Augusta Docher
Najlepszy powód, by żyć
OMG Books 2017
s. 361
978-83-240-4638-6
Cena: 37,90 zł
Ocena: 6/10
~*~
Wszystko trwało ułamek sekundy. Błysk ognia i nagle jestem w ognistej
kuli. Dociera do mnie, że się palę. Jestem żywą ludzką pochodnią.
Dominika budzi się po kilku dniach. Wie, że to był wypadek, a ukochany ojciec wcale nie chciał jej zabić. Teraz, kiedy on jest w więzieniu, ona leży w szpitalu i walczy o życie. Chociaż właściwie, to inni walczą za nią, ponieważ ona się już poddała. Ale to, co miało być końcem, okazuje się być początkiem…
Przewrotny los stawia na jej drodze ambitnego młodego lekarza, który dostrzega w niej coś więcej niż tylko pacjentkę. Gdy on będzie leczył jej ciało, jego brat Marcel, czarna owca szanowanej rodziny, spróbuje uleczyć jej duszę. Tylko czy to jest w ogóle możliwe? Czy pęknięte serce potrafi jeszcze kochać? I czy ktoś, kto ma tyle powodów, by się zabić, odnajdzie ten jeden, by żyć?
~*~
Najlepszy powód, by żyć Augusty Docher (vel. Beaty Majewskiej) to
kolejna książka, o której mogłabym mówić i mówić (podobnie miałam w przypadku
recenzowania debiutu Natalii Murawskiej Życie
jest piękne), ale zacznę od tego, dlaczego postanowiłam po nią sięgnąć.
Przede wszystkim w pierwszej kolejności skusiła mnie jej niesamowita okładka.
Jest ona tak niezwykła i klimatyczna, że trudno (przynajmniej mi) oderwać od
niej wzrok (nawet teraz, kiedy jestem już po jej lekturze. Niestety trochę odbiega
ona od obietnicy, jaką daje nam szata graficzna książki). Wiem, że nie powinno
się oceniać publikacji po okładce, ale sami na nią spójrzcie. Gdybym jednak
miała oceniać samą grafikę, to bezapelacyjnie dałabym jej dziesięć punktów na
dziesięć możliwych. Jednak książka to nie tylko przyciągająca wzrok okładka,
ale przede wszystkim treść. A z tym to już będzie sprawa bardziej złożona i
skomplikowana.
Odkąd trafiłam na Morze spokoju Katji Millay, zakochałam
się w gatunku New Adult/Young Adult (NA/YA) i nie potrafię przejść obojętnie
obok takiej książki. Podobnie było także w przypadku Najlepszego powodu, by żyć, poza tym chciałam przekonać się, czy
to, o czym mówią czytelnicy powieści Augusty Docher jest prawdą. A mówią
naprawdę dużo…
Zacznę od tego, że historia
przedstawiona przez autorkę w niniejszej książce jest pełna sprzeczności i
sytuacji, które przeczą logice. Zachowanie Marcela, głównego bohatera Najlepszego powodu, by żyć, mogę jeszcze
zrozumieć, bo jest akurat takim typem człowieka, ale Dominiki już nie. Mogłabym
przytoczyć kilka takich dziwnych wydarzeń i zachowań, ale szczerze powiedziawszy
nawet nie wiedziałabym od czego miałabym zacząć (np. taka sytuacja: kiedy
Dominika zrobiła Marcelowi loda po pierwszej wizycie w jej domu. Dziewczyna
rzuciła się na niego jak jakaś nimfomanka). Jeśli chodzi o Marcela, autorce
udało się wykreować go w bardzo realistyczny sposób. Chłopak jest niezwykle
szczery, prostolinijny, otwarty i bezpośredni z bardzo specyficznym poczuciem
humoru. Bez problemu mogę sobie wyobrazić taką osobę na ulicy, natomiast
Dominiki niestety nie. W przeciwieństwie do chłopaka wydaje się być sztuczna i
naciągana, a jej dziwne zachowanie nie da się usprawiedliwić nieszczęśliwym wypadkiem.
Jak dla mnie jest głupia i tyle, jakby miała problemy psychiczne. Poza tym,
moim zdaniem, bardziej pasowałby do dziewczyny Tomek, brat Marcela, ponieważ
łączą ich podobne i trudne przejścia. Większe przyciąganie dostrzegłam właśnie
pomiędzy tą dwójką, niż między nią a Marcelem (chociaż w przypadku Marcela też
było wyraźnie widać, że ciągnie go do Dominiki, ale z jej strony już tak
niekoniecznie. Autorka starała się stworzyć takie przyciąganie pomiędzy
bohaterką a bratem Tomka, ale nie do końca jej to udało). Wyszło to trochę
sztucznie, szczególnie widać to we fragmencie, kiedy Tomek opowiadał jej o
swoim bracie, a konkretniej o jego przeszłości. Mam też sprzeczne uczucia
odnośnie tej sytuacji. Dominika tę rozmowę nazwała obgadywaniem, co moim
zdaniem do końca nim nie było. Brat Marcela przedstawił jego historię,
wtrącając przy tym swoje odczucia (że okazał się nieodpowiedzialny i
niedojrzały), a główna bohaterka nazwała go Judaszem. Przez ten fragment
zaczęłam wątpić w to, czy dobrze jednak rozumiem słowo „obgadywać”. Bo
obgadywać kogoś, to mówić o nim za jego plecami, przeważnie fałszywie i
pogardliwie. Tomek rzeczywiście mówił o Marcelu za jego plecami i to trochę w
pogardliwy sposób, ale to dlatego, że chłopak naprawdę zachował się nieodpowiedzialnie.
