14 października 2017

Gaskell Elizabeth – „Północ i południe”

Elizabeth Gaskell
Północ i południe
(North & South)

tł. Katarzyna Kwiatkowska

Świat Książki 2011
s. 574
978-83-7799-426-9
Cena: 42,90 zł

Ocena: 8/10

~*~

Niezapomniana historia o miłości, w której dobroć serca staje naprzeciw bezwzględnej walki o przetrwanie.

Margaret Hale i John Thornton to niezwykła para. Ona, dobra i wrażliwa na ludzką krzywdę, pochodzi z zamożnego południa Anglii. On, przemysłowiec z północy i znajomy jej ojca, uważa, że najważniejsze są prawa ekonomii. Poznają się, gdy Margaret wraz z rodziną przenosi się z zielonego Helstone do robotniczego Milton. W zadymionym mieście młoda kobieta odkrywa świat, o jakim nie miała pojęcia: pełen biedy, chorób i nieustannego wiązania końca z końcem. Tak właśnie wygląda życie pracującej dla Thorntona rodziny Higginsów, z którą się zaprzyjaźniła. Gdy w fabryce wybucha strajk, Margaret nie ma wątpliwości, po czyjej stanąć stronie. Ale w dramatycznej sytuacji to właśnie Thornton będzie potrzebował jej pomocy.

Poruszająca powieść społeczno-obyczajowa przypominająca klimatem naszą… Ziemię obiecaną.


~*~

źródło: Pinterest
Bardzo długo zwlekałam z lekturą Północ i południe Elizabeth Gaskell. Po pierwsze dlatego, że książka ta do najcieńszych nie należy (trochę czasu trzeba jednak na nią poświęcić), po drugie historię Margaret Hale i Johna Thorntona miałam już okazję poznać (dzięki cudownemu serialowi BBC z 2004 roku, gdzie w główne role wcielili się Daniela Denby-Ashe i Richard Armitage), a po trzecie trochę wystraszyłam się stylu, w jakim autorka mogła ją napisać. Skąd ten strach? Otóż pojawił się on po lekturze Trilby.Iluzji miłości George’a du Mauriera, którą miałam okazję poznać w pierwszej połowie 2017 roku. Oba tytuły powstały mniej więcej w tym samym czasie, czyli w XIX wieku i, nie wiedzieć czemu pomyślałam, że łączy je nie tylko okres powstania, ale także… styl. Nie taki sam oczywiście, ale bardzo podobny. Powieść Mauriera trochę mnie wymęczyła, a te skoki czasowe i bardzo długie (czasami niepotrzebne) opisy przytłoczyły mnie. Bałam się, że z Północą i południem Gaskell będzie podobne: również będę się nim męczyć i to nie wiadomo jak długo, bo Trilby jest od tej powieści trochę cieńsza. Na szczęście moje obawy (po raz kolejny) okazały się bezpodstawne.

Jak wspomniałam wcześniej, historia zawarta w Północ i południe nie była dla mnie dużą tajemnicą. Wersja papierowa okazała się równie ujmująca i piękna jak serial BBC. Oczywiście obie wersje różnią się trochę od siebie, ale szczerze powiedziawszy zmiany, które wprowadzili twórcy serialu okazały się jak najbardziej trafione (oprócz pierwszego spotkania Margaret i Johna) i nie są one irytujące. Powiedziałabym nawet, że są nawet o wiele lepsze od oryginalnych (głównie mam tu na myśli scenę końcową, chociaż zdecydowanie wygrywają dialogi w książce, natomiast sceneria z serialu). Elizabeth Gaskell posługuje się o dziwo prostym i niezwykle plastycznym językiem (zakochałam się w jej stylu), szybko wniknęłam w historię i z wielką przyjemnością ją śledziłam oraz… odkrywałam „smaczki” zatajone przez twórców serialu. Tak, Północ i południe nie raz mnie zaskakiwało, przede wszystkim pierwsze, co rzucało się w oczy to różnice pomiędzy książką a serialem. Było trochę tak, jakbym odkrywała powieść Gaskell na nowo. Było to dla mnie naprawdę ciekawym i fajnym doświadczeniem, nawet w jakimś stopniu niepowtarzalnym.

