Agnieszka Walczak-Chojecka
Dziewczyna z Ajutthai
(wyd. II poprawione i rozszerzone)
Filia 2015
s. 327
978-83-8075-029-6
Cena: 36,90 zł
Wyzwania:
+ Przeczytam tyle, ile mam wzrostu (+ 2,4 cm)
+ 52 książki
Ocena: 8/10
~*~
Joanna traci ukochaną pracę w
korporacji, która była sensem jej życia. Iza wiarę w swojego mężczyznę. A
Krzysztof? Całkiem odlatuje i zostaje...stewardem. Czy uda im się odbić od dna
i odnaleźć szczęście? Całą trójkę połączy egzotyczna podróż do dalekiej
Tajlandii, choć nie wszyscy w nią wyruszą.
Wśród wspaniałych pejzaży
Bangkoku, Krabi i Koh Samui dziewczyny szukają przeznaczenia. Z odległej
perspektywy zaczynają wszystko lepiej widzieć. Zwłaszcza, że w odpowiedzi na
najważniejsze pytania pomaga Joannie pewna tajemnicza rzeźba i dwóch
przystojnych mężczyzn. Odnalezienie właściwej drogi, a może i miłości, są już
na wyciągnięcie ręki. Czy jednak można wierzyć pozorom?
Podobno niektóre opowieści zaczynają się dopiero tam, gdzie się kończą. I tak właśnie jest z tą książką.
Podobno niektóre opowieści zaczynają się dopiero tam, gdzie się kończą. I tak właśnie jest z tą książką.
~*~
W życiu raczej nic dwa razy się nie zdarza. Czasami chcielibyśmy coś
zmienić lub poprawić, ale nie mamy takiej możliwości. Przeszłość jest po to,
aby wyciągać z niej wnioski – uczyć się na swoich błędach, by w przyszłości do
nich nie dopuścić. A co, jeśli okazałoby się, że możesz coś zmienić? Poprawić niedoskonałości
oraz dodać szczyptę nowych rozwiązań i pomysłów? Czy byście zaryzykowali, czy
definitywnie zamknęli rozdział i rozpoczęli pracę nad nowym? Taką szansę
dostała p. Agnieszka Walczak-Chojecka – mogła ona poprawić swoje pierwsze „dziecko”,
a mianowicie Dziewczynę z Ajutthai.
Czy autorka dobrze zrobiła powracając do przeszłości, a może jednak nie? Czy
poprawki naniesione na debiut nie zniszczyły pierwotnej wersji historii o
kobiecie poszukującej swojego przeznaczenia? Zapraszam do recenzji.
Na samym początku chciałabym Was odesłać do recenzji debiutu p.
Agnieszki sprzed ponad roku – klik – ponieważ w większej części oprę niniejszą
opinię właśnie na tej poprzedniej.
O tym, że Dziewczyna z Ajutthai
będzie „wskrzeszona” i poprawiona dowiedziałam się na spotkaniu autorskim z p.
Agnieszką w maju w Akademickim Ośrodku Inicjatyw Artystycznych w Łodzi. Byłam
mile zaskoczona, jednakże mieszały się we mnie radość i obawa – z jednej strony
cieszyłam się, że znów będę mogła poszukać przeznaczenia razem z główną
bohaterką oraz odbyć z nią niesamowitą podróż do Tajlandii, lecz z drugiej
strony bałam się czy czar uchwycony przez autorkę nie zostanie stłamszony przez
nadmiar poprawek i ulotni się on jak dym z dogasającego ogniska. Kobieto małej
wiary! Historia w większości została bez zmian, wciąż możemy rozkoszować się
widokami i kulturą Wschodu oraz równie głęboko przeżywać radości i rozterki
bohaterów. Cieszę się, że autorka skupiła się na rozwinięciu wątku o tytułowej Dziewczynie z Ajutthai, nie wiem, czy w sposób
zamierzony czy też nie, ale powstały jakoby dwie historie w jednej książce: o
Joannie i jej znajomych oraz o dziewczynie. W pewnym momencie poczułam niedosyt
związany z opowieścią o dziewczynie zaklętej w drzewo, mogłaby wyjść z tego
naprawdę ciekawa legenda (taki cieniutki dodatek do książki). Oprócz tego,
autorka ujednoliciła całość, nie ma już takich przeskoków w fabule, jakie
pojawiły się w debiucie, nabrała ona większej płynności, a także lekkości.
