zaryzykuję dla ciebie zwróciło moją uwagę nie tylko niezwykle seksowną okładką (widzicie spojrzenie tego ładnego pana? Mam wrażenie, że ma ochotę mnie zjeść…), ale także fragmentami, które N. Coori umieszczała na swoim profilu na facebooku. Nie spodziewałam się, że autorka wyróżni mnie – proponując lekturę swojego dziecka. Otrzymałam od niej egzemplarz z niezwykle miłą dedykacją, która po prostu kazała mi wszystko rzucić w kąt i po prostu utonąć w historii. Niestety, spotkanie to nie było takie, na jakie byłam przygotowana…

N. Coori przedstawia nam parę pięknych, atrakcyjnych, doświadczonych przez los bohaterów – Rosemarię i Taylora, którym po prostu przeznaczone jest być razem. Ona – zadziorna kobietka z mroczną przeszłością, a On – uparty, bogaty, niezwykle pociągający i wymarzony przez jej rodziców zięć. Ich drogi po kilkuletniej rozłące znowu się łączą - na weselu, od którego zaczyna się bardzo namiętna, wyuzdana, z chwilami dramatu historia miłosna, czyli erotyk.

Przyznaję szczerze – nie spodziewałam się, że tak niezwykle sympatyczna i szalenie miła autorka potrafi wykreować tak bardzo wyuzdaną, momentami brutalną i skomplikowaną fabułę. W prostocie tkwi piękno – czasami wystarczy chwila zapomnienia, by przedobrzyć. W moich oczach N. Coori niestety przedobrzyła, trochę poszalała z fabułą. Mam wrażenie, że pozwoliła na to, aby pomysły po prostu żyły swoim życiem. Wydaje mi się, że ją pokonały i nie chciały się poskromić. Pomysły były dobre, ale zdecydowanie było ich za wiele, przez co powstał chaos. W trakcie lektury ze zdziwienia szeroko otwierałam oczy i pytałam samą siebie czy autorka to naprawdę wymyśliła (za każdym razem odpowiedź brzmiała niestety twierdząco…). N. Coori bardzo skomplikowała życie swoim bohaterom i zastanawiam się, czy nie za bardzo…  

To, co mnie raziło w oczy to wulgarne słownictwo dotyczące seksu. Dla innych ten aspekt nie stanowi żadnego problemu, ale ja jestem wrażliwą, artystyczną duszą (może czasami za bardzo), ale po prostu to do mnie nie trafiło. Zupełnie nie byłam na to przygotowana (liczyłam na wersję bardziej „ugłaskaną” – kulturalną). Przez to sceny zbliżeń nie wywoływały palpitacji serca (jak czasami się zdarza przy innych podobnych historiach), a jedynie odrazę. Poza tym nie za bardzo podobało mi się zachowanie głównej bohaterki – okazała się mało wiarygodna – mówiła jedno, a robiła drugie. Ponadto jej zachowanie nie do końca mi pasuje, to znaczy do osoby tak mocno zranionej przez los. Jednak podobało mi się to, że autorka starała się wykreować Rosemarię z jednej strony na silną i niezależną kobietę, a z drugiej na słabą, to znaczy cierpiącą, ale nie poddającą się. Natomiast głupota tej postaci momentami raziła mnie w oczy i musiałam złapać kilka głębszych oddechów, by się nie zapowietrzyć. No cóż, w życiu realnym też zdarzają się takie ewenementy, więc jeśli o to N. Coori chodziło, to okay, ale jeśli nie… To wolę milczeć. Rosemaria jest bardzo skomplikowaną bohaterką do scharakteryzowania. Były rzeczy, które mi się w niej nie podobały, a inne nie. Nie wiem, czy autorka zrobiła dobrze ujawniając bolesną przeszłość tej postaci na samym początku. Ja lubię, jak autor zmusza czytelnika do tego, aby ruszył głową – zastanowił się dlaczego bohater jest taki, a nie inny, może skłonił nawet do gdybania „jest taki bo to, czy tamto mu się przydarzyło” i dopiero pod koniec książki wyjawia prawdę, zaskakując nie tylko nas, czytelników, ale także samego siebie. Jeśli chodzi o drugą postać - Taylora, no cóż… Autorka nie miała problemu z jego kreacją w porównaniu do Rosemarii. Jest on zdecydowanie bardziej realną postacią, ciśnie mi się na usta typowy facet z romansów. I w sumie trochę taki jest – przystojny, bogaty, pociągający, obeznany w relacjach damsko-męskich oraz… beznadziejnie zakochany w swojej wybrance. Ale w sumie nie mam do niego zastrzeżeń, fajny facet i tyle.

1/3 książki (jeśli nie więcej) to sam seks – bohaterowie skupiali się głównie na fizycznej stronie miłości.

