Witajcie
kochani!
Kwiecień
już dawno za nami, tak samo jak długi weekend majowy (zwany również „weekendem
stulecia”), ale żeby skończyć bardziej optymistycznie: przed nami Boże Ciało i
dla szczęśliwych kolejne cztery dni wolne (czwartek, piątek, sobota i
niedziela). Mam nadzieję, że znajdę się w tej grupie i będę mogła byczyć się
(znowu) na działce ;). Co u mnie się działo w minionym miesiącu?
Przede wszystkim obchodziłam swoje kolejne urodziny! Brawa dla mnie, że przez te 27 lat jeszcze nie zwariowałam! A poza tym? Pogoda niesamowicie nas rozpieściła, chyba wszyscy tęsknili za tak cudownie ciepłymi i słonecznymi dniami, nie? Ta pogoda właśnie zmobilizowała mnie do skończenia pewnego obrazu, którego malowanie zaczęłam… w zeszłym roku! (brawo ja). Po pochwaleniu się moim efektem pracy w mediach społecznościowych otrzymałam… zamówienie na taki sam. Jak dobrze wiecie (albo i nie, ale za moment się tego dowiecie) malowanie, czy też rysowanie to jedno wielkie kłamstwo i każdy kolejny obraz, choćby nie wiadomo jak bardzo dobrze odwzorowany, będzie się różnił od pierwowzoru. A kto twierdzi inaczej, ten kłamczuch! No chyba, że ktoś powieli coś na komputerze (druk), czy odleje z formy (rzeźba etc.). Tak więc w kwietniu, moim miesiącu urodzin, skończyłam jeden obraz – Hogwart – a w maju rozpoczęłam drugi, dla kuzynki. Myślę, że powinien mi on znacznie szybciej pójść, ponieważ już wiem w jaki sposób uzyskać niektóre efekty. Gdy skończę swoje dzieło z pewnością pochwalę się nim nie tylko na Facebooku i Instagramie, ale też tutaj, na blogu.
Przede wszystkim obchodziłam swoje kolejne urodziny! Brawa dla mnie, że przez te 27 lat jeszcze nie zwariowałam! A poza tym? Pogoda niesamowicie nas rozpieściła, chyba wszyscy tęsknili za tak cudownie ciepłymi i słonecznymi dniami, nie? Ta pogoda właśnie zmobilizowała mnie do skończenia pewnego obrazu, którego malowanie zaczęłam… w zeszłym roku! (brawo ja). Po pochwaleniu się moim efektem pracy w mediach społecznościowych otrzymałam… zamówienie na taki sam. Jak dobrze wiecie (albo i nie, ale za moment się tego dowiecie) malowanie, czy też rysowanie to jedno wielkie kłamstwo i każdy kolejny obraz, choćby nie wiadomo jak bardzo dobrze odwzorowany, będzie się różnił od pierwowzoru. A kto twierdzi inaczej, ten kłamczuch! No chyba, że ktoś powieli coś na komputerze (druk), czy odleje z formy (rzeźba etc.). Tak więc w kwietniu, moim miesiącu urodzin, skończyłam jeden obraz – Hogwart – a w maju rozpoczęłam drugi, dla kuzynki. Myślę, że powinien mi on znacznie szybciej pójść, ponieważ już wiem w jaki sposób uzyskać niektóre efekty. Gdy skończę swoje dzieło z pewnością pochwalę się nim nie tylko na Facebooku i Instagramie, ale też tutaj, na blogu.
Dla
zainteresowanych „bardziej”, jest to olej na płótnie 30 cm x 40 cm.
Co
dalej?
W
kwietniu udało mi się przeczytać nie-sa-mo-wi-te książki, w tym trochę
szokującą Dziesięć poniżej zera
Whitney Barbetti, przezabawną i pouczającą Jej wysokość P. Joanne Macgregor, niezwykle rodzinną Rodzinne rewolucje Małgorzaty Kasprzyk oraz BARDZO wciągającą i emocjonalną
historię Cindera i Elli Kelly Oram.
Ostatni tytuł pozytywnie mnie zaskoczył i mam nadzieję, że wkrótce będę mogła
podzielić się z Wami moimi wrażeniami po jej lekturze (kiedy sobie o niej
myślę, to nie mogę przestać wzdychać, że to taka piękna i świetna powieść!).