Ponadto książka wzbogacona została także o kilka opisów. Moim zdaniem poprawki
naniesione na pierwotną wersję Dziewczyny
z Ajutthai tylko uszlachetniły historię. Pani Agnieszka ponownie udowodniła
nam, że potrafi zachować umiar. Nie przedobrzyła, podkreśliła i poprawiła tylko
to, co tego wymagało.
Jeśli chodzi o bohaterów to wciąż są bardzo realistyczni i równie
mocno wzbudzają naszą sympatię. Nie jestem pewna (już nie pamiętam tak
dokładnie), czy przy debiucie śmiałam się tak głośno, jak przy rozszerzonej
wersji Dziewczyny… Niektóre sytuacje
i dialogi tak mocno mnie rozbawiły, że dzięki nim pozytywna energia nie
opuszczała mnie do końca dnia. Nie zabrakło w niej także tych smutniejszych i
rzewniejszych momentów, które równoważyły całość.
Jestem szczęśliwa, nie tylko dlatego, że mogłam kolejny raz zatopić
się w lekturze Dziewczyny, ale także
z tego względu, iż autorka nie przesadziła z poprawkami – zostawiła wszystko
to, co urzekło mnie w debiucie. I ponadto rozwinęła wątki, które mnie nurtowały.
Pani Agnieszko – dziękuję.
~*~
Czasem prawda jest zbyt bolesna,
by można ją było tak po prostu przełknąć. [1]
[…] niektóre rzeczy po prostu
muszą się wydarzyć i nie trzeba się przed nimi bronić. [2]
Jednak czasem trzeba odpocząć.
Jak się tego nie robi, to człowiek zaczyna się fizycznie i psychicznie rozpadać.
[3]
Biegniesz, lecisz, tyle jeszcze
chcesz zrobić, tyle zobaczyć, przeczytać, kogoś przeprosić, komuś wybaczyć, a
tu nagle pstryk! I zgaszone światło. I już tylko ze świętym Piotrem możesz
fajeczkę popykać. [4]
W życiu jest tyle cudownych
możliwości, tylko trzeba w nie uwierzyć i wybrać coś, co cię naprawdę kręci.
[5]
W końcu, czy to ważne, jaką płeć
ma miłość, skoro jest prawdziwa. [6]
[…] czasem los daje nam znaki, a
my ich nie zauważamy, albo po prostu nie chcemy zauważyć, bo boimy się zmian,
które się zdarzają, jeśli podejmiemy wyzwanie. A przecież zmiany bywają
zbawienne. [7]
Pomstujemy, gdy wywiniemy kozła,
bo ktoś podstawił nam nogę, ronimy łzy przez czyjś krzywy uśmiech, brzydką
pogodę, zakalec zamiast ciasta, jednak w obliczu możliwej straty ostatecznej
stajemy się bezradni jak dzieci i nie potrafimy wydobyć z siebie głosu. [8]
Każdą porażkę można przekłuć w
wygraną, jeśli tylko podąża się za swoim przeznaczeniem. [9]
~*~
Za możliwość lektury dziękuję ślicznie autorce ;)
___
[1] Agnieszka WALCZAK-CHOJECKA, Dziewczyna
z Ajutthai, Poznań 2015, s. 36.
[2] Tamże, s. 64.
[3] Tamże, s. 67.
[4] Tamże, s. 117.
[5] Tamże, s. 128.
[6] Tamże, s. 207.
[7] Tamże, s. 208.
[8] Tamże, s. 269.
[9] Tamże, s. 327.
Nigdy wcześniej nie słyszałam o tej książce. Tym bardziej dziwi mnie fakt, że to jej drugie wydanie. Skoro się na to zdecydowano to zapewne nie bez powodu :)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja! Idealnie złapałaś esencję książki, skutecznie zachęcając mnie do jej lektury :) gdy tylko nadarzy się okazja, na pewno ją dla siebie zakupię :)
Książkę ostatnio dostałam, więc cieszę się, że zbiera takie dobre opinie. Postaram się za nią jak najszybciej zabrać i mam nadzieję, że mnie również urzecze. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!