Ale na pewno nie rzucał oszczerstw ani go nie oczerniał. Po prostu stwierdził
fakty. Jak dla mnie zachował się (powiedzmy) w porządku, powiedział tylko to,
co było prawdą. Poza tym wydaje mi się, że nazwaniem Tomka „dwulicowym” to
także było przesadzone. Gdyby taki był, jakim widziała go Dominika, to raczej
nie pomógłby bratu odzyskać jej, tylko sam by się wziął do „roboty”. W końcu to
Marcel odbił mu Dominikę, a nie odwrotnie. Mam wrażenie, że wszyscy uwzięli się
na tego Tomka… Kończąc ten wątek, Marcel powinien przyznać się dziewczynie do
swoich grzechów przeszłości, tym bardziej, że był w trakcie ich naprawiania.
Gdyby to zrobił, nie było by tej całej sytuacji. Powracając jeszcze na chwilę
do zachowania głównej bohaterki: chyba każdy inteligentny człowiek wie, że nie
daje się półtorarocznemu dziecku batonika fitness…
Wbrew wszystkiemu Najlepszy powód, by żyć czytało mi się
naprawdę dobrze i szybko. Jednak porównania i zwroty, które autorka wykorzystała
w swojej książce wywoływały we mnie różne reakcje. Raz parskałam śmiechem, bo
mnie naprawdę rozbawiły, a innym razem zakrywałam oczy, by uchronić się przed
ich negatywnym oddziaływaniem na mój umysł.
Jego skronie pulsują, jakieś grube naczynie na szyi podobnie. [1]
Poza tym mocno uśmiałam się przy
fragmencie, kiedy Dominika „podziwiała” owłosienie Marcela. Było to trochę żenujące.
W nocy było ciepło, więc w nocy zdjął koszulkę i jest tylko w
bieliźnie. Włoski na klatce piersiowej odcinają się od jego jasnej skóry. Zarzucił
rękę za głowę, więc mogę podziwiać nie tylko te. Pod pachą ma prawdziwy gąszcz.
Zresztą cały jest dosyć mocno owłosiony. Uda, golenie, ręce… Wszędzie kręte,
ciemne włoski. Jestem prawie pewna, że są miękkie i miłe w dotyku. [2]
Serio? Jak tam na jej miejscu nie
chciałabym sprawdzać, jaki miękki ma on gąszcz pod pachami… Jednak dla mnie
wygrywa tekst o zupie pomidorowej:
Nie jestem zupą pomidorową, żeby mnie wszyscy lubili. [3]
Kapitalny tekst, wcześniej nie
słyszałam tego stwierdzenia, ale na pewno kiedyś w rozmowie z kimś go
wykorzystam.
Augusta Docher miała naprawdę
ciekawy pomysł na książkę, jednak nie do końca, mam wrażenie, dobrze go
przelała na papier. Głównie przeszkadzało mi w niej zachowanie Dominiki, ona
trochę psuje historię, która miała (i do te pory ma) naprawdę duży potencjał.
Najlepszym elementem tej książki okazał się… Marcel. Bohater bardzo wyróżnia
się na tle tych wszystkich męskich postaci, jakie miałam okazję niedawno
poznać. W tej całej swojej szczerości i bezpośredniości jest wprost ujmujący.
Podobała mi się także relacja, jaką autorka stworzyła pomiędzy Dominiką i jej
ojcem. Pokazała prawdziwą i silną więź, jaka bardzo często łączy córkę i ojca,
do której wiele razy, przy różnych okazjach człowiek się odnosi i ją podkreśla.
Od wieki wieków wiadomo przecież, że córeczki są tatusiów, a synkowie mamuś.
Ostatecznie, jako całość oceniam
tę historię dobrze, ale nie jest to
książka, która czymś szczególnym by się wyróżniała na tle innych tego typu
powieści. Liczyłam jednak na coś więcej: stopniowania napięcia, tajemnic,
niespodziewanych zwrotów akcji… Fabuła jest trochę do przewidzenia i niestety psuje
to radość z poznawania jej. Szczerze powiedziawszy emocji też tu za dużo nie
poczułam, oprócz rosnącej irytacji do głównej bohaterki i szczerej sympatii do
Marcela. Moim zdaniem na rynku wydawniczym można znaleźć lepsze powieści z gatunku
NA/YA. Najlepszy powód, by żyć można
przeczytać jako ciekawostkę i dla porównania z innymi książkami.
~*~
To nie ma znaczenia, czego komuś brakuje […]. Nie kocha się za to,
czego brakuje, tylko za to, co jest. [4]
~*~
Za możliwość lektury
dziękuję ślicznie wydawnictwu OMGBooks ;)
___
[1] Augusta Docher, Najlepszy powód, by żyć, Kraków 2017, s.
24.
[2] Tamże, s. 156.
[3] Tamże, s. 117.
[4] Tamże, s. 335.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każde słowo się liczy. Dziękuję :).