Był dla mnie jak wybawca, w końcu pokazał mi miłość [1]

Jeśli tak wygląda miłość (w fazie początkowej? Powrotu do miłości? Urzeczywistnieniu jej po długiej rozłące?), jaką N. Coori przedstawiła nam w Zaryzykuję dla ciebie, czyli opierającej się na kąśliwych uwagach i seksie, to ja podziękuję. Na początku książki (gdzieś) rozbawiło mnie jedno stwierdzenie bohaterki (przypominam, że na początku był seks!), że Taylor „pokazał jej miłość”. Serio? Chyba raczej jej fizyczną stronę, a szkoda, że tą drugą – bardziej dla mnie wartościową – zostawił na potem. Ale nie wszystko w życiu jest tak, jak sobie to wyobrażamy… W każdym bądź razie fragment ten obudził we mnie „złośliwą stronę mocy”.

Do czego mogę się jeszcze przyczepić… (pukam żartobliwie palcem w brodę). Nie mam doświadczeń na tym polu działania, ale seks po kilku tygodniach po operacji (w byciu po operacji już mam :P), szczególnie na tylnym siedzeniu w samochodzie jest (jak dla mnie) niewykonalny. Ja dopiero po dwóch miesiącach po „krojeniu” mogłam normalnie chodzić – bez bólu i nieznośnego uczucia ciągnięcia. Nie wyobrażam sobie tego, że w takim stanie mogłabym tak się zabawiać, jak bohaterka… Jak dla mnie to niewykonalne, ale podobno dla chcącego nic trudnego.

Cała historia jest niekiedy przerysowana, nierealna i przelukrowana, ale jednak przyjemna (pomijając ten wulgarny seks). Autorka naprawdę napracowała się tworząc te kreatywne porównania, którymi sprawiała, że mój śmiech nie raz zwabiał moją mamę do pokoju z pytaniem malującym się na jej twarzy.

Był skupiony na wpatrywaniu się we mnie z intensywnością płatnego mordercy, który odnalazł swoją długo wyczekiwaną ofiarę. [2]

I inne równie rozbrajające teksty:

Taylor był cały i zdrowy. Nie mogło być inaczej. Cholera, przecież to Taylor Hart, najlepsza partia, jaka mogła mi się trafić. [3]

Ostatnie rzeczy, do których się przyczepię: N. Coori wprowadziła w dialogi zwroty w języku obcym. Przydały by się do nich przypisy, bo nie wszyscy są poliglotami i znają pięć różnych języków (a nie wszyscy czytelnicy są tak aktywni, by sprawdzać w słowniku ich znaczenia. To taka moja sugestia na przyszłość). I ostatnia rzecz: zakończenie – było ono trochę do przewidzenia: dramatyczne i pozostawiające czytelnika w niewiedzy.

Zaryzykuję dla ciebie nie jest książką odkrywczą – nie wnosi ona niczego nowego na rynek książki. Śmiem nawet twierdzić, że takich historii (podobnych oczywiście), jest wiele. Dla autora sztuką jest, by jego dziecko wyróżniło się „czymś” na tle innych jemu podobnych historii. Ja niestety nie widzę niczego takiego – wtapia się w inne historie, które z czasem umkną z naszego umysłu. Nie powiem, jest to przyjemna, niezobowiązująca, pikantna i momentami trzymająca w napięciu historia, która swoim (ukrytym) humorem poprawia nastrój. Nie jest to idealny debiut, ale jak na początek nie jest źle.

~*~

Ludzie, którzy dostają drugą szansę, zwykle są zdeterminowani i stają na wysokości zadania, byleby tylko naprawić błędy przeszłości. [4]

Nieważne, ile razy upadniemy na ziemię, zawsze wstaniemy odmienieni i doświadczeni kolejnymi zawodami, które nas umocnią i sprawią, że staniemy się silniejsi… [5]

Nie da się […] przygotować na czyjąś śmierć, przychodzi ona niespodziewanie, zasiewając w naszych sercach niewyobrażalny ból, którego na żadne sposoby nie można wypędzić. Sieje spustoszenie, zabiera części naszej osobowości i pozostajemy odmienieni na resztę naszego życia. [6]

[…] trzeba cieszyć się nawet z najmniejszych chwil, których już potem nie da się zwrócić. [7]

~*~

Za możliwość lektury dziękuję ślicznie autorce :)

___
[1] N. Coori, Zaryzykuję dla ciebie, Gdynia 2015, s. 128.
[2] Tamże, s. 17.
[3] Tamże, s. 285.
[4] Tamże, s. 144.
[5] Tamże, s. 146.
[6] Tamże, s. 217.
[7] Tamże, s. 241.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każde słowo się liczy. Dziękuję :).

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...