Jeśli chodzi o bohaterów, to mam problem z Margaret. Nie mogę jednoznacznie napisać, że ją polubiłam. Tylko do niej mam mieszane uczucia. Na początku poznajemy ją jako strasznie naiwną, potem uprzedzoną i upartą dziewczynę. Jest ona prostoduszną postacią, która ma swoje zdanie i nie boi się go wypowiadać na głos. Margaret cechuje także rodzinność i wszystko przeżywa bardzo mocno. Niewątpliwie jest wrażliwa na krzywdę innych oraz gotowa do działania. To kobieta czynu: najpierw robi, a potem zastanawia się nad ewentualnymi konsekwencjami. Opisując ją tutaj wygląda na ciekawą i fajną bohaterkę, ale dla mnie była ona trochę za sztywna… A największą zagwozdkę mam z jej uczuciami do Thorntona. W trakcie oglądania serialu nie wiedziałam, w którym momencie jej uczucia do właściciela fabryki się zmieniły, natomiast w książce autorka trochę bardziej ten fragment zaakcentowała. Moim zdaniem Gaskell nie do końca poradziła sobie z wykreowaniem zmiany uczuć Margaret. Bohaterka w kółko powtarzała, że jest jej wstyd za to, że skłamała i że on, czyli Thornton, o tym wiedział i co sobie o niej pomyśli. Szkoda, że nie było żadnego szybszego bicia serca czy pocenia rąk, albo więcej rumieńców na policzkach. Myślę, że to wpłynęłoby pozytywnie na wizerunek Margaret, byłaby o wiele bardziej urokliwa, mniej sztywna i… naturalna.  Jeśli chodzi o Johna Thorntona to nie mam uwag. Napiszę tylko tyle, że Armitage rewelacyjnie wcielił się w rolę fabrykanta (nawet nie przypuszczacie do czego doprowadzało mnie jego spojrzenie i  głos…).

źródło: Pinterest

W opinii od wydawcy możemy przeczytać, że książka przypomina klimatem naszą Ziemię Obiecaną Władysława Reymonta. Krótko mówiąc w książkowym Milton odnalazłam swoje rodzinne miasto, czyli Łódź. Przez to historia ta, mimo, że napisana przez angielską pisarkę i z fabułą osadzoną w Anglii, stała mi się bardzo bliska. Bo osadziła ją w miejscu bardzo podobnym do tego, w którym na co dzień funkcjonuję (Mam tu na myśli zabytki: pozostałości fabryk i pałace, które mijam w drodze do i z pracy. Łódź przecież była miastem włókienniczym, do dzisiaj można zobaczyć miejsca, gdzie tkano oraz na czym i… przenieść się do minionych czasów). Gaskell udało się w powieści oddać klimat miejsca, w którym toczy się akcja: surowy i momentami przytłaczający, ale także niepowtarzalny i wyróżniający się. Szybko odnalazłam się w robotniczym Milton, a wyobrażenie sobie tego wszystkiego o czym pisze autorka było dla mnie niezwykle łatwe. Co do wspomnianej przeze mnie Ziemi Obiecanej, jeszcze nie przeczytałam powieści Reymonta, ale na pewno kiedyś to zrobię. Myślę, że po lekturze spokojnie będę się mogła odwoływać do Północy i południa.

Patrząc na całokształt, Północ i południe okazała się naprawdę bardzo dobrą lekturą. Elizabeth Gaskell stworzyła, moim zdaniem, cudowną, ponadczasową, niezwykle klimatyczną i niepozorną opowieść o miłości, którą chciałaby przeżyć każda niepoprawna romantyczka. Z pewnością będę powracać myślami do historii stworzonej przez Gaskell i pewnie nie raz obejrzę jej wersję filmową z niesamowitą ścieżką dźwiękową, która porusza mnie za każdym razem, kiedy włączę sobie ją na YouTubie. Autorka tą powieścią przełamała mój strach odnośnie klasyk i z większym spokojem podejdę do kolejnych tego typu powieści. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości znajdę czas na inne jej książki. Przymierzam się do Pań z Cranford, ale zobaczymy co z tych moich planów wyjdzie. Północ i południe, mimo że przeczytałam i obejrzałam serial na jego podstawie dwa razy, nie jest dla mnie rozdziałem zamkniętym. I chyba nigdy nim nie będzie.

źródło: Pinterest

~*~

Chmury jednak nigdy nie zasnuwają nam tej części nieba, gdzie się ich spodziewamy. [1]

­Nie istnieje na tej ziemi uśmiech, który nie miałby łzy za siostrę. [2]

___
[1] Elizabeth Gaskell, Północ i południe, Warszawa 2011, s. 22.
[2] Tamże, s. 222.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każde słowo się liczy. Dziękuję :).

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...