Można powiedzieć, że normę miesięczną „wyrobiłam”, czyli jedna książka w jeden
tydzień. W sumie mogło być lepiej, ale nie ma co narzekać! Jest okay!
Moja biblioteczka wzbogaciła się o wiele cudownych tytułów: o niektórych marzyłam, innych wyczekiwałam z niecierpliwością, a pozostałe wpadły bo „los tak chciał”. Do pierwszej grupy oczywiście wchodzi niesamowity Chłopak, który bał się być sam Marieke Nijkamp, którego poznałam dzięki Book Tourowi zorganizowanemu przez Kasię z bloga About Katherine (i nabytego w Światowym Dniu Książki w Empiku). Drugą wymarzoną powieścią były Żółwie aż do końca Johna Greena, a trzecią Marzyciel Laini Taylor. Wisienką na torcie okazała się Love, Rosie Cecelii Ahern, którą upolowałam w moim ulubionym antykwariacie za bagatela 9 PLN. Grupę „wyczekiwanych” otwiera i jednocześnie zamyka najnowsza powieść Elżbiety Rodzień Przyciąganie, która swoją premierę miała 16 kwietnia (dwa dni przed moimi urodzinami!) i szczerze powiedziawszy nie mogę się doczekać, kiedy w końcu wezmę ją w swoje łapki. Reszta moich nabytków to książki, które przyszły do mnie „bo los tak chciał”.
Moja biblioteczka wzbogaciła się o wiele cudownych tytułów: o niektórych marzyłam, innych wyczekiwałam z niecierpliwością, a pozostałe wpadły bo „los tak chciał”. Do pierwszej grupy oczywiście wchodzi niesamowity Chłopak, który bał się być sam Marieke Nijkamp, którego poznałam dzięki Book Tourowi zorganizowanemu przez Kasię z bloga About Katherine (i nabytego w Światowym Dniu Książki w Empiku). Drugą wymarzoną powieścią były Żółwie aż do końca Johna Greena, a trzecią Marzyciel Laini Taylor. Wisienką na torcie okazała się Love, Rosie Cecelii Ahern, którą upolowałam w moim ulubionym antykwariacie za bagatela 9 PLN. Grupę „wyczekiwanych” otwiera i jednocześnie zamyka najnowsza powieść Elżbiety Rodzień Przyciąganie, która swoją premierę miała 16 kwietnia (dwa dni przed moimi urodzinami!) i szczerze powiedziawszy nie mogę się doczekać, kiedy w końcu wezmę ją w swoje łapki. Reszta moich nabytków to książki, które przyszły do mnie „bo los tak chciał”.
A
tak wygląda mój czytelniczy kwiecień w skrócie:
♦
Przeczytane - 4
1. Whitney Barbetti – Dziesięć poniżej zera
2. Joanne Macgregor – Jej wysokość P.
3. Małgorzata Kasprzyk – Rodzinne rewolucje
4. Kelly Oram – Cinder i Ella
♦
Nabytki - 11
1. Sylwia Bachleda – Pocałunek cesarza
2. Chris Cleave – Dzielnym będzie przebaczone
3. Abbi Glines – Kocham cię bez słów
4. J. P. Monninger – Droga do ciebie
5. Elżbieta Rodzeń – Przyciąganie
6. Marieke Nijkamp – Chłopak, który bał się być sam
7.
John Green – Żółwie aż do końca
8. Laini Taylor – Marzyciel
9. Jacek Głowiński – Dziewiczy rejs
10. Anna Feret – Przerwane milczenie
11. Cecelia Ahern – Love, Rosie
♦
Wyzwania
1. Przeczytam tyle, ile mam wzrostu + 9,4 cm = 39 cm (173 cm)
2. Z półki + 0 = 4 (16-20)
3. 52 książki + 4 = 17 (52)
A
co w maju na blogu?
-
Tradycyjnie zestawienie Nowości wydawniczych z minionego miesiąca,
-
KONKURS z fantastyczną książką, która miała swoją premierę w marcu,
-
recenzje: Cindera i Elli Kelly Oram oraz
Dziewiczego rejsu Jacka Głowińskiego,
a także…
-
kolejny Book Tour. Myślę, że powinien wystartować pod koniec maja lub na
początku czerwca. Jaki tytuł tym razem pójdzie w świat? O tym niebawem, zatem
bądźcie czujni!
To
by było na tyle. Trzymajcie się ciepło i do napisania wkrótce!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każde słowo się liczy. Dziękuję :).